[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Connie i Tonym, gdy wyzdrowieje, zwiedzić okolicę i obejrzeć
wszystko, co ciÄ™ interesuje.
- Dziękuję za tę propozycję, ale nie będę mogła skorzystać -
powiedziała matowym głosem. - Przyjechałam tu, \eby wykonać
konkretną pracę i muszę ja dokończyć.
Luis głośno wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby.
- Sytuacja się zmieniła, Kate - powiedział spokojnym głosem.
- Nie rozumiem. - Zmarszczyła czoło.
- Nie mo\esz tak mówić po tym, co stało się ubiegłej nocy.
- Nikt o tym nie wie. Manoel nic nie powie, a ci dwaj porywacze
ju\ się pewnie gdzieś ukryli nad Amazonką. Dlaczego miałoby się
cokolwiek zmienić?
Luis chwycił ją za ręce, a następnie na odgłos kroków Connie
puścił i odsunął się.
- Przyjdę dziś po kolacji - powiedział niecierpliwie. - Mo\e
Connie pozwoli mi porozmawiać z tobą sam na sam.
Connie weszła do pokoju z miną pielęgniarki oddziałowej.
- Koniec odwiedzin, Luisie. Myślę, \e ju\ najwy\szy czas, aby
Kate wykąpała się i poszła spać.
Luis uśmiechnął się z wyraznym trudem i zaczął się \egnać,
obiecujÄ…c, \e wpadnie wieczorem.
Gdy tylko odjechał, Connie zwróciła się do Kate.
- A teraz powiedz mi, co naprawdę zaszło, kochanie.
ROZDZIAA DZIESITY
Po południu Kate poszła do szpitala odwiedzić Tony'ego, ale
przedtem ustaliła wraz z Connie złagodzoną wersję wydarzeń na
u\ytek chorego.
- Wyglądasz na bardzo zmęczoną, Kate - powiedział Tony, gdy
Connie zostawiła ich samych i poszła zobaczyć, jak się czują
blizniaki. - Mam nadzieję, \e nie złapałaś tego samego wirusa?
Kate opisała Tony'emu oględnie swoją przygodę, co wywołało
szereg pytań z jego strony i \al, \e go przy tym nie było i \e ominęła
go taka zabawa.
- Zabawa?! - skrzywiła się z niesmakiem. - Gdybyś nie był
jeszcze taki słaby, pokazałabym ci swoje siniaki.
Tony spowa\niał.
- Czy nic ci się nie stało? Chodzi mi o to, czy oni nie... czy nie
zrobili ci czegoś złego?
- Nie, nie, nie - ostro przerwała Kate. - Pomówmy o czym innym.
Kiedy cię w końcu wypiszą?
- Dopiero gdy przestaną dzgać mnie w tylne części ciała -
wyjaśnił Tony ponuro, ale od razu się rozjaśnił. - Jest tu wspaniała
siostra na nocnych dy\urach.
Kate uśmiechnęła się.
- Ale upewnij się, czy nie ma ona jakiegoś narzeczonego, który
lubi bawić się no\em.
Kolacja tego dnia nie nale\ała do udanych. Wprawdzie krewetki
w ostrym sosie były wspaniałe, tak samo jak sałata i lody kokosowe,
ale Kate nie mogła zmusić się do jedzenia.
- Kate - powiedziała Connie łagodniej. - Nie mo\na \yć samą
herbatą. Cały dzień nic nie jadłaś.
- Wiem, \e to głupie, ale nie mogę nic przełknąć.
- Od powrotu ze szpitala zachowujesz się, jakbyś siedziała na
roz\arzonych węglach.
- Wolałabym, \eby Luis dziś nie przychodził, to wszystko.
- W tej sytuacji to normalne - Connie dolała Kate herbaty. - Chce
się upewnić, \e nic ci nie jest po wczorajszych prze\yciach.
Kate odwróciła się do Connie z nadzieją w oczach.
- Czy nie mogłabyś mu powiedzieć, \e nie czuję się dobrze? śe
złapałam jakąś infekcję i poszłam do łó\ka?
Jednak Connie odmówiła pomocy i gdy zegar wybił ósmą,
wycofała się do swego pokoju z jedną z ksią\ek Kate i gramofonem.
- Nastawię go tak głośno, \e nic nie będę słyszała - powiedziała
na dzwięk zatrzymującego się samochodu, zostawiając Kate samą w
salonie.
