[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla niego nie znaczÄ™.
Chociaż on dla mnie stał się niemal całym światem, z ża
lem dodała w duchu.
- Jak mogła być tak głupia, żeby wybrać się do miasta
bez porządnej eskorty? - kipiał gniewem Lorenzo. Patrząc
na niego, lady Mary była bliska omdlenia. - Bóg wie, do
kÄ…d jÄ… zabrano i co siÄ™ z niÄ… teraz dzieje!
- Wzięłyśmy ze sobą dwóch służących...
- Ale siÄ™ nie przydali! - warknÄ…Å‚ Lorenzo. - Nie pamiÄ™
tała pani, co stało się na placu Zwiętego Marka?
- Ale to pan był wtedy celem napadu - przypomniała nie
śmiało lady Mary, kiedy Lorenzo spojrzał na nią ze wściek
łością. - Przepraszam. Mój brat był święcie przekonany, że
dwóch służących zupełnie wystarczy.
- Nie - odparł Lorenzo. - Niech pani nie przeprasza.
Przyznaję, że to moja wina. Wrogowie myślą, że Kathryn
jest dla mnie kimś bardzo ważnym. Tylko dlatego ją po
rwali.
- Co takiego? - Lady Mary gwałtownie poruszyła wa-
81
chlarzem. yle się czuła z powodu upału i silnego zdener
wowania. - Zatem, co z niÄ… zrobiÄ…?
- Jeszcze nie wiem - przyznał Lorenzo. - Zależy, kto się
za tym kryje. Może użyją jej jako zakładniczki? W takim
razie wyznaczą okup, chociaż... Gdyby chodziło o Raszi-
da, byłoby to niemal równoznaczne z wyrokiem śmierci
na Kathryn.
Lady Mary wydała zdławiony okrzyk przerażenia.
- Zwięty Boże! Chyba nie myśli pan, że chcą ją zabić?
- Raszid na pewno siÄ™ nie zawaha. To Å‚otr bez czci
i wiary - odparł Lorenzo. - A jednak czuję, że kryje się
za tym coś więcej. - Zmarszczył brwi i niespokojnym
krokiem zaczął przechadzać się po salonie. - Owszem,
popytam tu i ówdzie. To wszystko, co na razie mogę zro
bić. Proszę się uspokoić, lady Mary. Uczynię wszystko,
żeby odzyskać Kathryn.
- W panu cała nasza nadzieja - powiedziała lady Mary.
Kochamy jÄ…. Ojciec na pewno wpadnie w czarnÄ… roz
pacz. Mój brat też będzie niepocieszony. Po porwaniu
Richarda niemal zupełnie się załamał. Obawiam się, że
nie przeżyje straty Kathryn. - Zaszlochała cicho. - To
straszne, straszne.
- Ponoszę za to pełną odpowiedzialność - odparł sta
nowczym tonem Lorenzo. Lady Mary spojrzała na niego
z przestrachem. - Użyję wszystkich moich wpływów, żeby
sprowadzić ją z powrotem. Jeżeli żyje, wróci do nas, bez
względu na cenę.
Wyszedł, by wydać odpowiednie rozkazy i polecenia. Je-
82
go ludzie natychmiast ruszyli w głąb miasta w poszukiwa
niu śladów porywaczy.
Lorenzo bił się z myślami. To był już trzeci napad od cza
su ostatniej podróży do Rzymu. Czyżby chodziło o to samo?
Od początku podejrzewał don Pabla o zdradzieckie zamiary.
Poza tym Raszid nie miał aż takich wpływów w Wenecji, żeby
podstawić skrytobójcę na plac Zwiętego Marka.
Wszystko więc wskazywało na Hiszpana. Ale dlaczego?
Co Dominicus do niego miał? Pierwszy raz spotkali się do
piero w Rzymie. Opowiadał wtedy o swojej córce, mieszka
jącej na Cyprze. Domagał się eskorty... I co dalej?
