[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wym zapachu. Stoły z jedzeniem i piciem rozstawiono pod
wielkim płóciennym dachem.
Hunter skierował się w tamtą stronę, by poszukać czegoś
mocniejszego niż szampan. Najlepiej szkockiej.
Sącząc drinka, nałożył sobie na talerz pieczone krewetki
i marynowane szparagi. Z wystudiowanym uÅ›miechem pod­
niósł głowę znad stołu, słysząc w pobliżu czyjeś kroki i napotkał
czujne spojrzenie swego teścia.
- Co pijesz, Hunter? - zagadnÄ…Å‚ Frederick.
- SzkockÄ….
- Odrobina whisky nigdy nie zaszkodzi. - Frederick Loren
skinÄ…Å‚ na barmana.
Hunter przełknął następną krewetkę i czekał.
- Zdenerwowałeś Frederickę, wiesz o tym.
- Sam też się zdenerwowałem.
- To dla niej ważne przyjęcie i nie chcę, by się czymkolwiek
martwiła.
- Ja też nie. - Hunter pociągnął łyk trunku.
- Ciężko harujesz u tego Cavinessa i Carla - wtrÄ…ciÅ‚ Frede­
rick. - Zastanawiam siÄ™, dlaczego tak siÄ™ zapracowujesz...
- Doskonale pan wie, panie Loren, że sukces osiÄ…gajÄ… jedy­
nie ci, którzy na niego uczciwie zapracujÄ…. OczywiÅ›cie, przy­
znajÄ™, że termin mojego wyjazdu sÅ‚użbowego byÅ‚ niezbyt for­
tunny, ale, jak widać, wszystko zostało świetnie przygotowane
i beze mnie.
Na twarzy Fredericka Lorena nie drgnął nawet jeden mięsień.
- Nie musisz tak ciężko harować, Hunter. U Sterlinga i Lo­
rena czeka na ciebie miejsce.
- Freddie mi o tym wspominała.
- Sterling i Loren zawsze popierali instytucjÄ™ rodziny.
- To godne podziwu.
- Terminy spraw na ogół można przesunąć, nieprawdaż?
- Za pewnÄ… cenÄ™, owszem. - O co teÅ›ciowi wÅ‚aÅ›ciwie cho­
dziło? Zazwyczaj nie rozmawiali ze sobą tak bezpośrednio.
- Czy zawsze rekrutujesz nowych pracowników, obiecując im
mniej obowiÄ…zków? - spytaÅ‚, lekko zniecierpliwiony. - Do cze­
go właściwie zmierzasz?
Po raz pierwszy Hunter odezwaÅ‚ siÄ™ do teÅ›cia na  ty". Po­
chodzący z Północy rodzice wpoili mu szacunek do starszych,
przejawiający się tym, że zawsze zwracał się do wiekowych
rozmówców per  pan" lub  pani".
Hunter chciał, by Frederick Loren potraktował go wreszcie
jak równego sobie. Najwyższy czas.
Frederick z razu nie odpowiedział. Dopił swoją whisky
i wolno odstawił szklankę na srebrną tacę.
- Chcę, by moja córka była szczęśliwa.
- Czy moja żona skarży się, że jest nieszczęśliwa?
- Na litość boską, człowieku, ona przecież nie ma dzieci!
Czy kobieta może być szczęśliwa, nie mając dzieci?
Te słowa oraz pełen pasji ton teścia wprawiły Huntera
w osłupienie. To był taki staroświecki pogląd. Hunter w ogóle
go nie podzielał. I nie znał nikogo, kto by tak myślał - ani
mężczyzny, ani kobiety. On, oczywiście, pragnął mieć dzieci ze
wzglÄ™du na radość, jakÄ… mogÅ‚o dać ich wychowywanie... I pra­
gnął wychowywać je razem z Freddie. Ale żeby Freddie czuła
się niespełniona? Nie, to niemożliwe. Freddie była absolutnie
szczęśliwa.
A może jednak nie?
ROZDZIAA SZÓSTY
Freddie zabrała na górę butelkę schłodzonego szampana oraz
dwa kieliszki.
