[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Właśnie Skałbana - odrzekła Hanka. - Przy budowie budynków Niemcy posługiwali
się jeńcami, ponieważ prawdopodobnie chcieli, aby system umcnień pozostał tajemnicą. Tych
jeńców padobno potem rozstrzelali. Skałbana pomagał przy budowie, miał wówczas konia i
wóz, dowoził cement ze stacji kolejowej. Opowiadają, że najlepiej w systemie bunkrów
orientował się Barabasz, bo także, podobnie jak Skałbana, pomagał przy budowie. Potem tę
swoją znajomość systemu umocnień potrafił wykorzystać dla ukrywania swej bandy. Ludzie
mówią, że gdyby nie znalazł się z bandą na wyspie rzecznej, przenigdy nie zdołano by go
osaczyć. Podobno bunkry mają po kilka pięter, ale trudno powiedzieć, ile w tym prawdy, a ile
fantazji. Wielu było takich, co chciało zbadać tajemnicę bunkrów i odkryć ich podziemne
piwnice, a przecież chyba nikomu się to nie udało.
- Nie wiadomo - powiedziałem. - Jeśli ktoś odkrył tajemnicę, to przypuszczam, że się
tym nie chwalił.
Jedno jest pewne - pomyślałem. - Skoro bunkry budowali hitlerowcy, dziedzic Dunin
z całą pewnością nie ukrył w nich swych zbiorów. Miał prawo przypuszczać, że Niemcy będą
się tu bronić, a tym samym bunkry narażone będą na obstrzał artylerii. Nie mogły więc
stanowić kryjówki dla zbiorów".
I rozmyślałem dalej:
Na ścieżce do bunkrów odnaleziono niedawno zgubione przez kogoś rzeczy ze
zbiorów dziedzica Dunina. Ludzie w miasteczku podejrzewają, że ktoś wyniósł cichaczem
zbiory schowane w bunkrach, a ponieważ robił to sam i nocą, zgubił trochę cennych
przedmiotów. Jeśli jednak założy się, że zbiory te nie znajdowały się w bunkrach, oczywistym
się staje, że właśnie teraz się tam znajdują. Innymi słowy: nie jest prawdą, że ktoś je stamtąd
wyniósł i wówczas zgubił kilka przedmiotów, ale że zgubił te przedmioty, gdy zbiory Dunina
n i ó s ł do bunkrów .
- O czym pan rozmyśla? - zagadnęła mnie Hanka.
- Zastanawiam się nad bardzo dziwną historią, której byłem dziś świadkiem -
powiedziałem. - Harcerze znalezli szkielet ludzki w jednym z bunkrów w lesie i przynieśli
antropologom czaszką. Pan Opałko, rzezbiarz-antropolog, odtworzył twarz czaszki. Niech
pani sobie wyobrazi, Pilarczykowa rozpoznała w niej twarz człowieka, który był jesienią w jej
sklepie.
- To nieprawdopodobne - szepnęła Hanka.
- A jednak jakieś przeczucie mówi mi, że Pilarczykowa się nie omyliła. Czy nic pani
nie wiadomo o jakimś człowieku, który w tej okolicy kręcił się jesienią ubiegłego roku i nagle
zniknął? Został on zabity, a jego ciało spoczęło w starym bunkrze na pastwę mrówek.
Oczekiwałem, że Hanka zainteresuje sią tą sprawą, a przynajmniej usłyszę od niej
odpowiedz na moje pytanie. Ale ona milczała. Szła obok mnie ścieżką w lesie, jakby nie
dosłyszała pytania.
- Dlaczego pani milczy?
Odpowiedz Hanki była gwałtowna i gniewna.
- Skąd mogę wiedzieć coś o człowieku, który kręcił się tu jesienią? Przecież nie ma
mnie tutaj od pazdziernika aż do czerwca. Studiuję w Warszawie, mówiłam panu o tym.
Zastanawiająca była gwałtowność, z jaką zareagowała na moje powtórne pytanie.
Udałem jednak, że nie zwróciłem na to uwagi. Zresztą, znalezliśmy się właśnie nad brzegiem
rzeki, w tym samym miejscu, gdzie wczoraj Wilhelm Tell strzałą z kuszy przedziurawił
ponton kłusowników.
Hanka poprowadziła mnie w krzaki wikliny aż nad samą wodę. Zaświeciłem latarkę
elektryczną i zobaczyłem łódkę wyciągniętą na brzeg i pochyloną na lewy bok. W łódce leżały
wiosła.
- Proszę spojrzeć tu na tabliczkę. To jest łódka Skałbany - wskazała mi dziewczyna.
Skierowałem strumień światła latarki najpierw na łódkę, potem ku rzece.
Po wodzie płynęły płaty piany, wirowały, rzeka szumiała groznie.
- Wisła gwałtownie przybiera - stwierdziła Hanka. - Ojciec mówił mi, że dziś od
godzin południowych woda podniosła się o pół metra.
- Może więc wciągniemy łódkę nieco wyżej? - zaproponowałem.
Zgodziła się. Poczęliśmy podciągać łódkę na dość stromy brzeg, narobiliśmy przy tym
chyba sporo hałasu. Nagle koło nas pojawili się Sokole Oko i Borówka.
- Tkwimy tutaj w krzakach na brzegu jako czujka - wyjaśnił Sokole Oko. - Czekamy
na przyjazd kłusowników, ale zapewne dziś już nie przypłyną, bo rzeka bardzo wezbrała.
Pomogli nam podciągnąć łódkę Skałbany na skraj lasu. Hanka poszła do domu, a ja
jeszcze trochę posiedziałem z harcerzami, oczekując przyjazdu kłusowników. Wreszcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]