[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to, że cię przygarnęłam i wychowałam jak własną córkę?
- Nie mam wobec ciebie długu wdzięczności. %7łałuję tylko, że do tej pory ukrywałam swoje myśli.
Po śmierci ojca zmieniłaś moje życie w koszmar. Nigdy nie zapomnę, ile przez ciebie wycierpiałam.
Dziękuję niebiosom, że ta męka wkrótce się skończy. Proszę bardzo, możesz wygadywać na mnie
niestworzone rzeczy. Ciekawe, czy pan Truscott zechce cię wysłuchać. Dla mnie to bez znaczenia.
Niezależnie od tego, czy ślub się odbędzie, czy zostanie odwołany, postanowiłam wyprowadzić się z
tego domu.
Pani Aveton dopiero teraz zdała sobie sprawę, że posunęła się za daleko.
- Nie... Nie możesz tak postąpić - wyjąkała.
- Dlaczego? Mam dość pieniędzy, żeby się utrzymać.
Jej odpowiedz została skwitowana gniewnym prychnięciem.
- Bzdura! Młoda kobieta nie może mieszkać całkiem sama. Wybuchłby skandal!
Judith uśmiechnęła się drwiąco.
- Sądzisz, że zlęknę się plotek? Możesz je rozsiewać do woli. Mnie to obojętne. Skandale szkodzą
tym, którzy dbają o opinię salonów. Mnie na niej nie zależy.
To wyznanie ugodziło panią Aveton w samo serce. Czyżby daremnie oczekiwała, że przejmie
sporą część majątku pasierbicy? Cenna zdobycz wymykała się jej z rąk. Co gorsza, Truscott będzie
wściekły, gdy usłyszy o nowych pomysłach Judith. Pani Aveton przyznała w duchu, że boi się
tajemniczego klechy.
- yle mnie zrozumiałaś - oznajmiła pojednawczym tonem. - Zależy mi wyłącznie na twoim
szczęściu.
- Ciekawe od kiedy? - spytała drwiąco Judith. Obróciła się na pięcie i, nie czekając na pozwolenie,
wyszła z pokoju.
Po rozmowie z macochą poweselała i śmielej patrzyła w przyszłość. Pani Aveton, pokonana w
rozmowie przez pasierbicę, oklapła jak przekłuty balon. Judith doszła do wniosku, że w ten sam sposób
należy postępować ze wszystkimi, którzy ją tyranizują. Po raz pierwszy w życiu miała wrażenie, że jest
panią samej siebie. Dawno temu powinna wygarnąć macosze, co o niej sądzi.
Bez skrupułów nosiła teraz piękne suknie, które należały do ślubnej wyprawy. Do kolacji
przebrała się w najstrojniejszą ze wszystkich kreacji. Nie protestowała, gdy Bessie uczesała ją według
ostatniej mody.
Przy stole spokorniała pani Aveton prawiła Judith komplementy, kwitowane niedbałym
skinieniem głowy. Córki wpatrywały się w nią z niedowierzaniem, więc skarciła je surowo. Jadły
potulnie, nie podnoszÄ…c oczu.
- Czy podczas odwiedzin u Wentworthów miałaś wiadomości od wielebnego Truscotta? - spytała
uprzejmie pani Aveton.
- Nie. Tutaj również nie pisał?
Pani Aveton z wymuszonym uśmiechem pokręciła głową.
- Niepotrzebnie się o niego martwimy - powiedziała. - Kto ma do czynienia z chorymi, musi być
przygotowany na wszelkie niespodzianki. Dobrze o nim świadczy, że wytrwale czuwa u wezgłowia
umierającej matki i chce być przy niej, gdy nadejdzie ostatnia godzina. Teraz powinien myśleć
wyłącznie o tej biedaczce.
- Owszem. Zamierzałam tam pojechać i czuwać razem z nim, lecz nie chciał o tym słyszeć.
Pani Aveton wcale to nie zdziwiło. Z natury była podejrzliwa i od początku nie ufała
wspólnikowi. Tylko głupiec mógłby uwierzyć w jego opowiastkę. Truscott nie wyglądał na człowieka,
marnującego czas na spełnianie miłosiernych uczynków i czuwanie przy konających. Wzruszająca
bajeczka o chorobie matki została niewątpliwie wyssana z palca. Uwierzyć w nią mogło jedynie
niewiniątko pokroju Judith. Truscott z pewnością coś knuł i pani Aveton dałaby wiele, żeby poznać
prawdę o jego sekretnych przedsięwzięciach. Niezależnie od ich charakteru musiały być nielegalne,
skoro zadawał sobie tyle trudu, żeby je zakamuflować. Gdyby pani Aveton jakimś cudem zwiedziała się
o tych zamierzeniach, miałaby w ręku potężną broń. Mogłaby wówczas zmusić Truscotta, żeby
dotrzymał słowa i oddał, co się jej należało na podstawie niepisanej umowy.
Szanse na to były jednak niewielkie. Kaznodzieja zbywał ją, gdy wypytywała o koleje jego życia
w przeszłości. Terazniejszość nie wydawała się jaśniejsza i bardziej zachęcająca.
Nie przejmowała się zbytnio tymi problemami. Jej chciwość dorównywała pazerności Truscotta,
więc mimo rozmaitych przeszkód dobrze się rozumieli. Nawet jeśli dziwiła się chwilami, że wielebny
zaniedbuje narzeczoną i wysyła ją ochoczo na Mount Street, choć do ślubu pozostało zaledwie kilka dni,
tłumaczyła sobie, że takie postępowanie niewątpliwie mu się opłaca. Charles Truscott podejmował
decyzje z namysłem i starannie ważył racje.
Pani Aveton trafiła w sedno. Truscott realizował właśnie śmiały plan. Przed trzema dniami
przybył do domu w Seven Dials, aby przeanalizować rozmaite możliwości działania, które się przed
nim otwierały. Po namyśle zdecydował wreszcie, w jaki sposób rozwiąże swoje dylematy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]