[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wzrokiem patrząc, jak chwilę pózniej białe grzywy rozbijają się o brzeg. Na samą
myśl o tym, \e znów znajdzie się w morzu, parali\ował go strach. Tak obłędny, \e
robiło mu się niedobrze.
Poczekam na następną falę, postanowił.
Wiedział, \e potrafi pływać. Zwiadczył o tym choćby fakt, \e nie utonął
podczas sztormu i dopłynął do brzegu. Miał niejasne przeświadczenie, \e kiedyś
lubił ten sport, a nawet go uprawiał. Teraz jednak ka\da zbli\ająca się fala
napawała go przera\eniem.
ZamknÄ…Å‚ oczy.
Ból. Krew. Rekiny. Jeszcze jedno zachłyśnięcie się słoną wodą. Znów zalewa
go fala i wciąga w otchłań. Mało brakowało, a zgubiłby koło ratunkowe.
Zesztywniała ręką z trudem przyciskał do boku królika.
Przera\ony, zastygł w bezruchu. Ze ściśniętym sercem słuchał, jak o brzeg
rozbija się następna fala.
Do licha, powinien ju\ chyba dać spokój torturowaniu pamięci i wrócić do
chaty.
Nie, do domu iść nie mo\e, bo tam jest Cherish. Kilka dni temu wyjaśniła mu,
dlaczego pogardza nagabującymi ją mę\czyznami. A on przecie\ do nich nale\ał.
Sądził wprawdzie, \e usłyszane uwagi nie dotyczyły bezpośrednio jego samego, ale
na wszelki wypadek postanowił schodzić jej z drogi.
Nie miał zamiaru rzucać się na Cherish ani traktować jej tak obcesowo, jak
czynili to inni mę\czyzni. Było jednak faktem, \e ta kobieta do maksimum
pobudziła jego zmysły. Mieszkając z nią pod jednym dachem, wiedział, \e dłu\ej
ju\ nie wytrzyma.
Ka\dego ranka zjawiała się w kuchni ubrana w zniszczoną, workowatą
sukienczynę. Na ten widok Ziggy odczuwał natychmiast przypływ po\ądania. Czy
ta ponętna kobieta nie zdawała sobie sprawy z tego, \e po wielu praniach
bawełniana tkanina stała się tak cienka, \e przeświecało przez nią niemal całe
ciało? Promienie porannego słońca, wpadające przez okno i otwarte drzwi chaty,
złociły rude włosy Cherish, dodawały blasku nieco zaspanym zielonym oczom i
podkreślały alabastrową biel skóry. Pod cienką sukienką uwidoczniały tak\e zarys
pośladków i ud. Czy ta kobieta wiedziała, \e wieczorami Ziggy nie mo\e zasnąć,
bo kiedy tylko zamknie oczy, widzi jej nagie ciało? Czy zauwa\yła, \e wczoraj
rano tak szybko opuścił chatę dlatego, \e nie potrafił zapanować nad widomą
oznaką fizycznego podniecenia? Był to z pewnością jedyny objaw jego
poprawiającej się kondycji, którego by nie pochwaliła.
Zobaczył następną wysoką falę biegnącą ku brzegowi. Teraz. Postanowił, \e
dłu\ej ju\ czekać nie będzie. Zaraz da nurka do wody. Po ostatnich rozmyślaniach
o Cherish zimna kÄ…piel dobrze mu zrobi.
Zmierć. Woda. Krew.
Ponownie ogarnął go parali\ujący strach. Wzrokiem półprzytomnym z
przera\enia patrzył, jak fala rozbija się o brzeg.
Prawdziwą torturą były noce. Ju\ wieczorem ledwie znosił bliską obecność tej
kobiety, kiedy krzątała się po chacie, sprzątała i słała sobie łó\ko. Nie mógł
oderwać od niej wzroku, gdy wracała spod prysznica zaró\owiona, z wilgotnymi
włosami. Był tak wyczulony, \e słyszał delikatny szelest prześcieradeł, kiedy
kładła się do łó\ka, a nawet lekkie westchnienia przez sen. Myślał o niej bez
przerwy. Przez cały czas był świadomy fizycznej bliskości tej kobiety. Przez nią
tracił zmysły. Sprawiała, \e na niczym innym nie potrafił się skoncentrować.
Najgorsze do zniesienia były jednak nocne, ukradkowe wizyty Cherish.
