[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że wrócisz do domu natychmiast po zidentyfikowaniu zabójcy
i że śpiąc w domu hrabiego, zamkniesz się na klucz.
- Dlaczego miałabym to zrobić?
Rosemary pomyślała szybko i odparła:
- A gdyby Francuz żałował, że cię nie zabił, gdy miał
okazjÄ™?
Salrina zadrżała.
- Oczywiście! Może się obawiać, że mu przeszkodzę w
dokonaniu tego, co zamierza zrobić jutro wieczorem. Koniec
końców poza tym Anglikiem jestem jedyną osobą w Anglii,
która wie, jak on wygląda.
- Właśnie! - zgodziła się Rosemary. - Musisz zamknąć
drzwi, Salrino, kochanie, a ja zapewnię twego ojca, że wrócisz
najszybciej, jak to będzie możliwe.
- Naturalnie, że wrócę szybko. Nie powiem hrabiemu,
kim jestem, lecz każę się odwiezć tutaj, żeby zabrać Jupitera.
- Doskonale. Widzę, że jesteś rozsądna. Mnie pozostaje
zrobić wszystko, żeby ojciec nie martwił się o ciebie, a ty
przygotuj Mabel na to, że jesteś teraz panną Milton.
- To będzie najtrudniejsze ze wszystkiego - zauważyła
Salrina z uśmiechem. - Wiemy obie, że Mabel lubi ploteczki.
- Jeśli jej powiesz, że jest niezwykle ważne, aby nie
wydała sekretu, będzie przynajmniej próbowała dotrzymać
słowa. - Mówiąc to Rosemary wstała, ucałowała Salrinę i
dodała:
- Zaopiekuję się twoim ojcem. Myślę, że będzie
interesujące zobaczyć go po tylu latach.
- Zdziwi się, gdy cię zobaczy - odparła Salrina. - Jak ty to
robisz, że jesteś tak elegancka i ładna?
- Można to ująć krótko: pieniądze. A poza tym po raz
pierwszy w życiu mogę myśleć o sobie.
Salrina przyjrzała się jej ze zrozumieniem i rzekła:
- Rosemary, odnoszę wrażenie, że nie byłaś bardzo
szczęśliwa w małżeństwie.
- Nie chcę o tym mówić - powiedziała Rosemary cichym
głosem - ale w gruncie rzeczy zamieniłam jeden rodzaj udręki,
z moją matką, na inny, z moim mężem. Był stary,
niesympatyczny i bardzo, bardzo dokuczliwy.
- Och, Rosemary, jak mi przykro!
- Jestem wdową od osiemnastu miesięcy... I to takie
wspaniałe, Salrino, że jestem bogata! Nigdy nie
przypuszczałam, że mi się to kiedykolwiek przydarzy.
Salrina zarzuciła jej ręce na szyję i ucałowała gorąco.
- Tak się cieszę, Rosemary! Jeśli ktoś zasłużył na
szczęście, to na pewno ty. Nigdy nie myślałaś o sobie, zawsze
o innych.
Rosemary roześmiała się.
- A teraz staram się być wielką egoistką i właściwie
wstydzę się, że do tej pory nie odwiedziłam swego ojca. Lecz
on zawsze pisze, że mu jest dobrze, i wygląda na to, iż się
obawia, żebym nie wniosła zamętu w jego doskonale ułożone
życie.
- Chyba masz rację - rzekła Salrina. - Więc bądz tak dobra
i zostań dziś, jeśli możesz, z moim tatą, najlepiej aż do mojego
powrotu.
- A może twój ojciec nie będzie tego chciał? Salrina
roześmiała się.
- Na pewno będzie zachwycony twoją wizytą - rzekła
poważnie. - Miał dla ciebie wiele sympatii, gdy przychodziłaś
mnie uczyć, a mama ubolewała, że masz takie smutne życie.
Jestem pewna, że i ona szczerze by się ucieszyła ze zmiany
twojej sytuacji.
Rosemary nic nie mówiąc ucałowała ją w policzek i
powiedziała:
- Muszę już jechać. Lepiej, żeby twój hrabia mnie tutaj
nie spotkał.
- On nie jest moim hrabią - odparła ostro Salrina. - I jeśli
chcesz znać prawdę, zrobił na mnie wrażenie człowieka
bardzo niesympatycznego, despotycznego i zarozumiałego.
Takiego, który myśli tylko o sobie.
- Z tego, co słyszałam, inne kobiety oceniają go zupełnie
inaczej - rzekła Rosemary i, wciąż niespokojna o Salrinę,
przypomniała raz jeszcze: - Pamiętaj, o co cię prosiłam, i
wracaj szybko do domu.
Salrina skinęła głową.
Zaraz potem Rosemary odjechała, a Salrina poszła do
kuchni i usiłowała przekonać Mabel, jakie to ważne, żeby ani
hrabia, ani lord Charles nie poznali jej prawdziwego nazwiska.
Właśnie zdążyła opowiedzieć, jak jej ojciec, mając chorą
nogę, zezwolił na to, aby sama pojechała do pana Carstairsa
odprowadzić konia, jak uważał to za bardzo szkodliwe dla jej
reputacji i jak przykazał jej ukrywać swoje nazwisko, gdy
usłyszała turkot kół przed domem.
Wyjrzawszy przez okno ujrzała hrabiego w eleganckim
powozie zaprzęgniętym w czwórkę wspaniale dobranych koni.
- Muszę już jechać, Mabel - rzekła wstając, ale obiecaj
mi, że powiesz każdemu, kto cię o to spyta, iż nazywam się
Milton.
- Oczywiście, kochanie. Jeśli mnie zapytają, tak właśnie
powiem. A twój ojciec ma rację: nie powinnaś się uganiać po
całym hrabstwie bez opieki.
- No, teraz już mam dostateczną opiekę - roześmiała się
Salrina i wyszła przed dom. W drzwiach jeszcze raz odwróciła
się i pocałowała starą kobietę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]