Lorenzo przywykł do ciągłych niebezpieczeństw. Wie
dział, że zawsze sobie poradzi. Ale Kathryn? Co ona zrobi
w takiej sytuacji? - z bezsilną złością myślał signor San-
torini. Obawiał się, że przyjdzie chwila, kiedy nie będzie
mógł jej pomóc.
Rozdział czwarty
Kathryn nawet nie próbowała ucieczki, kiedy płynę
li ku galeonowi. Owszem, myślała, żeby skoczyć w wodę,
ale, niestety, nie umiała pływać. Na pewno by się utopiła
w ciężkiej sukni. Mimo wszystko nie chciała umierać. Wie
rzyła w to, że Lorenzo nie da się wciągnąć w pułapkę, za
stawioną przez don Pabla. Może wystarczy wysoki okup?
Hiszpan zamierzał wymienić ją na swoją córkę. Istniała
pewna szansa, że Raszid też wyznaczy swoją cenę.
Pocieszała się, jak tylko mogła, chociaż nie było jej do
śmiechu. A co się stanie, jeśli Raszid nie przyjmie propo
zycji Hiszpana? - pomyślała. Może don Pablo wtedy mnie
uwolni? Przecież nie będę mu już potrzebna.
Na pokładzie galeonu traktowano ją bardzo dobrze.
Otrzymała własną kajutę, która bez wątpienia przedtem
należała do don Pabla lub innego ważnego członka zało
gi. Stało w niej bogato rzezbione drewniane łóżko z pu
chowym materacem, jedwabną kołdrą i kilkoma poduszka
mi. Poza tym stół, krzesło i dwa żeglarskie kufry. Latarnie
84
tkwiły na żelaznych uchwytach umieszczonych w ścianach.
Kathryn uniosła wieko jednej ze skrzyń. Zobaczyła tam
suknie, nieco srebrnych drobiazgów i grzebień z kości sło
niowej. Wszystko, co mogłoby się jej przydać - z wyjąt
kiem potencjalnej broni. Zatem porwanie było zaplanowa
ne dużo wcześniej, i to z niemałą starannością.
Drzwi do kajuty zostały zamknięte. Kathryn wyjrza
ła przez małe prostokątne okno. Przekonała się, że kajuta
znajduje się na rufie statku. Galeon właśnie opuszczał wo
dy laguny. Wenecja została daleko z tyłu. Płynęli na pełne
morze, a celem była na pewno Hiszpania; tak przecież mó
wił herszt porywaczy.
Skrzypnęły drzwi. Kathryn odwróciła się szybko, prze-
konana, że to don Pablo. Ale nie, to marynarz przyniósł jej
posiłek i wino.
- Gdzie wasz kapitan? - zapytała. - Czy ktoś pchnął wia
domość do mojego wuja?
Marynarz pokręcił głową i powiedział kilka słów po
hiszpańsku. Najwyrazniej jej nie zrozumiał. Kathryn po
wstrzymała się od dalszych pytań. Pewnie i tak zabroniono
mu dłużej z nią rozmawiać.
Usiadła przy stole i nieufnie popatrzyła na stojące przed
nią potrawy. Chleb, mięso, owoce. Może z dodatkiem
środków nasennych albo jakiejś trucizny? Marynarz przy
patrywał jej się przez chwilę, a potem wziął kubek z wi
nem i pociągnął niewielki łyk. Chyba w ten sposób chciał
ją przekonać, że nie powinna się obawiać. Palcami wytarł
krawędz kubka i z powrotem postawił go na stole.
85
Kathryn przestała się wahać. Dopiero teraz uświadomi
ła sobie, że jest bardzo głodna. Przecież od rana nic nie
jadła, a było pózne popołudnie. Nie zamierzała się głodzić
i sięgnęła po soczyste ciemne winogrono. Sok pociekł jej
po brodzie. %7łeglarz z uznaniem pokiwał głową i wyszedł
z kajuty.
Zjadła większość owoców i sporą pajdę chleba. Już
mniej się bała. Don Pablo, zgodnie z obietnicą, traktował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]