Podchodziła po cichu do hamaka i brała Ziggy ego w ramiona. Chroniła go przed
demonami, które opanowały jego umysł i nie pozwalały spokojnie spać. Od
koszmarów sennych stały się jednak gorsze te chwile, w których odchodziła i
bezszelestnie wracała do swego łó\ka. Pustka, a tak\e nie zaspokojone, trzymane
na wodzy zmysły, sprawiały, \e stawał się jeszcze bardziej nieszczęśliwy.
Po\ądał tej kobiety. Pragnął dotykać jej delikatnej, alabastrowej skóry. Chciał
ją całować, pieścić i dawać jej rozkosz.
A Cherish? Marzyła tylko o tym, \eby zostawił ją w spokoju. Od czasu do
czasu widział wprawdzie w zielonych oczach przebłyski czułości, a czasami nawet
po\ądania. Były to jednak ulotne chwile, po których następowały długie okresy
jeszcze większej obojętności. Ziggy nie wiedział, jak zachowywać się w stosunku
do tej kobiety. Czy tak jak ka\dy inny mÄ™\czyzna, majÄ…cy na niÄ… ochotÄ™? Nie,
zdecydował. Po namyśle uznał, \e takim postępowaniem zraziłby ją do siebie. Miał
teraz zresztą inne zmartwienia. Mimo kilku przebłysków pamięci, od chwili, w
której znalazł się na Voodoo Caye, nie dowiedział się o sobie właściwie niczego.
Nadal nawet nie znał własnego nazwiska.
Był pewny tylko jednej rzeczy. śe komuś bardzo zale\y na jego śmierci.
Ju\ z daleka Cherish zobaczyła Ziggy ego. Stał na brzegu morza. Nieruchomym
wzrokiem patrzył na nadpływające fale, tak jakby w przestworzach oceanu szukał
odpowiedzi na nurtujące go pytania. Był obna\ony do pasa. Zauwa\yła, \e pod
wpływem słońca jego skóra stała się ciemniejsza, dzięki czemu jej gość wygląda
znacznie zdrowiej. Na zwiniętej w kłębek koszuli, rzuconej na suchy piasek, le\ał
pluszowy królik. Tej dziecinnej zabawki Ziggy pilnował jak oka w głowie. Prawie
nigdy z nią się nie rozstawał, mimo \e nadal nie wiedział, dlaczego.
Od tygodnia był w kiepskim humorze. Kiedy byli razem, najczęściej milczał
lub rzucał od czasu do czasu jakieś obojętne uwagi. Od chwili, w której zaczął
swobodnie poruszać się po wyspie, Cherish rzadko go widywała. Sądziła, \e
znudziło mu się jej ciągle towarzystwo. Mo\e to czysty zbieg okoliczności, ale od
przedpołudnia, kiedy to opowiedziała mu o sobie, prawie całe dni zaczął spędzać
poza domem. Zaprzyjaznił się niemal z wszystkimi tubylcami.
Pewnie nie lubił wysłuchiwać zwierzeń. Zupełnie niepotrzebnie przed nim się
wy\alała. A mo\e po jej wyznaniach postanowił stworzyć dystans między nimi?
Powinna więc cieszyć się, \e jej ju\ więcej nie zaczepia. Przecie\ celowo mówiła
mu o swych kłopotach z mę\czyznami.
Od tamtej rozmowy Ziggy stał się w obecności Cherish wzorem d\entelmena, i
to ją dra\niło. Teraz, kiedy był uprzedzająco grzeczny i obojętny, miała mu za złe
takie postępowanie. Chętnie potrząsnęłaby mocno swym gościem i powiedziała,
\eby wreszcie zaczął zachowywać się normalnie.
W ka\dym razie nie powinien jej unikać. Poprzedniego dnia wrócił od Petera
Sacqui póznym wieczorem, a rano opuścił chatę o świcie. Czy naprawdę jej
towarzystwo było a\ takie nudne? zastanawiała się Cherish. Przecie\ chyba mógłby
się zdobyć na wspólne wypicie fili\anki porannej kawy!
Jedno było jednak pewne. Miedzy nią a Ziggym zrodziło się uczucie sympatii.
Z jej strony było chyba nawet coś więcej.
Teraz jednak, kiedy dała gościowi niedwuznacznie do zrozumienia, \e \adne
intymne kontakty nie wchodzą w rachubę, przestał ją w ogóle zauwa\ać. Miała o to
do niego \al.
Ach, ci mę\czyzni! pomyślała z niechęcią.
Znalazła się nad brzegiem morza. Podeszła do Ziggy ego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]