Kate, ubrana bardzo oficjalnie w jedwabnÄ… bluzkÄ™ i ciemnÄ…
spódniczkę, z mroku werandy przyglądała się mercedesowi
parkującemu przy samych schodkach. Uśmiechnęła się do siebie
obserwujÄ…c Luisa bawiÄ…cego siÄ™ z psem po drodze do domu. Jednak
gdy zauwa\ył, \e Kate mu się przygląda, natychmiast zapomniał o
psie.
- Nie zauwa\yłem cię. Boa tarde, Kate. Jak się dzisiaj czujesz?
- Dziękuję, dobrze. Mo\e zostaniemy na werandzie? Noc jest
taka piękna, \e nie chce mi się wracać do pokoju. Czy mogę
poczęstować cię szkocką?
- Obrigad. Ale niedu\o. - Luis usiadł w fotelu obok Kate i nie
spuszczał wzroku z jej twarzy. Wziął od niej szklaneczkę i wzniósł
toast. - Za to, \e \yjemy, Kate.
Przez chwilÄ™ milczeli, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ sobie. Luis w niczym nie
przypominał tego brudnego, wymiętego, obco wyglądającego
człowieka, z jakim rozstała się rano. Teraz miał na sobie jasnoszary
garnitur i nienaganną koszulę, a światło lampy odbijało się w jego
włosach o orzechowym odcieniu. Twarz jego wyra\ała takie
zdecydowanie, \e Kate poczuła się speszona.
- Gdzie jest Connie? - zapytał.
- Zamknęła się z ksią\ką w swoim pokoju - Kate wpatrywała się
w gwiazdy. - Nie prosiłam jej, by nas zostawiła samych.
- Domyślam się z tonu twego głosu, \e raczej błagałaś ją, by
dotrzymała nam towarzystwa.
Kate nic nie odpowiedziała. Przez dłu\szą chwilę siedzieli w
zupełnej ciszy. tak \e słychać było szelest liści w ogrodzie.
- Jesteś bardzo małomówna, Kate. Czy chcesz, bym sobie
poszedł? - zapytał w końcu Luis.
- Nie, oczywiście, \e nie.
- To dobrze, poniewa\ najpierw chciałbym powiedzieć to, co
sobie zaplanowałem.
Kate zmieszana poruszyła się na fotelu.
- Nie musisz nic mówić, Luisie. To nie była twoja wina, \e nas
zaatakowano.
- Ale to była wyłącznie moja wina, \e wykorzystałem sytuację i
uwiodłem cię - wyrzucił z siebie to oskar\enie, jakby z odrazą.
Kate wzdrygnęła się, następnie sztywno wyprostowała się w
fotelu.
- Skoro ju\ musisz do tego wracać, wydaje mi się, \e to, co
zdarzyło się między nami, trudno określić słowem uwiedzenie.
Chciałam tego tak samo, jak i ty.
- Miałem nadzieję, \e to powiesz, carinha - głos jego przybrał
inne brzmienie, stał się pewniejszy. - Wiem, \e nie powinienem był
się z tobą kochać, ale wydarzenia tej nocy wystawiły moje
opanowanie na zbyt cię\ką próbę.
- Trudno się dziwić - powiedziała lekkim tonem. - Byłeś
napadnięty, związany i zakneblowany. Nikt nie mo\e cię obwiniać za
to, co wydarzyło się w tych warunkach.
- Sam siebie obwiniam - powiedział gorzko.
- Ale ja nie, Luisie. Obydwoje myśleliśmy, \e rano mogą nas
zabić. Jestem pewna, \e nikt nie będzie miał nam za złe, \e w tych
warunkach potrzebowaliśmy takiego pocieszenia, jakie mogliśmy
sobie ofiarować.
- Pocieszenia! Czy to było dla ciebie tylko pocieszenie.
- Dobrze wiesz, \e znacznie więcej. Luis odwrócił się do niej.
- Nie spodziewałem się, \e będę twoim pierwszym mę\czyzną,
Kate.
- Dlaczego nie? - Oblała się gorącym rumieńcem i spuściła oczy,
przypatrując się splecionym dłoniom.
- Masz dwadzieścia pięć lat i jesteś bardzo piękna. Nie śmiałem
przypuszczać, to znaczy nie spodziewałem się...
- A gdybyś wiedział, czy powstrzymałoby cię to zeszłej nocy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]