Przyjęcie okazało się wielkim sukcesem i trwało do drugiej
nad ranem. Hunter zamykaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie drzwi za ostatnim pracow­
nikiem firmy kateringowej.
Zadrżała z niepokoju. Nadszedł czas na poważną rozmowę
o dziecku.
Postawiła kieliszki na nocnym stoliku obok zapakowanego
prezentu i zaczęła zdejmować metalową osłonę z szyjki butelki.
- Ja nie będę pił - odezwał się Hunter oschłym tonem,
wchodzÄ…c do pokoju.
Freddie zesztywniała. Co to miało oznaczać? Chyba w dniu
tak uroczystym, w dniu ich rocznicy ślubu, nie zamierzał...
zażądać rozwodu?! Nie powinna nawet o tym myśleć.
Hunter podszedł i wyjął jej butelkę z rąk.
- Picie teraz tak szlachetnego trunku byÅ‚oby niewybaczal­
nym marnotrawstwem. Jest druga rano, a poza tym wypiłem już
dosyć. Może schowamy go z powrotem do lodówki?
- W porzÄ…dku.
- A więc zaraz wracam.
SprowadziÅ‚ jÄ… na ziemiÄ™, naprawdÄ™ wszystko zepsuÅ‚. RozzÅ‚o­
szczona Freddie szybko się rozebrała i sięgnęła po swoją luzną
nocną koszulę, w której upodabniała się do kobiety w ciąży.
Gdy Hunter wrócił, zawiązywała koszulę pod szyją.
Podszedł do niej i bez wahania, rozchylając kołnierzyk, po-
całował w szyję, a potem zaczął rozwiązywać tasiemki, które
przed chwilą zawiązała.
- Wyglądałaś dzisiaj rewelacyjnie - szepnął. - Wszyscy
mężczyzni mi zazdrościli, że spędzę z tobą noc.
To były właściwe słowa. Hunter całował jej szyję, a potem
wsunął dłonie pod koszulę.
- Stęskniłem się za tobą.
- Ja też - wyszeptała prosto w jego usta.
Ten pocałunek, pierwszy intymny pocałunek, jakim obdarzył
jÄ… po powrocie, ukoiÅ‚ jej stargane nerwy. Wizja blondynki roz­
wiała- się i odpłynęła w dal. Namiętność Huntera zdawała się
być szczera i tak samo gorąca, jak kiedyś.
- Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy, kochanie. -
Odsunął się nieco i uśmiechnął.
- Och, Hunter. - PoÅ‚ożyÅ‚a gÅ‚owÄ™ na jego piersi i przez chwi­
lę wsłuchiwała się w miarowe uderzenia jego serca.
BÄ™dzie wspaniaÅ‚ym ojcem, pomyÅ›laÅ‚a w upojeniu. To dziw­
ne, że właśnie teraz przyszły jej na myśl słowa Emily. Może
należało upatrywać w tym jakiegoś znaku? Sięgnęła po leżący
na nocnym stoliku prezent i podała go Hunterowi.
Z uÅ›miechem zdjÄ…Å‚ papier i podniósÅ‚ wieczko pudeÅ‚ka. A po­
tem wpatrywał się długo w jego zawartość. Wpatrywał się tak
intensywnie, że Freddie zaczęła siÄ™ denerwować. W koÅ„cu wy­
jął maleńkie buciki z wyhaftowanymi na palcach króliczkami.
- Czy to wÅ‚aÅ›nie chciaÅ‚aÅ› mi powiedzieć? - PomachaÅ‚ bu­
cikami.
Freddie objęła go ramionami za szyję.
- Hunter, naprawdę chcę, byśmy mieli dziecko.
- Już o tym wspomniałaś. - Dłuższą chwilę patrzył na nią
w milczeniu. - Freddie, czy jesteś nieszczęśliwa? - zapytał
w końcu.
 A wyglądam na nieszczęśliwą?
- Wydaje mi się.,. że nie wszystko jest w porządku.
- Masz rację. - Próbowała się uśmiechnąć, ale jej się nie
udaÅ‚o. - Mój zegar biologiczny pokazuje, że pora urodzić dziec­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl