[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ego, to go dopadnÄ™. Zaraz jadÄ™ na Heathrow.
LR
T
Pojadę z tobą. Ale nie lepiej z Birmingham? Stamtąd też odlatują samoloty
do Paryża, a jest bliżej i łatwiej zaparkować. Gustavie! Pakuj torbę.
Charles jęczał i ściskał głowę przez całą drogę. Narzekał, że bolą go uszy i ża-
łował, że nie pojechał pociągiem.
Powinienem wiedzieć, że przy przeziębieniu latanie jest niewskazane
marudził.
Agatha przeważnie ignorowała jego zrzędzenie, ponieważ wciąż na nowo roz-
ważała swoje teorie. Jeżeli się myliła i Jeremy nie wynajął sobowtóra, na próżno
odbywają tę podróż. Wyjęła z portfela wizytówkę Phyllis. Powinna była ją uprze-
dzić telefonicznie.
Kiedy jechali taksówką do hotelu dolegliwości Charlesa stopniowo mijały.
Zamierzali zamieszkać w tym samym miejscu co poprzednio. Słońce świeciło nad
Paryżem. Gdy dotarli do centrum, ludzie siedzieli w słońcu na tarasach.
W hotelu Agathę ucieszyła wiadomość, że dostaną osobne pokoje. Zadzwoniła
do Phyllis. Odetchnęła z ulgą, gdy zastała ją w domu. Spytała, czy nie zjadłaby z
nimi lunchu.
Phyllis odparła, że jest zajęta, ale pójdzie z nimi na kawę po południu. Agatha
zaproponowała Village Ronsard w Maubert, gdzie spotkała ją po raz pierwszy.
Phyllis wyraziła zgodę. Umówiła się z nimi na trzecią.
Jest dopiero jedenasta powiedziała Agatha, kiedy wyłączyła aparat.
Spróbujmy znalezć Felicity.
Idz sama burknął Charles. Ja pójdę się położyć w moim pokoju. Sło-
wo daję, Aggie, ledwo żyję.
LR
T
Dawniej Agatha by go sklęła, wyzwała od mazgajów. Ponieważ ostatnio na-
uczyła się cenić przyjaciół, mruknęła tylko:
No dobrze. Dam ci znać, jak mi poszło.
Rozpakowała swój niewielki bagaż, a potem zamówiła taksówkę na rue Saint
Honore. Ponownie wkroczyła do salonu mody.
Kobieta, z którą ostatnio rozmawiała, zmierzyła wzrokiem od stóp do głów
sylwetkę Agathy w dość mocno pogniecionym kostiumie ze spodniami. Agatha
miała dwa kostiumy od Armaniego, ale ten, który włożyła na podróż, kupiła tanio
w Evesham. Niemal widziała, jak tamta szacuje w myślach jego wartość, po to, by
zlekceważyć zarówno marny strój, jak i jego właścicielkę.
Przyszłam zobaczyć się z Felicity Felliet poinformowała. %7łałowała, że
nie zaciągnęła tu Charlesa. Charles jako przyjaciel jej ojca miałby sensowny pre-
tekst, żeby szukać dziewczyny, podczas gdy Agatha nie zdołała wymyślić żadne-
go.
Lecz sprzedawczyni odrzekła:
Panna Felicity już u nas nie pracuje. Odeszła.
Kiedy?
Kobieta wzruszyła ramionami i rozłożyła ręce.
W zeszłym tygodniu.
Czy zna pani jej adres w Paryżu?
Proszę zaczekać. Sprawdzę.
LR
T
Agatha czekała cała w nerwach. Jej genialna teoria wydawała się z każdą chwi-
lą coraz mniej prawdopodobna. Ekspedientka wróciła i podała jej kartkę papieru z
adresem przy rue Madame.
Agatha ponownie wezwała taksówkę. Znów przewieziono ją przez most, lecz
tym razem do Szóstej Dzielnicy w pobliże imponującego barokowego kościoła
Saint Sulpice.
