[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nieśmiało przytaknęła głową.
- Zapraszam na słoik klopsików i stary chleb. Może jednak podpłyniemy kawałek
dalej. Jedzenie pod mostem nie jest w moim zwyczaju. Pewnie znasz jakieÅ› urocze miejsce
nad rzekÄ….
Znowu kiwnęła głową i wstała otrzepując spodnie z piasku. Wsiedliśmy do kajaka i
popłynęliśmy jakieś pół kilometra w dół rzeki. W pewnym momencie dziewczyna wskazała
ręką na maleńką wysepkę na środku rzeki. Rosła tam tylko jedna smukła brzoza. Jej młode
listki lekko trzepotały na wietrze. Po prawej stronie był jeszcze las, a po lewej łąki.
Wyspa miała może trzy metry szerokości i sześć długości. Porastała ją młoda trawa.
Drzewko rosło przy krańcu położonym bliżej wsi. Gałązki opadały tak nisko, że gdybym
rozbił tam namiot, to byłbym niewidoczny dla mieszkańców Kociaka. Pomyślałem, że to
idealne miejsce na obóz.
- We wsi jest sklep? - zapytałem dziewczynę wyjmując kuchenkę.
Skinęła głową i sama sięgnęła po patelnię, talerze i chleb. Nie pozwoliła mi nawet
kiwnąć palcem przy robieniu obiadu. Wśród moich zapasów znalazła nawet jakieś przyprawy
i wkrótce w powietrzu uniósł się aromat, jakiego jeszcze w czasie tej wyprawy nie czułem.
Taki załogant to skarb - pomyślałem.
Właśnie podawała mi talerz z klopsikami, równo przyciętymi kromkami chleba
dokładnie posmarowanymi masłem, gdy na brzegu pojawiło się dwóch osiemnastoletnich
chłopaków.
- Hej, Siarka! Rzucasz Milionera dla emeryta? - krzyczeli.
- Patrz, piknik se zrobili - mówił jeden do drugiego.
Na szczęście szybko poszli swoją droga. Dziewczyna jakby straciła ochotę na
jedzenie.
- Zepsułem ci reputację ? - zapytałem.
Pokręciła głową.
- Siarka to chyba dobre przezwisko - zagadywałem. - Jest w nim imię i rude włosy.
Sara wzruszyła ramionami. Jadłem nie odzywając się. Pospolite klopsiki smakowały
niebywale. Wkoło unosił się charakterystyczny zapach rzeki, a w powietrzu latały pierwsze
wiosenne motyle.
- Dokąd płyniesz? - zapytała Sara.
- Przed siebie. Szukam ciekawych ludzi.
- Ja jestem nudna.
- Wcale nie. Masz jakąś tajemnicę, doskonale gotujesz i jesteś śliczną dziewczyną.
- Faceci to tylko jedno myślą. Kobieta powinna być w kuchni i być ładna - powiedziała
ze złością. - Lubię gotować, studiuję filologię polską.
- Wybacz. Jestem starym kawalerem, pracuję w ministerstwie i nigdy nie miałem
czasu na ożenek. Pózniej już ślub nie miał sensu, bo polubiłem taki styl życia.
Sara sprawiała wrażenie, jakby podjęła jakąś szaloną decyzję.
- Może potrzebujesz dobrej kucharki i wioślarki - rzekła układając się na trawie.
Patrzyła na mnie przy tym zalotnie.
- Od problemów nie można uciekać - odpowiedziałem.
Westchnęła i usiadła.
- Przepraszam, że to tak wyrażę, ale jesteś człowiekiem starej daty. Kociak to
miejscowość wypoczynkowa, do której latem przyjeżdżają do swoich dacz różni ludzie. W
tym starsi i bogaci. Niejeden proponował mi miłe spędzenie czasu. Oczywiście wiesz, co się
za tym kryło. Zawsze odmawiałam. Teraz pierwsza sama zaproponowałam szalona ucieczkę
w nieznane i moja oferta została odrzucona.
- Gdybym cię wziął ze sobą, żałowałabyś tego. Po pierwsze, nie zaoferuję ci mile
spędzonego czasu, bo mam tu swoją robotę. Po drugie, to nie jest sposób na rozwiązywanie
kłopotów z narzeczonymi.
- A jaką masz tutaj robotę? - spytała przymrużając oczy.
W tym momencie zrozumiałem, że się wygadałem.
- Ty masz swoje tajemnice, a ja swoje - odpowiedziałem.
- Zrobimy więc barter, czyli handel wymienny - zaproponowała Sara. - Twoja
tajemnica za mojÄ….
- Kto pierwszy?
- %7ładne z nas nie zgodzi się być pierwszym, więc będziemy losować. ydzbło trawy
wygrywa.
Szybko urwała jedną trawkę i ukryła ręce za sobą. Wskazałem na jej prawą dłoń i
wygrałem. Sara zaczęła opowieść.
- W ubiegłym roku latem poznałam tutaj fajnego chłopaka. Na imię ma Piotr.
Przyjechał tu na dwa tygodnie do domku swojego ojca. Skończył ekonomię i od września miał
pracować jako makler. Zamiast dwóch tygodni został tu na dwa miesiące. Jego ojciec, bardzo
bogaty człowiek, uważał, że jestem zabawką syna, więc pochwalał nasze spotkania. Jak się
zapewne domyślasz, dla nas to nie była zabawa. Piotr planował znalezć pracę w Olsztynie,
gdzie studiuję. Wtedy do akcji wkroczyła jego matka. Stwierdziła, że złamię karierę Piotra, bo
chcę wykorzystać go i zostać kurą domową.
Smutno pokiwałem głową.
- Ojciec Piotra za namową żony zaczął gnębić wieś. Najpierw, gdy gmina chciała
odkupić od niego kawałek niepotrzebnego mu pola, żeby postawić tam oczyszczalnię
ścieków, zaproponował strasznie wygórowaną cenę. Gmina kupiła grunty od sąsiada. Ojciec
Piotra miał dobrych prawników i znalazł jakąś lukę w prawie. Udało mu się zablokować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]