[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrobieniem pierwszego kroku. Sądzę, że umiejętność mężczyzny postępowania z kobietami jest odwrotnie
37
proporcjonalna do jego niezależności i odwagi w stosunkach z innymi mężczyznami. Zdarza się często, że
zniewieściały słabeusz potrafi wzbudzić zachwyt i oczarować płeć piękną, podczas gdy człowiek silny i
odważny, który bez leku stawia czoła tysiącowi niebezpieczeństw, kryje się w kącie, jak przestraszone dziecko.
W równo trzydzieści dni od chwili mego przybycia na Barsoom wjechaliśmy do starożytnego miasta
Thark, wybudowanego przez dawno wymarły naród, ludzi, którym ta zielona zgraja ukradła nawet nazwę.
Liczba zielonych Tharkijczyków zbliża się obecnie do trzydziestu tysięcy i są oni podzieleni na dwadzieścia pięć
plemion. Każde z nich posiada swego jeda i pewną liczbę niższych rangą dowódców, ale wszystkie podlegają
władzy Tal Hajusa, jeddaka Tharku. Pięć plemion ma swoją główną siedzibę w mieście Thark, a pozostałe są
rozsiane po innych, opuszczonych przez starożytnych Marsjan miastach, znajdujących się na terenach
zarzÄ…dzanych przez Tal Hajusa.
Na wielki, centralny plac wjechaliśmy wczesnym popołudniem. Nasz powrót nie wzbudził większego
zainteresowania, nie było owacyjnie witających tłumów. Ci, którzy akurat znalezli się w pobliżu, wymawiali w
tradycyjnym powitaniu imiona znajomych mężczyzn i kobiet, ale dopiero, gdy rozeszła się wiadomość, że
karawana przywiozła ze sobą dwoje jeńców ciekawość przygnała na plac większą liczbę osób.
Przydzielono nam wkrótce kwatery i resztę dnia spędziliśmy na urządzaniu się w nowych warunkach.
Budynek, w którym miałem mieszkać stał na południowym skraju placu, tuż przy wylocie szerokiej alei, którą
przyjechaliśmy od bram miasta. Zajmowałem ten budynek sam, cały był do mojej dyspozycji. Architektura, tak
piękna w Koradzie, tutaj, o ile to w ogóle możliwe, była jeszcze wspanialsza. Dekoracje ścian w mojej kwaterze
mogłyby być ozdobą pałacu największego z ziemskich cesarzy, ale dla tych dziwnych liczyły się tylko rozmiary
budynków i pokojów  im większe, tym lepsze.
I tak Tal Hajus mieszkał w czymś co kiedyś musiało być gmachem użyteczności publicznej,
największym w mieście, ale zupełnie nie nadającym się na rezydencję. Następny z kolei pod względem
rozmiarów budynek zajmował Lorquas Ptomel, kolejny był mieszkaniem mniej ważnego jeda i tak dalej, według
hierarchii ważności wszystkich pięciu jedów. Wojownicy mieszkali razem z dowódcami, do których świty
należeli, albo, jeżeli woleli, szukali kwater w jednym z tysięcy nie zamieszkanych domów, stojących w części
miasta przydzielonej ich plemieniu. Musieli się ściśle trzymać granic dzielnicy, w której mieszkało ich plemię.
WyjÄ…tek stanowili jedowie, zajmujÄ…cy budynki stojÄ…ce frontem do placu.
Gdy wreszcie uporządkowałem mój budynek, a raczej gdy skończyłem doglądać porządkowania, już
niemal zapadła noc. Wyszedłem na zewnątrz z zamiarem znalezienia Soli i jej podopiecznej|, gdyż postanowiłem
porozmawiać wreszcie z Dejah Thoris i przekonać ją, że powinniśmy zawrzeć rozejm do czasu, aż znajdę jakiś
sposób dopomożenia jej w ucieczce. Po długim, bezskutecznym poszukiwaniu, gdy górna część tarczy
słonecznej znikła już za horyzontem, zobaczyłem brzydki łeb Woola, wyglądający z okna na drugim piętrze
budynku po przeciwnej stronie tej samej ulicy, przy której mieszkałem.
