[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pogodzi zasadę odwetu z kazaniem na Górze Oliwnej? Odpowiedziałem natychmiast: W
życiu nie zawsze możemy osiągnąć najwyższy ideał. Czy pan sprzedał wszystko i rozdał
ubogim? Człowiek ten znany był ze swych niezbyt chrześcijańskich zasad, więc odpowiedz
moja zamknęła mu usta, ku uciesze zebranych.
Szkoci posiadają bardzo spokojny a jednak cięty humor, który warto mieć po swojej stronie.
Pamiętam raz człowieka, który na końcu kija miał przywiązany bochenek chleba i raz po raz
podsuwał mi go pod oczy z bocznej loży teatru, w którym odbywał się wiec. Chodziło
prawdopodobnie o podniesienie ceny chleba przy systemie protekcji. Trudno było zupełnie ten
gest zignorować, lecz nie wiedziałem, jak się go pozbyć. Naraz jeden z moich komitetowych
zawołał miejscową gwarą: Ta zabierz się z tym do domu i zjedz! Skutek był dorazny. Te
niespodziewane interpelacje, wypowiadane są zwykle głosem powolnym, spokojnym a jednak
dziwnie donośnym. Kiedy, mówiąc o wojnie z Burami, zawołałem w pewnym podnieceniu: Kto
ma za tę wojnę płacić?! Jakieś schorowane biedaczysko, stojące pod ścianą, zapiszczało: A cóż
mnie to obchodzi? , wywołując burzę śmiechu, do którego i ja mimo woli się dołączyłem. Innym
razem mowę moją przerwał żart, który, choć niezrozumiały dla mnie, wprawił słuchaczy wprost
w szał śmiechu. Mówiłem o poczuciu godności i zewnętrznym przyzwoitym wyglądzie
robotników amerykańskich, kiedy jakiś senny głos zaśpiewał: Warto zajrzeć do Browna . Czy
fabryka Browna znana była z czystości, czy z niechlujstwa, tego się nie dowiedziałem.
Radykałowie przybywali na moje wiece tłumnie i oni to stanowili głównie publiczność mi
wrogą. Ponieważ ich kandydat prawie nie agitował, więc moje zebrania były jedynym polem ich
zabawy. Przed rozpoczęciem wiecu sala wrzała zazwyczaj od walki na słowa, wykrzykiwania
haseł, śpiewania pieśni partyjnych, tak, że zbliżając się do gmachu miałem wrażenie, że wchodzę
do menażerii podczas karmienia. Często mnie odwaga opuszczała, słuchając szalonego wrzasku i
pytałem sam siebie, po co to wszystko. Znalazłszy się jednak na estradzie, zapalałem się i nie
ustępowałem pod żadnym naporem. Wszystko to kształciło mnie na przyszłość, chociaż wtedy
nie zdawałem sobie z tego sprawy, idąc za jakimś ślepym instynktem. Najwięcej mnie męczyły
wybryki ludzi wulgarnych, których jest więcej między zamożnymi niż ubogimi. Nie lubię
żartować z nikogo, dlatego widok człowieka, żartującego niestosownie ze mnie, doprowadza
mnie do gniewu. Kandydat jednak nie może się gniewać, gdyż byłoby to szkodliwe dla jego
partii. Pod tym względem zawsze miałem się na baczności, aby nikogo nie obrazić i pamiętam
dobrze, jak raz wytrzymałem cierpliwe trzydniową kampanię, narażony na niejedno poniżenie.
Lecz gotowało się we mnie wszystko i oto w ostatniej chwili, kiedy już stałem na stacji, czekając
na pociąg, jeden z moich komitetowych, młody, zuchwały drągal, podszedł do mnie z głośnym,
poufałym, wulgarnym pozdrowieniem, przy czym ścisnął mnie za rękę tak mocno, że mój sygnet
wpił się w ciało. Wyczerpała się moja cierpliwość i wypaliłem mu odpowiedz językiem, którego
od czasu połowu na wieloryby nie używałem. Potok mych słów, który zwalił go niemal z nóg,
stanowił dziwne pożegnanie grupy mych zwolenników.
Tak się skończyła moja kariera polityczna. Mógłbym powtórzyć za jednym z moich
przyjaciół, że Wyborcy wrócili mnie na łono rodziny . Lepsze ono, niż mandat wyborczy. A
jednak, mimo poniesionego zawodu, czułem, że czeka mnie gdzieś jakaś służba publiczna.
Człowiek rad myśli, że w jakiś sposób może wywrzeć wpływ na swoją współczesność: toteż
dodaję sobie odwagi myślą o moich kilku broszurach i listach otwartych, umieszczonych w
prasie, które wywarły może pewien wpływ na publiczność, od czasu, gdy się odżegnałem od
czynnej polityki, często mącącej pogodę i bezstronność sądu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]