[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po godzinnej przechadzce Kamis i jego towarzysze znalezli się przy końcu wioski. Tu wznosiła się
chata większa i okazalsza od innych. Przed zamkniętemi drzwiami stało dwuch tęgich Wagddisów.
Teraz może dowiemy się coś pewniejszego od Li-Mai rzekł Cort i biorąc chłopca za ramiona,
obrócił go ku chacie, mówiąc:
Mselo-Tala-Tala?
Dziecko kiwnęło potakująco głową.
Tam więc mieszkał wódz wioski Ngala, jego majestat Mselo-Tala-Tala.
Maks postąpił kilka kroków ku chacie. Li-Mai chwycił go za rękę i powstrzymał z widocznym
przestrachem.
Lecz Maks, nie zważając na to, chciał podejść do chaty, gdy dwaj Wagddisowie, strzegący
wejścia, ruszyli się z miejsca i zaczęli wygrażać bronią, w rodzaju siekiery, wyrobionej z twardego
drzewa.
Jeżeli nie możemy się zobaczyć z tym wodzem rzekł Maks, to chyba napiszemy do niego,
proszÄ…c o audjencjÄ™.
Mój kochany, oni z pewnością nie umieją ani czytać, ani pisać. Widzisz przecie, że są bardziej
dzicy niż mieszkańcy Sudanu i Kongo odparł Jan.
Masz słuszność, Janie; zresztą jakże porozumieć się piśmiennie z ludzmi, których języka się nie
rozumie?
Zdajmy się na instynkt i spryt tego malca rzekł Kamis, niech on nas prowadzi.
Czy ty nie wiesz, która chata jest własnością rodziców jego? zapytał Cort Langa.
Nie wiem, przyjacielu odpowiedział Langa, ale zdaje mi się, że znajduje się w tej stronie
dodał, wskazując na lewo z pewnością Li-Mai tam nas zaprowadzi.
Zwrócił się do malca i zapytał go:
Ngora& Ngora?
Dziecko zrozumiało i znów kiwnęło głową.
W kilka chwil pózniej podróżni znalezli się w części wioski, osłoniętej gęściej wierzchołkami
drzew.
Li-Mai zatrzymał się przed czystą chatą i wskazał na nią ręką, a Langa rzekł:
To tutaj.
Drzwi chaty stały otworem. Mieszkanie wewnątrz wyłożone było suchemi liśćmi i trawą, które z
łatwością można było zastąpić świeżemi.
Sprzętów domowych było mało: kilka tykw, dwa gliniane garnki i takaż tykwa napełniona wodą
Na ścianach były poprzybijane deseczki, na których zawieszono owoce, korzonki, gotowane mięso i
ptaki oskubane.
Znajdujący się wewnątrz dwoje Wagddisów powstali na widok wchodzącego Kamisa i jego
towarzyszy.
Ngora!& ngora! Li-Mai! Li-Mai! zawołało dziecko i dodało zaraz: vater! vater!
Wyraz ojciec wymawiał po niemiecku bardzo zle, a brzmiał on dziwnie w ustach tego małego
Wagddisa.
Langa podszedł do kobiety, a ta go przygarnęła do siebie, ściskała i jak umiała okazywała swą
wdzięczność dla wybawcy jej dziecka.
Przepędziwszy z kwandrans czasu w chacie, podróżni nasi wyszli z niej w towarzystwie Li-Mai i
jego ojca, którzy ich odprowadzili do przeznaczonej im chaty.
Tu pożegnali się ze sobą. Wagddis podał kolejno naszym podróżnym obie ręce i uścisnął ich
szczerze.
Chcąc dobrze poznać mieszkańców tej wioski rzekł Jan do Maksa, skoro pozostali sami,
trzebaby z niemi przepędzić lat kilka, a ja mam nadzieję, że za kilka dni będziemy mogli stąd się
oddalić.
Będzie to zależało od woli jego majestatu odpowiedział Maks, a kto wie, czy król Mselo-
Tala-Tala nie zechce nas mianować szambelanami dworu?
Podróżni nasi nie wiedzieli, jak długo będą zmuszeni pozostać w napowietrznej wiosce, ani też nie
mogli przewidzieć, jaki zbieg okoliczności wybawi ich z tego bądz co bądz niezbyt miłego położenia.
Pilnowano ich, nie mogli więc myśleć o ucieczce, a zresztą czyż potrafiliby się kierować w tym
olbrzymim lesie, czy umieliby odszukać brzeg lasu lub rzekę Johansen?
Szczęściem, że z podróżnemi naszemi mieszkańcy wioski obchodzili się łagodnie, zdawało się, że
uznają ich wyższość umysłową.
Należałoby się porozumieć z Ojcem Zwierciadło, rzekł Maks możeby on wyprosił dla nas
wolność. Sądzę bowiem, że i posłuchanie u Mselo-Tala-Tala można otrzymać, chyba że zupełnie
niewolno obcym spoglądać na jego osobę. Ale jak my się z nim rozmówimy? Przytym w interesie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]