[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dyskutowałyśmy na temat dietetycznych napojów gazowanych, ale Ronnie przysięgała,
że lubi ich smak. Lubi ten smak, bue!
Beverly przyjęła swój napój z radością; może to samo pijała w domu. Ja piję wyłącznie
napoje gazowane z dodatkiem cukru. Nieważne, że od tego się tyje. Lubię je i już.
167
- Ronnie wspomniała przez telefon, że przy LPW mogło zawiązać się komando śmierci.
Czy to prawda?
Bev wlepiła wzrok w puszkę, którą trzymała od spodu jedną ręką, aby nie poplamić
spódniczki.
- Nie mam na to żadnych dowodów, ale przypuszczam, że to może być prawda.
- Opowiesz mi, co na ten temat słyszałaś? - zapytałam.
- Już od jakiegoś czasu mówiono o utworzeniu komanda śmierci, które ścigałoby
wampiry. Aby je pozabijać, tak jak one zabijały... nasze rodziny. Prezes rzecz jasna
zawetował ten pomysł. Działamy w granicach prawa. Nie jesteśmy samozwańczymi
mścicielami.
Powiedziała to niemal z wahaniem, jakby starała się przekonać o tym bardziej samą
siebie niż nas. Była wstrząśnięta tym, co mogło się wydarzyć. Jej mały, zgrabny świat
znów zaczął się rozpadać.
- Ostatnio słyszałam różne plotki. Ludzie w naszej organizacji przechwalają się, że
zabijajÄ… wampiry.
- W jaki sposób mieliby tego dokonywać? - spytałam.
Spojrzała na mnie, zawahała się.
- Nie wiem.
- %7Å‚adnych sugestii?
Pokręciła głową.
- Chyba mogłabym się tego dowiedzieć. Czy to ważne?
- Policja zataiła pewne szczegóły przed opinią publiczną. Rzeczy, o których może
wiedzieć jedynie morderca.
- Rozumiem. - Znów spojrzała na trzymaną w dłoniach puszkę, po czym przeniosła wzrok
na mnie. - Nie uważam tego za morderstwo, nawet jeśli ludzie z mojej organizacji
faktycznie zrobili to, o czym pisano w gazetach. Zabijanie niebezpiecznych zwierzÄ…t nie
powinno być traktowane jak przestępstwo.
- Czemu więc mówisz nam o tym? - spytałam.
Spojrzałam na nią i zrozumiałam. Bev błagała mnie, abym nikomu nie mówiła, że
roztrzaskała głowę temu wampirowi. Chyba przeraziła ją świadomość, że była zdolna do
czegoś tak okrutnego i brutalnego, niezależnie od motywów, jakie nią powodowały.
Policji powiedziałam, że Bev odciągnęła uwagę wampira na dostatecznie długą chwilę,
abym zdążyła go zabić. Była mi nieskończenie wdzięczna za to drobne kłamstewko.
Może gdyby nikt inny o tym nie wiedział, zdołałaby przekonać samą siebie, że to
wszystko w ogóle się nie wydarzyło. Może.
Wstała, wygładzając spódnicę. Ostrożnie odstawiła puszkę z colą na skraj biurka.
- Jeżeli dowiem się czegoś więcej, zostawię pani Sims wiadomość.
Skinęłam głową.
- Doceniam, co dla nas robisz. - Być może zdradzała dla mnie swoją sprawę.
Przerzuciła purpurowy żakiet przez ramię, ujęła obiema dłońmi niedużą torebkę.
- Przemoc nie stanowi odpowiedzi. Musimy działać w granicach prawa. Ludzie Przeciwko
Wampirom mają przestrzegać prawa i porządku, a nie stosować metody samotnych
mścicieli. - Jej słowa brzmiały jak wyuczona przemowa. Mimo to nie próbowałam jej
168
przerywać. Każdy z nas potrzebuje czegoś, w co mógłby wierzyć.
Uścisnęła dłonie nam obu. Jej dłoń była chłodna i sucha. Wyszła sztywnym, dostojnym
krokiem. Drzwi zamknęły się za nią stanowczo, lecz cicho. Gdyby ktoś ją ujrzał, nie
pomyślałby nawet, że dotknęła ją taka tragedia. Może chciała, aby tak ją postrzegano?
Czyż mogłam jej tego zabronić?
- Dobrze, a teraz do rzeczy - rzekła Ronnie. - Mów, czego się dowiedziałaś.
- Skąd wiesz, że dowiedziałam się czegokolwiek? - spytałam.
- Bo kiedy weszłaś, byłaś dziwnie zielona na twarzy.
- Zwietnie. A już myślałam, że zdołałam to zakamuflować.
Poklepała mnie po ramieniu.
- Nie przejmuj siÄ™. Po prostu za dobrze ciÄ™ znam i to wszystko.
Pokiwałam głową, przyjmując jej wyjaśnienie za to, czym było w istocie, próbę
pocieszenia mnie. Tak czy owak łyknęłam to. Opowiedziałam jej o śmierci Theresy.
Opowiedziałam jej wszystko, za wyjątkiem snów z Jean-Claudem w roli głównej. To była
moja prywatna sprawa.
Zagwizdała cichutko.
- Cholera, nie zasypiałaś gruszek w popiele. Czy twoim zdaniem stoi za tym komando
śmierci?
- Masz na myśli LPW?
Skinęła głową.
Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze.
- Nie wiem. Jeśli to ludzie, nie mam pojęcia, w jaki sposób to robią. Potrzeba nadludzkiej
siły, aby oderwać komuś głowę.
- Może to robota wyjątkowo silnego człowieka? - wtrąciła.
Oczyma duszy ujrzałam Wintera i jego potężne, węzlaste mięśnie.
- Może, ale taka siła...
- W skrajnych przypadkach nawet słaba staruszka jest w stanie podnieść duży
samochód.
Celna uwaga.
- Czy miałabyś ochotę na odwiedziny w Kościele %7łycia Wiecznego? - zapytałam.
- Czyżbyś chciała się do nich przyłączyć?
Aypnęłam na nią spode łba.
Zaśmiała się.
- Dobra, dobra, już się tak nie bocz. Po co idziemy?
- Zeszłej nocy urządzili z pałami nalot na pewną imprezę. Nie sądzę, aby chcieli kogoś
zabić, ale gdy zacznie się już bić ludzi... - Wzruszyłam ramionami. - Wypadki się
zdarzajÄ….
- Myślisz, że stoi za tym wszystkim Kościół?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]