[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W głębi duszy czuł, że powinien zrobić coś więcej niż
tylko łatać wojenne rany. Może Ellie ma rację, może
należy podjąć jakieś działanie, chociaż wybrała najgor-
szą z możliwych dróg.
Przeniósł wzrok na Arwona, który właśnie mówił:
 Rząd był słaby. Nie potrafił wyegzekwować od
kopalni udziałów z zysków, jakie obiecał ludziom,
a przecież oni wydobywali złoża z naszej ziemi.
Nik znał już ten argument z wielu innych miejsc,
ale słyszał też, że spółka wydobywcza zachowała się
uczciwie.
 A jaki udział uważaliście za właściwy?
 Pięćdziesiąt procent.
 Nie dostawaliście tyle? Przepraszam, ale czyta-
łem, że zyski dzielono z wami po połowie.
 Tak miało być  Arwon poczerwieniał ze złości
 ale spółka nas oszukała. Płacili pięćdziesiąt procent,
ale z tego, co zostało po odliczeniu kosztów własnych,
nakładów kapitałowych i tak dalej. Dawali nam nędzne
grosze.
SZCZZLIWA WYSPA 73
Nik nie krył zdumienia, zaś Arwon, widząc to, dodał,
kiwając głową:
 Może pan sprawdzić, nie kłamię.
 Wierzę panu  zapewnił Nik.  Po prostu nie mogę
zrozumieć, że nie popierają was wszyscy mieszkańcy.
Spodziewałbym się, że taka niesprawiedliwość zjedno-
czy ludzi, a nie wywoła wojnę domową.
 Z początku zjednoczyła. Potem zobaczyliśmy, jak
bardzo pogorszył się los ludzi po zamknięciu kopalni,
i chcieliśmy od nowa negocjować ze spółką. Rani i jego
ludzie nie godzili się z tym, powiedzieli, że sami po-
prowadzimy kopalnię, a kiedy się nie udało, ludzie z gór
oskarżyli tych z dolin, którzy tu pracowali. Tyle że
wcześniej oni pracowali pod kierownictwem inżynie-
rów i geologów, a nie jako menedżerowie!
 Co za głupota  mruknął Nik. Jego rozmówca
znieruchomiał.  Nie mówię, że wy jesteście głupi,
tylko że ta sytuacja jest głupia. Próbowaliście dojść do
porozumienia z Ranim?
 Nie, z Ranim nigdy! Wygnaliśmy go z wyspy za
to, co zrobił, a odkąd wrócił podstępnie, ukrywa się.
 Ale moglibyście porozmawiać?  naciskał Nik.
 Musiałby do mnie przyjść  odparł Arwon  a on
tego nie zrobi. Straciłby w oczach swoich ludzi, stracił-
by pozycję przywódcy, a zresztą co dobrego przyniosła-
by taka rozmowa?
Nik nie znał odpowiedzi. Wyrazna niechęć Arwona
do Raniego powstrzymała go przed wyjawieniem mu
planów Ellie. Nadal nie wiedział, co począć z jej pomy-
słem. Złością niczego nie zyska. O wiele lepiej zrobiłby,
rozmawiajÄ…c spokojnie, podajÄ…c rzeczowe argumenty,
ale na samą myśl o tym, że Ellie chce podjąć takie ryzy-
74 MEREDITH WEBBER
ko i uważa, iż jej los jest wszystkim obojętny, nie potra-
fił opanować emocji.
Znał ją dobrze. Był przekonany, że nie zrezygnuje,
wiedział też, że musi wybić jej to z głowy. Ale jedyną
skuteczną metodą wydało mu się zamknięcie jej w pus-
tym kontenerze. W wyobrazni zobaczył już, jak siedzą
tam oboje, odcięci od świata. Wtedy zacząłby od poca-
łunku. Całowałby jej skroń, powieki...
OtrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™ zawstydzony.
Nie pozwoli, by Ellie wybrała się w góry, choćby
była to ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. A jeśli chodzi
o zwiÄ…zek z Ellie  to wykluczone.
Zresztą związek z Ellie przekreśla KidCare.
Przeklął pod nosem i stwierdził, że weszło mu to
w krew. Odziedziczył po ojcu sznur złotych koralików
 przesuwanie ich między palcami działa ponoć uspoka-
jająco. Powinien to wypróbować.
ROZDZIAA SZÓSTY
Ellie go unikała. Wiedział o tym, ale nie szukał jej to-
warzystwa. Wystarczyło, że wczesnym rankiem dojrzał
ją z daleka, jak krążyła między szpitalem i kuchnią, by
sobie przypomniał, że lepiej jej nie widywać.
Zrobił obchód i poszedł dokończyć wycinanie otwo-
rów okiennych w kontenerach.
W południe zostawił tę robotę i przyjmował pacjen-
tów pod cezalpinią. Paul mu asystował.
 Zostawiłem szpital pod bacznym okiem Lurie. Za-
woła mnie, gdyby coś się wydarzyło.
 DÅ‚ugo z tobÄ… pracuje? WidzÄ™ jÄ… po raz pierwszy.
Paul zrobił taką minę, jakby to proste pytanie było
dla niego kłopotliwe.
 Od dłuższego czasu przebywa w obozie  odparł.
 Ellie ją wynalazła zaraz po naszym przyjezdzie i prze-
konywała, żeby dla nas pracowała, bo jest wykwalifiko-
waną pielęgniarką. Uczyła się w Port Moresby, Ellie
chciała jej nawet płacić.
 A ona odmówiła?
 Mówiła, że się boi. Była chyba pielęgniarką w ko-
palni, kiedy wybuchł bunt przeciw spółce. Rebelianci
spalili jej dom, czuła, że to ostrzeżenie.
Nik westchnÄ…Å‚. Znowu sytuacja bardziej skompliko-
wana, niż się wydaje, konsekwencja wojny, która pro-
wadzi donikÄ…d.
76 MEREDITH WEBBER
 Dlaczego zmieniła teraz zdanie?
 Z twojego powodu. Jesteś teraz jej bogiem. Mała
Josie to jej siostrzenica, wyleczyłeś ją i zyskałeś do-
zgonną przyjaciółkę. Biorąc pod uwagę relacje rodzinne
w tych stronach, można powiedzieć, że zyskałeś kilka
dziesiątek dozgonnych przyjaciół.
 No to mam nadzieję, że Josie przeżyje i nie zamie-
nią się w moich śmiertelnych wrogów  mruknął Nik
i dał Paulowi znak, by poprosił pierwszego pacjenta.
 Czy mógłbyś jutro popracować pół dnia w mieś-
cie?  zapytał Len pod koniec dnia, gdy wrócili z Jas-
mine do obozu.
Nik przyjmował pięć godzin bez przerwy, Paul przy-
niósł mu tylko wodnistą kawę i herbatnika.
 Macie jakiÅ› trudny przypadek?
 Nie, po prostu rośnie liczba pacjentów. Dziś przy-
szło kilka osób, które potrzebują fachowej diagnozy.
Zaproponowałem im, żeby zajrzały jutro.
 Rano czy po południu?  Nik pomyślał, że jeśli nie
zajmie się po południu pacjentami na miejscu, Ellie,
która powinna spać, uprze się, by go zastąpić.
 Nie ma znaczenia. I tak przyjdą rano i będą cze-
kać. Chyba rozeszła się wieść, że na wyspie jest lekarz.
 Pojadę rano. Pojedziemy we trójkę. Poproszę, że-
by jeden z żołnierzy Arwona przywiózł mnie po połu-
dniu do obozu.
Len zmarszczył czoło.
 Ellie siÄ™ to nie spodoba. Z zasady poruszamy siÄ™
tylko parami.
Będzie musiała to jakoś przełknąć, pomyślał Nik,
przekonany, że może już ufać Arwonowi. Zresztą jakie
SZCZZLIWA WYSPA 77
ona ma prawo wyznaczać reguły postępowania, skoro
sama ma tak szalone zamiary?
Po kolacji Nik z Jackiem zajęli się remanentem,
kiedy przybiegł do nich młody chłopak w mundurze.
Ledwo chwytał powietrze, zarzucił ich ciągiem niezro-
zumiałych słów.
 Zawołaj Ellie, ona coś zrozumie  rzekł Nik do
Jacka.
Podarte spodnie chłopca zaplamione były krwią. Nik
posadził go i zaczął badać. Chłopak odsunął jego ręce
i pokazał na drzwi, spięty i przestraszony.
Kiedy przybiegła zadyszana Ellie, zadała chłopcu
kilka pytań, wysłuchała jego nerwowej odpowiedzi
i odwróciła się do Nika.
 Ciężarówka przewróciła się na drodze z lądowis-
ka. O ile rozumiem, na górskim zakręcie.
 Jaki mamy transport?
 Samochód, którym jeżdżą Len i Jazzy. Chłopak
nie wie, ilu żołnierzy jest uwięzionych w kabinie, ale
rzadko siedzi ich tam mniej niż sześciu. Powinniśmy
wziąć Lena, on zna się na samochodach, Paul może
zastąpić mnie w szpitalu, a Jazzy niech pośpi do czasu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl