[ Pobierz całość w formacie PDF ]
archeologicznych. Nawet nie marzy o tym, e mog mu si przyda na tym cyplu, ale teraz wszyscy byli mu wdzi czni za przezorno .
- Mam nieprzyjemne uczucie, e robimy co niedozwolone-go - zacz a Annika. - Czy nie powinni my najpierw zg osi znale...
- Sied cicho, bo jak nie, to ci st d wyrzucimy! - postraszy Jorgen.
- I co ze mn zrobicie? - odci a si .
Znowu zapomnieli, e czas mija. Nie widzieli, co si wokó nich dzieje, dopóki wiece nie wypali y si tak, e trzeba je by- o zgasi , ale wtedy
spostrzegli, e na dworze jest jasno i adne wiece nie s ju potrzebne.
Wci powolutku kruszyli skamienia ziemi , a spora przed-tem bry a niepokoj co mala a. Ka okruszyn , ka de ziarenko piasku badali bardzo
dok adnie, niekiedy nawet pod mikrosko-pem Jorgena, ale nigdzie nie dostrzegli nawet ladu elaza, nie mówi c ju o p atkach rdzy. Bry a wci
jeszcze by a na tyle du- a, e w jej wn trzu mog a si kry królewska korona...
Zag bienie w rodku bry y stawa o si coraz wi ksze, zda-wali sobie spraw , e teraz w ka dej chwili powinni natkn si na elazo. Lub jego
resztki. Pr dzej jednak to ostatnie, niestety. Wstrzymywali dech z l ku, e zaraz wszystko roz-sypie im si w r kach i zostan z kupk rdzy
przemieszanej z ziemi .
- Ssie mnie w dku - j kn a Tone.
- A mnie serce wali jak m otem - doda Martin.
- Ja nie mog opanowa r k, po prostu dygocz jak w febrze - skar si Jorgen.
Annika zapomina a oddycha . Ale adne nie zauwa o, e zza okna ledz ich podst pne oczy...
Pinceta Martina natrafi a na co twardszego ni skamienia a ziemia.
- Stop! - wykrztusi ochryple. - Jest!
Jorgen powolutku wbija ma szpil w bry .
- Tu równie !
- To w ka dym razie jest nie tylko rdza - stwierdzi a Tone.
Martin pospiesznie usuwa grudki ziemi, które przywar y do metalu. Teraz tak e Annika, czyszcz ca bry z przeciwleg ej strony, natrafi a na opór.
- A w ciwie to jak wygl da elazna korona? - zapyta a.
- By y ró ne - wyja ni Jorgen. - Ale na ogó nic nadzwyczaj-nego. Zachowa o si kilka i mo na je ogl da po muzeach. S na przyk ad elazne
korony burgundzkie i jeszcze par innych. To zwykle w skie obr cze, bardzo sk po zdobione, przewa nie dodatkowymi p ytkami z elaza. Warto
historyczna jest naj-wa niejsza...
- Oj, tutaj odpad du y p at! - zawo Martin. - Je li to ka-wa ek korony, to... nie chc patrze !
Z uwag natomiast zacz bada ów p aski kawa ek, który od-pad od bry y. Nie dostrzega jednak nawet ladu metalu, wy- cznie ziemia.
- Naprawd ods oni fragment korony? - zapyta Jorgen.
- Na to wygl da. Ale boj si spojrze .
Jorgen przysun si bli ej, ch tny do pomocy.
Martin mruga i przeciera oczy.
- Co to, na Boga...? - rzek Jorgen oszo omiony. - Czy to jest elazo?
h
h
X
a
X
a
-
-
n
n
F
F
g
g
D
D
e
e
P
P
w
w
Click to buy NOW!
Click to buy NOW!
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
d
d
k
k
o
o
c
c
c
c
a
a
r
r
u
u
t
t
-
-
C C
Martin zdecydowa si jednak spojrze , dziewczyny tak e pochyli y si , eby lepiej widzie .
- Nie, to chyba nie mo e by elazo - szepn Martin za-chwycony. Ostro nie postuka w warstw ziemi na koronie i ko-lejny p at skamienieliny spad
na stó .
- Oooch! - j kn li wszyscy równocze nie.
Martin wyj chusteczk do nosa i delikatnie pociera ods o-ni powierzchni . Czy ci i czy ci , a metal zal ni z ocistym blaskiem.
- Czy to jest...? - zacz a Annika.
Jorgen zamkn oczy i szepta w zachwycie:
- Celtowie! Irlandia... znana ze swoich wspania ych, boga-tych z otych skarbów!
Martin zerwa si gwa townie, krzes o przewróci o si z ha- asem. Ch opak wykrzykiwa ochryp ym z przej cia g osem:
- Z oto! To z ota korona!
Annika sta a bez ruchu z twarz rozpromienion ze szcz -cia. Tone to wybucha a miechem, to p aka a, tak by a tym wszystkim poruszona.
Martin spowa nia .
- Nie s yszeli cie o tym? To przecie irlandzkie regalia za-gin y...
Jorgen przerwa mu machaj c r kami.
- Zaginione irlandzkie regalia by y znacznie m odsze. Ta ko-rona jest bardzo, bardzo stara. Taka stara, e w czasach nowo- ytnych nikt o niej nie
wiedzia . Nie wspomina si o niej ani w podr cznikach historii, ani nawet w staroirlandzkich poema-tach!
- Czy ona nie mog a pochodzi ze Szkocji? - zapyta a Tone.
- Ze Szkocji, z Irlandii, z Walii albo z ma ych wysp na pó -nocnym Atlantyku. Tego si chyba nie da ustali .
- Ale to fantastyczne! - szepta a Tone, wpatruj c si we wci jeszcze oblepion ziemi koron . - Czy w dalszym ci gu musimy by tacy ostro ni,
Jorgen?
- A tak bardzo jak przedtem to ju nie, bo z oto nie sypie si jak przerdzewia e elazo. Ale adnych gwa townych dzia !
Ze zdwojon energi rzucili si do oczyszczania korony z resztek ziemi.
ROZDZIA XXIII
Kiedy poranne mg y rozproszy y si nad kami, a klucze przelotnych ptaków, nocuj cych na wrzosowiskach, wyruszy y w dalsz drog na pó noc,
korona króla Cadallana sta a na stole, oczyszczona z ziemi, i l ni a matowym ciep ym blaskiem. Wprost nie mogli od niej oderwa oczu. Ukazywa a im
si stop-niowo, w miar jak grudki ziemi opada y, i w ko cu teraz wi-dzieli j w ca ej okaza ci. Podstawa korony by a niska, wystawa o z niej sze
tak e niezbyt wysokich, równomiernie roz onych szpiców; odkryli natomiast co du o bardziej nie-oczekiwanego: ka dy z tych sze ciu trójk tów
ozdobiony zosta pi knie oprawionym szlachetnym kamieniem. Trzy by y czer-wone i trzy zielone. adne z czworga studentów nie odwa o si
[ Pobierz całość w formacie PDF ]