Nie czekając na bardziej wyrazne zaproszenie wbiegłem po schodach na drugie piętro i wszedłem do
wielkiego pomieszczenia. Woola uradowany, że wreszcie się zjawiłem wyskoczył w powietrze i nieomal obalił
mnie ciężarem swego ciała na podłogę. Rozwalił przy tym pysk od ucha do ucha, ukazując wszystkie trzy rzędy
ostrych kłów, jakby z radości miał zamiar mnie połknąć.
Uspokoiwszy go nieco rozejrzałem się po pokoju, starając się w gęstniejącym mroku dojrzeć Dejah
Thoris. Nikogo nie zauważyłem i zniecierpliwiony krzyknąłem jej imię. W odpowiedzi z kąta pomieszczenia
dobiegł mnie jakiś pomruk, a gdy podszedłem bliżej zobaczyłem ją, owiniętą w futra i jedwabie, siedzącą na
jakimś antycznym krześle. Stałem przez chwilą w milczeniu. Podniosła się w końcu i patrząc mi prosto w oczy,
spytała:
- Czego sobie życzy Dotar Sojat od Dejah Thoris, swego więznia?
- Naprawdę nie wiem, czym cię obraziłem, Dejah Thoris - powiedziałem. - Ciebie, którą chciałem bronić
i której pragnąłem usługiwać. Jeżeli gardzisz moją opieką, będę zmuszony się z tym pogodzić, ale powinnaś
chociaż pomóc mi w urzeczywistnieniu planu twojej ucieczki, jeśli jest ona w ogóle możliwa. Tym razem nie
jest to moja prośbą, ale rozkaz. Gdy będziesz znowu bezpieczna na dworze twego ojca, zrobisz ze mną, co
będziesz chciała, ale do tego dnia jestem twoim panem i musisz mi być posłuszna i pomagać.
Patrzyła na mnie długo i poważnie i pomyślałem, że może nie będzie już dla mnie taka surowa.
- Rozumiem doskonale twoje słowa odpowiedziała  ale nie rozumiem, ciebie, Dotar Sojacie. Jesteś
przedziwną mieszaniną dziecka i mężczyzny, gbura i człowieka szlachetnego, Bardzo bym chciała móc czytać w
twoim sercu.
- Spójrz na swoje stopy, Dejah Thoris, znajdziesz tam moje serce. Leży przy nich tak jak leżało tej nocy
w Korad i jak będzie leżeć zawsze. Bije tylko dla ciebie i jedynie śmierć może to zmienić uciszając je na
wieczność.
Zrobiła krok w moim kierunku i wyciągnęła ręce, jakby szukając czegoś po omacku.
- Co masz na myśli, Johnie Carter? - szepnęła. - Co właściwie chcesz mi powiedzieć?
- Przyrzekłem sobie, że ci tego nie powiem, a przynajmniej nie w czasie twojej niewoli u zielonych ludzi.
W ciągu ostatnich dwudziestu dni, widząc jaki jest twój stosunek do mnie, myślałem, że nigdy nie będę mógł ci
tego powiedzieć. Jestem twój, duszą i ciałem, chce ci służyć, walczyć dla ciebie i dla ciebie umrzeć. W zamian
38
proszę tylko byś się powstrzymała od odpowiedzi na moje stówa aż do dnia, gdy znajdziesz się cała i bezpieczna
wśród bliskich oraz byś mi przyrzekła, że  bez względu na to, jakie do mnie żywisz uczucia  nie będziesz się
kierowała wdzięcznością. Ofiaruję ci moje usługi z pobudek egoistycznych, gdyż służenie ci jest dla mnie
przyjemnością, największą z możliwych.
- Uszanuje twoje życzenie, Johnie Carter, gdyż rozumiem dlaczego je wypowiedziałeś. Przyjmuje twoje
usługi i równie chętnie podporządkuje się twym rozkazom. Odtąd twoje słowo będzie dla mnie prawem. Po raz
drugi skrzywdziłam cię w myślach i po raz drugi proszę, abyś mi wybaczył.
Dalszą rozmowę na tematy osobiste uniemożliwiło nadejście Soli. Była bardzo wzburzona, zniknęła
gdzieś jej zwykła łagodność i opanowanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl