[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pomagał mi. Był bardzo przywiązany do Rose. Kelnerka postawiła
przed nimi szklanki z mrożoną herbatą. Kiedy odeszła, Lara spytała:
- Do czego zmierzasz, Bob? Westchnął ciężko.
- Były jakieś plotki w mieście. O tobie i Calu Winstonie. Lara popatrzyła
nań przeciągle.
- Mieszkacie razem na samotnym, odległym ranczu. -
Wzruszył ramionami. - Oczywiście, ludziska plotą trzy po trzy.
- Nie mieszkamy razem. Ja mieszkam w domu, a on na stryszku nad
stajniÄ….
- Nie o to chodzi. Rzecz w tym, że przebywasz w odległym,
odosobnionym miejscu z człowiekiem, którego nikt nie zna. Który zjawił się
w mieście kilka miesięcy temu nie wiadomo skąd.
- A ciebie wyznaczono na strażnika moralności publicznej? Zlecono ci
przeprowadzenie ze mną rozmowy w tej sprawie? - spytała cierpko.
Bob poczerwieniał.
- Martwię się o ciebie, Laro. Już na pogrzebie widać było, że jesteście
bardzo... zaprzyjaznieni. Nie tylko ja to dostrzegłem. Wszyscy martwimy
się o ciebie. Bo ten Winston jest niezwykle tajemniczym człowiekiem.
- Wszyscy? Kto to jest wszyscy"?
- Wspomniał mi o tym spowiednik Rose.
- Calvin Leach?! Pewien jesteś, że to nie ty jemu to powiedziałeś?
- Powiedzmy, że dyskutowaliśmy o tym - bąknął Bob.
- Z kim jeszcze?
- Z Helen Kingston.
- Z tą partnerką Rose od brydża? - Lara wybuchnęła śmiechem. - Nie
uważasz, że nieco przeholowałeś?
Kelnerka postawiła przed nią talerz z sałatką, a przed Bobem -
hamburgera.
- Podać coś jeszcze? - spytała.
- Nie, dziękujemy - odparł Bob. I gdy kelnerka odeszła, pochylił się w
kierunku Lary. - Pani Kingston bardzo niepokoi się o ciebie - powiedział. I
sięgnął po hamburgera.
- Rozmawiałam z Helen wczoraj wieczorem przez telefon. W sobotę rano
mamy spotkać się w domu jej syna. Doskonale potrafiła opanować swój
RS
47
niezwykły niepokój o mnie, kiedy z zapałem opowiadała o urodzinowym
przyjęciu swojej wnuczki.
Bob przestał jeść.
- Czy sugerujesz, że cię okłamuję? - spytał.
- Sugeruję, że wyolbrzymiasz plotki na mój temat, bo... - nagle zamilkła.
- Dlaczego? - spytał. - Bo jestem zazdrosny o twojego pracownika?
- Nie powiedziałam tego.
- Ale pomyślałaś. I inni też tak myślą. To ja czułem się jak odzwierny na
pogrzebie Rose, bo ty wszystko załatwiałaś wspólnie z tym włóczęgą.
Lara zdała sobie sprawę, że swoim postępowaniem postawiła Boba w
bardzo niezręcznej sytuacji. Dla większości mieszkańców Red Springs
musiało być oczywiste, że szeryf był poważnie zainteresowany wnuczką
Rose. A tu na pogrzebie okazało się, że Lara zaangażowała do pomocy we
wszystkim innego mężczyznę. W tamtym momencie nie miała głowy, by
myśleć o tym, lecz teraz zrozumiała, że zupełnie wbrew swej woli
ośmieszyła Boba i naraziła go na obmowę.
- Przepraszam, Bob. Przykro mi, że poczułeś się zlekceważony. Ale
przecież nigdy niczego ci nie obiecywałam. Jestem zaskoczona, że czekałeś
kilka tygodni, żeby mi o tym powiedzieć.
- Nie wydawało mi się stosowne poruszać ten temat tuż po śmierci Rose.
- Rozumiem. Czekałeś, aż mój żal minie.
- Nie zdajesz sobie sprawy, że znalazłaś się w bardzo niebezpiecznej
sytuacji? Jesteś teraz dziedziczką, właścicielką dużej posiadłości. A ten
facet może mieć chętkę na to ranczo.
- Bob, proszę. Przejęcie w spadku El Cielo" uczyniło mnie właścicielką
ogromnie zadłużonego, nierentownego gospodarstwa.
- Które jednak jest twoje, prawda? To też coś znaczy. Odpowiednio
zarządzane może jeszcze rozwinąć się, rozkwitnąć. I pewnego dnia może
być warte fortunę: W przeciwieństwie do ciebie, Cal Winston wydaje się nie
mieć niczego oprócz koszuli na grzbiecie.
- Chcesz powiedzieć, że on ma jakieś zdolności parapsychiczne? %7łe
postanowił podjąć pracę w El Cielo", ponieważ jakimś sposobem
dowiedział się, że Rose umrze w krótkim czasie? I na dodatek przewidział,
że ja zjawię się we właściwej chwili, zęby odziedziczyć ranczo? Myślę, że
jednak go przeceniasz.
- Oceniam tylko zaistniałą sytuację. I widzę, że usidlenie panny Lary
Daniels dałoby mu tylko same korzyści.
- To samo można by powiedzieć o tobie - zauważyła Lara, patrząc
Bobowi w oczy.
RS
48
- Nie zasłużyłem sobie na takie traktowanie - rzucił. yrenice zwęziły mu
się, a zaciśnięte usta utworzyły białą linię.
- Cal też nie.
- Jak możesz mówić takie rzeczy? Nawet go nie znasz! Nikt go nie zna.
Pojawił się w tych stronach jak duch i omotał samotną staruszkę. A ty
zdajesz się trwać w głupim zaślepieniu, podobnie jak Rose.
- Wiele można powiedzieć o Rose, ale nigdy że była głupia. A ja jestem
dorosła. - Lara odłożyła widelec. - Potrafię sama podejmować decyzje.
Bardzo mi przykro, że nie spełniłam twoich oczekiwań, ale żadna plotka nie
zmusi mnie do zmiany zdania o człowieku, który tyle dobrego zrobił dla
mnie i dla mojej rodziny. Dziękuję za lunch, Bob. Do widzenia.
Wstała i wyszła szybko, by Bob nie zdołał jej zatrzymać.
Lecz szeryf wcale nie miał zamiaru jej zatrzymywać. Z niewyraznym
uśmieszkiem przyglądał się, jak wychodziła. Myślami był zupełnie gdzie
indziej. Rozważał sposoby i możliwości dotarcia do wszelkich możliwych
informacji na temat Cala Winstona.
I to jak najszybciej.
Lara wracała do El Cielo" wstrząśnięta. Wciąż zastanawiała się, czemu
tak bez wahania stanęła w obronie Cala, skoro sama stale zadawała sobie na
jego temat te same co Bob pytania. Co innego odrzucić wątpliwości Boba, a
co innego pokonać własne. Wcale nie była tak pewna kryształowej czystości
intencji Cala, jak mogło na to wyglądać. Wiedziała, że Bob miał dużo racji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]