[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Quayth? - spytał zdumiony Gyrerd.
- Na północy, mój Panie. Bursztyn znajduje się w określonych miejscach na brzegu
morskim lub wzdłuż biegu strumieni. Ignoranci powiadają, że są to łzy smoków. Prawdą zaś
jest, że to zakrzepły sok drzew sprzed tysięcy lat. W Quayth musiała kiedyś być potężna
puszcza, w której rosły takie drzewa, gdyż łatwiej tam znalezć bursztyn w porównaniu z
innymi miejscowościami. To, co tu widzicie, jest owocem wielu lat poszukiwań - tymczasem
wojna uniemożliwiła sprzedaż. Zbiór ten nie byłby tak wielki, gdyby sprawy toczyły się
zgodnie ze swą naturą - odłożył naszyjnik i wziął szeroki pas, którego kształtu Ysmay nie
mogła wyraznie dostrzec.
- Oto jest talizman Tarczy Gromu, pochodzi on z dawnych lat.
Widzicie różnicę? Im starszy jest wyrób, im dłużej działa na niego powietrze, tym jest
on głębszej i bogatszej barwy.
W jego zachowaniu nastąpiła ledwie wyczuwalna zmiana. Wyglądało to tak, jakby
oczekiwał czegoś najpierw od Gyrerda i Annet, a w końcu od Ysmay. Zupełnie, jakby wbrew
ich woli, chciał uzyskać odpowiedz na jakieś nieznane pytanie.
- Wygląda na to, że Quayth cieszy się większymi laskami niż Uppsdale za czasów
naszego dziadka - stwierdził Gyrerd.
Uwaga Hylla przeniosła się z Ysmay na Gyrerda.
- Uppsdale, mój Panie? - ton głosu Hylla domagał się wyjaśnień.
- Była tam pieczara, w której można było znalezć czasami trochę burszytnu, co
ułatwiało nam życie - odparł Gyrerd - lecz lawina skał przysypała wejście, odcinając nas od
bogactw. To, co pozostało, jest równie bezużyteczne, jakby leżało na dnie morza.
- Bolesna strata - zgodził się Hylle.
Amet wstała i zaczęła dokładniej przyglądać się wyłożonym na stołach ozdobom, tu
dotykając naszyjnika, tam bransolety. Ysmay zaś pozostała na miejscu, obserwując Hylla
kątem oka. Zdawała sobie sprawę, że on robi dokładnie to samo. W tym mężczyznie było coś
dziwnego, coś co przyciągało uwagę& Ale w końcu był to tylko kupiec.
Wkrótce opuścili kram. W chwili, gdy mijali wyjście, Ysmay na moment przystanęła.
Jeden z zakapturzonych służących wymieniał wypaloną pochodnię na nową. Jego dłonie
ukryte były w grubych rękawiczkach, takich, jakie nosi się podczas trzaskających mrozów.
Najdziwniejsze jednak było to, że każdy z palców zakończony był długim i zakrzywionym
pazurem. Co prawda talizmany i amulety ochronne były w powszechnym użyciu, jak choćby
ten, który sama nosiła, ale fakt, że rękawice z pazurami mogą być formą ochronnej magii, nie
bardzo ją przekonywał.
Nie mogła zapomnieć tego, jak Hylle przyglądał się jej, a poza tym starała się
wywnioskować coś o życiu w Quayth na podstawie rysów jego twarzy.
Ledwie zwracała uwagę na paplanie Annet o naszyjniku.
- Ale mój Panie, czy nic nie pozostało z dawnych znalezisk? Przecież twój dziad nie
mógł pozbyć się wszystkiego!
To zdanie obudziło Ysmay błyskawicznie z zamyślenia.
- Pamiętam tylko, że matka miała kiedyś amulet& - odparł Gyrerd.
Dłoń Ysmay powędrowała ku piersiom. Annet zabrała jej wszystko, ale amulet
Gunnory jest jej! I będzie o niego walczyć!
- Czy na pewno nie można dostać się do pieczary? - naciskała Annet, nie zważając na
słowa Gyrerda.
- W żadnym wypadku. Mój ojciec, gdy był pewien zbliżającej się wojny, potrzebował
pieniędzy na broń. Wynajął człowieka, który wcześniej pracował w kopalniach żelaza w
South Ridgers. Ten zaklinał się, że nie ma sposobu, aby usunąć skałę.
Ysmay odetchnęła z ulgą. Annet nie zwróciła uwagi na słowa Gyrerda o amulecie!
Przeprosiła pozostałych i udała się do swego namiotu.
* * *
Spała zle. Gdy się obudziła, nie mogła sobie przypomnieć, co ją tak w nocy męczyło.
Miała uczucie, że było to coś nader ważnego.
Lady Marchpoint wraz z Dairine przybyły rankiem podniecone widokiem
bursztynowych ozdób, z których coś niecoś zakupiły. Widząc minę Annet, Gyrerd wyciągnął
zza pasa srebrny pierścień.
- Jeśli obniżył ceny, to mogę kupić ci pierścień. Na więcej nie mogę sobie pozwolić.
Annet podziękowała i czym prędzej ruszyła na zakupy. Doświadczenie nauczyło ją,
jak dalece jej życzenia mogą być uwzględnione. Tak więc Ysmay, częściowo wbrew swej
woli, znalazła się ponownie w królestwie Hylla. Tym razem zakapturzonych sług nigdzie nie
było widać, za to przy drzwiach siedziała dziwnie wyglądająca kobieta.
Była okrągła, a głowę zdawała się mieć osadzoną wprost na ramionach. Ubrana była,
podobnie jak zakapturzeni słudzy, w luzną szatę, ale ozdobioną szlakiem czarno białych
symboli. Dłonie trzymała na kolanach w dziwnej pozycji - wewnętrzną stroną do góry - jakby
dzierżyła w nich księgę, w którą wpatrywała się z napięciem. Dłonie były jednak puste. Spod
przepaski zwisało parę kosmyków prostych, żółtych włosów. Twarz miała szeroką, z dość
dużym zarostem pod dolną wargą i na brodzie.
Jeśli była strażnikiem, to miernym, gdyż drgnęła dopiero, gdy przeszły obok niej.
- Szczęścia, piękne Damy! - jej głos, w przeciwieństwie do wyglądu, był łagodny i
melodyjny. - Czytając ze znaków na Kamieniu Esinora lub, jeśli wolicie, przepowiadając
przyszłość z tego, co Starzy Bogowie wypisali na waszych dłoniach&
Annet potrząsnęła niecierpliwie głową, kiedy indziej dałaby się skusić, ale teraz miała
srebro i najlepszą okazję do użycia swych sił przetargowych. Ysmay też nie miała ochoty na
wróżby. Nie wątpiła w możliwości adeptów tej sztuki, ale nie wydawało jej się
prawdopodobne, aby spotkała właśnie kogoś takiego.
- Ufaj temu, co nosisz. Pani& - kobieta spojrzała na nią szepcząc to, co najwyrazniej
skierowane było tylko do jej uszu.
- Ningue wygląda, jakby miała ci coś do powiedzenia, Pani - odezwał się Hylle,
wychodząc z cienia. - Jest autentyczną wróżką, cieszącą się dużym uznaniem w Quayth.
Tu nie jest Quayth - pomyślała Ysmay. Nie miała ochoty słuchać nawet wróżki, ale
posłusznie siadła na podsuniętym stołku, patrząc w oczy Ningue.
- Podaj mi dłoń. Pani, abym mogła odczytać znajdujące się na niej linie.
Ysmay odruchowo podsunęła rękę, ale równie szybko zorientowała się o co chodzi i
wyszarpnęła ją gwałtownie, przełamując czar. Kobieta nadal spokojnie wpatrywała się w jej
oczy.
- Posiadasz Pani więcej niż sądzisz. Jesteś ponad głupotą i problemami zwykłych
kobiet. Ty& nie, nie mogę tego dokładnie odczytać. Jest tu coś& Ukaż to! - suchy głos miał
w sobie potężną moc.
Zanim Ysmay zdążyła pomyśleć, Ningue złapała za rzemyk i wyjęła amulet Gunnory.
Zza pleców usłyszała syk gwałtownie wciąganego powietrza.
- Bursztyn w Pani rękach - rozbrzmiał ponownie cichy glos - to twoje przeznaczenie i
twoje szczęście. Idz jego śladem, a będziesz miała serce pełne dumy.
Ysmay wstała, wyciągnęła z woreczka miedziaka i wrzuciła go w otwarte dłonie
wróżbiarki.
- Pani - Hylle stanął między nimi - ten drobiazg, który nosisz& jest z pewnością
stary&
Wyczuła, że chciałby go obejrzeć, ale nie miała najmniejszej ochoty wypuścić
bursztynu z rÄ…k.
- To talizman Gunnory. Mam go od matki. - Znamię mocy dla każdej kobiety. Aż
dziwne, że nie mam tu niczego takiego. Ale pozwól, że pokażę ci coś innego, coś co jest
jeszcze większą rzadkością& - Wyjął z kieszeni pudełko z palisandru i odsunął wieczko.
Wewnątrz znajdował się walec z bursztynu, w którym od stuleci zamknięta była skrzydlata
istota tęczowej piękności.
We wnętrzu swego amuletu Ysmay widziała malutkie nasiona, co było zrozumiałe,
gdyż Gunnora była boginią płodności i obfitości. Ten zaś kawałek bursztynu wyglądał lak,
jakby istota została tam umieszczona w określonym celu. To, co znajdowało się w środku,
było tak piękne, że westchnęła. Hylle podał go jej bez słowa, prosto w mimowolnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]