Zapłaciła taksówkarzowi i popatrzyła na wysoki budynek. Miał domofon z ko-
dem, który trzeba było znać, żeby wejść do środka.
Spostrzegła okienko przy drzwiach. Zastukała w nie w nadziei, że siedzi za
nim konsjerżka. Ktoś z drugiej strony odchylił firankę i ukazała się czyjaś twarz.
Kilka sekund pózniej otwarto jej drzwi. Stanęła twarzą w twarz z drobną kobietą o
ptasim wyglądzie i ołówkiem zatkniętym w kędzierzawe włosy.
Panna Felliet? spytała Agatha.
Numero dix-sept.
Agatha popatrzyła na nią bezradnie.
Nie znam francuskiego.
Dozorczyni wróciła do stróżówki na końcu korytarza. Po chwili wróciła z kart-
ką, na której wypisała liczbę 17. Następnie pokazała palcem na górę.
Agatha podeszła do staroświeckiej windy w kształcie pozłacanej klatki. Kon-
sjerżka podążyła za nią. Nacisnęła najwyższy guzik. Drzwi powoli się zamknęły.
Metalowa kabina zazgrzytała i z łoskotem ruszyła w górę. Gdy stanęła na ostatnim
piętrze, Agatha wysiadła. W budynku panowała absolutna cisza. Dzieci nie krzy-
czały, znikąd nie dochodziły zapachy potraw.
LR
T
Czynsz musi być wysoki pomyślała Agatha. Tylko zamożnych ludzi stać
na taki komfort.
Znalazła tylko jedne drzwi z przyciskiem dzwonka obok. Gdy go nacisnęła,
usłyszała kroki. Wkrótce jej otworzono. W progu stanął wysoki mężczyzna w
okularach.
Czym mogę służyć? spytał z amerykańskim akcentem.
Szukam Felicity Felliet.
Nikt taki tu nie mieszka, ale dopiero się wprowadziłem. Proszę wejść.
Agatha wkroczyła do środka i rozejrzała się dookoła. Wszędzie stały pudła i
walizy. Z otwartych okien balkonowych roztaczał się widok na dachy Paryża. Go-
spodarz podszedł do biurka.
Mam tu nazwisko agenta nieruchomości. Niech pani spróbuje uzyskać od
niego jej nowy adres. Nigdy jej nie widziałem, ale przypuszczam, że mieszkała tu
przede mną. Miałem szczęście, że znalazłem mieszkanie w kamienicy z windą. Im
wyżej człowiek mieszka, tym niższy czynsz płaci, jeżeli nie ma windy, ale nie
mam ochoty targać wszystkiego po schodach na górę.
Jak daleko stąd mieści się ta agencja?
Jak pani wyjdzie, proszę skręcić w lewo i iść prosto do Saint Germain. Po-
tem trzeba skręcić w prawo. To mniej więcej drugi budynek.
Agatha podziękowała i zjechała na dół obłędnie powolną, rzężącą windą. Spę-
dziła sporo czasu, usiłując dociec, jak otworzyć drzwi wyjściowe.
Zapukała do konsjerżki, ale nikt nie otworzył. Pózniej dostrzegła przycisk po-
niżej wyłącznika światła i nacisnęła go. Usłyszawszy kliknięcie, pchnęła i otwo-
LR
T
rzyła drzwi. Ponieważ były masywne i rzezbione, jak w wielu paryskich kamieni-
cach, musiała użyć obu rąk.
Skręciła w lewo i powędrowała wzdłuż ulicy. Od czasu do czasu zatrzymywała
przechodniów, pytając o drogę:
Saint Germain?
Potem szła dalej we skazanym kierunku.
W agencji nieruchomości musiała poczekać, ponieważ urzędnicy z recepcji po-
szli na zaplecze poszukać kogoś, kto zna angielski.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]