[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trudno sobie w ogóle wyobrazić, że będzie cieplej. Bezdomni w Fort Street Center są
już uodpornieni, policzki i usta mają spierzchnięte, nosy poznaczone błękitnymi
żyłkami i poczerwieniałe. Tulą do siebie gorące tacki. Noszą kilka warstw ubrania,
odrzuty sprezentowane Armii Zbawienia albo bezpośrednio ośrodkowi. W sieni stoi
wielkie kartonowe pudło, do którego darczyńcy mogą wrzucać niechciane ubrania.
Ostatnio jest najczęściej puste; wszystko, co da się jeszcze nosić, ktoś już nosi.
Kiedy przechodzÄ… przez ulicÄ™, Gina stoi w drzwiach i przez chwilÄ™ March ma
wrażenie, że na niego czekała. Kobieta się odwraca - ten, kogo wypatrywała, nie
przyszedł. Oczywiście nie czekała na niego.
Adam z psem przekraczają próg sklepu; papugi wy- skrzekują sensowną imitację
powitania. Gina stoi z siatką na ryby w ręce. Mimo że na dworze chłód, w sklepie jest
ciepło, więc ma na sobie zapinaną na guziki białą bluzkę z krótkim rękawem, która
podkreśla kształty ciała i odsłania rozkoszny trójkącik pod szyją. Rozpuszczone
włosy miękko opadają na ramiona. Nie wygląda jak sprzedawczyni; wygląda, jakby
po pracy szła na randkę. Na nadgarstku wisi jej kropla wody.
Kiedy widzi na środku sklepiku Adama z psem, wiesza siatkę na haku i krzyżuje
ręce na piersi. Nie uśmiecha się, ale unosi brwi w pytający łuk.
- Myślałam, że schronisko już otwarte.
Adam się nachyla i przesuwa dłonią po grzbiecie zwierzęcia. Pies porusza ogonem
na boki, ale nie spuszcza wzroku z Giny.
- Zatrzymam go. - Adam też patrzy na Ginę, rozchyla usta w oczekiwaniu na jej
reakcję. Chce zobaczyć, czy wrogość, z jaką zazwyczaj na niego spogląda, choć na
chwilÄ™ ustÄ…pi.
- Dlaczego zmieniłeś zdanie? - rzuca z podejrzliwością, nie z aprobatą.
Adam wzrusza ramionami, czego prawie nie widać w grubej kurtce.
- Nie wiem. Bo tak. - Jest rozczarowany, czuje się jak dziecko, którego nie
pochwalono za rysunek świecówka- mi. - Przyzwyczaiłem się do niego.
Bardzo powoli na usta Giny wraca uśmiech.
- Jeśli chcesz znać moje zdanie, postępujesz właściwie.
Rozczarowanie znika; Adam nie ma pojęcia, dlaczego
mu zależy, żeby Gina była dla niego miła, ale tak jest i nawet skąpa pochwała
sprawia mu przyjemność.
- Miałem nadzieję, że tak powiesz. Wciąż uważam, że to szaleństwo.
Pies siada, rozdziawia pysk w monstrualnym ziewnięciu.
- Dzwoniłeś do doktora Gila? %7łeby dać mu znać?
- Nie. Po co?
- Będzie chciał wiedzieć. Biorąc pod uwagę twoje... - wahanie - ...niecodzienne
okoliczności, może lepiej mu wyjaśnić, że postanowiłeś zatrzymać psa.
- Dobrze.
Gina sięga po psiego biszkopta.
- Jak go nazwiesz? - Wyciąga ciastko, mięśniak bierze je z palców jak dżentelmen.
- Na razie wołam na niego Mały.
- Nie. Niedobrze. Musi mieć imię, które go wyróżni spośród setek innych psów.
- Nie wystarczy, że to pitbul?
- Nie. Dałeś mu szansę w życiu, nową tożsamość.
- Program ochrony świadków dla psów?
- Coś w tym rodzaju. Nie będzie łatwo; domyślam się, że planujesz nad nim ciężko
pracować.
Adamowi nic takiego do głowy nie przyszło. Dobrze jest jak jest. Z wyjątkiem
agresji na ulicy.
- Muszę coś zrobić, żeby się nie wyrywał za każdym razem, gdy spotykamy innego
psa.
- Tego go nauczono. Można i oduczyć.
- Mam nadziejÄ™.
- Dostałam kilka wizytówek od zaklinaczy psów. Poszukam. - Gina znika za ladą.
- Kiedy to treserzy zamienili się w zaklinaczy? To twardy typ, może będę musiał na
niego krzyknąć.
Gina siÄ™ prostuje.
- Tego ci nie wolno. Naprawdę. Trzeba go nauczyć, że łagodniej znaczy lepiej.
Adam przypomina sobie, jak pies ucieka pod stół za każdym razem, kiedy on
podnosi głos w telefonicznej rozmowie albo gdy w niedzielnym meczu w telewizji
przeciwna drużyna przejmie piłkę.
- Tak, to ewidentnie typ silnego wrażliwca.
- Nie żartuj. Pewnie właśnie taki jest. Te psy są uczone agresji, nie rodzą się takie.
- No nie wiem, ale czas pokaże. - Adam bierze wizytówki od Giny, przegląda ich
małą kolekcję. Nie stać go na tresera, ale robi dobrą minę do złej gry.
- Którego byś polecała?
- Wszyscy są dobrzy. Ale powinieneś zacząć od Psiej Etykiety. Zwietnie sobie radzą
ze zwierzętami sprawiającymi problemy. - Nie spuszcza z Adama oliwkowych oczu.
Teraz błyszczy w nich coś innego niż pogarda. - Naprawdę uważam, że jest dla niego
nadzieja.
Po raz pierwszy Adam widzi w niej chęć bycia miłą albo tylko chęć dostrzeżenia,
że nie jest taki do końca zły. Ze coś jeszcze z niego będzie.
- Może powinieneś nazwać go Chance6. Dałeś mu szansę. I może on daje szansę
tobie. - Gina lekko się czerwieni, mały odsłonięty trójkąt pod szyją powoli różowieje.
- SzansÄ™ na co?
Kobieta się odwraca, bierze siatkę i znów przenosi rybki. Cokolwiek myśli, nie
mówi tego, a Adam się zastanawia, czy nie zawstydziła się swoich przypuszczeń.
- Chance. Aha. Podoba ci siÄ™? Hej, Chance.
Pitbul, który wpychał nos w półki z karmą dla rybek, spogląda na Adama,
przekrzywiając łeb, a jego pysk jak wiadro rozdziawia się w psim uśmiechu.
- Przypuszczam, że mu się podoba.
Gina znów odwiesza siatkę i podchodzi do Adama tak blisko, że ten czuje delikatny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl