[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Więc wszyscy go znają z tej strony? A ty właśnie do niego kazałaś mi się zwró-
cić! W dodatku cały czas próbujesz mnie przekonać, żebym się z nim umówiła na rand-
kÄ™.
- Jestem prawnikiem. Moja praca polega na tym, żeby poznać racje obu stron. Poza
tym, kochanie, wiesz lepiej ode mnie, że reputacja to zaledwie cząstka prawdy o każdym
z nas.
- Owszem, wiem... No cóż, uprzedzałaś mnie, że to czarujący drań, dlaczego jed-
nak dopiero teraz mi mówisz, że jest taki nie tylko prywatnie, ale i w sprawach bizneso-
wych?
- Po prostu nie lubię plotkować.
- Och, gadanie... Poza tym uwielbiasz plotkować.
- Jasne, masz rację. Cóż, wyszło trochę nie tak. Traktowałam to jako kolejną akcję,
z uwagi na Kelly'ego trochę pikantną, i zbytnio nie liczyłam na sukces. W sumie był to
raczej taki sobie żart... Do głowy mi nie przyszło, że aż tak się zaangażujesz!
- Jak mogłam się nie zaangażować? W pracy mówię tylko o nim, z mediami mówię
tylko o nim, myślę tylko o nim. Doprawdy, czuję już przesyt. - Przyłożyła dłoń do czoła.
- Mam tego potÄ…d!
R
L
T
- Jak ja to lubię! - ze śmiechem skomentowała Hannah. - Bogaty, wpływowy, sek-
sowny, wolny facet. Jak ci taki nie pasuje, to co ci pasuje?
- Dzięki, bardzo mi pomogłaś.
- Wynnie, jesteś fajna, ładna, inteligentna. Jeśli polubiłaś Dylana Kelly'ego, to
znaczy, że na to zasługuje. A jeśli nie jesteś pewna, czy możesz mu zaufać, to zaufaj so-
bie.
Zaufanie. Zawsze chodzi przede wszystkim o zaufanie. Wynnie ufała tylko sobie,
inaczej po prostu nie potrafiła. Zresztą nawet z tym ufaniem sobie też nie było tak łatwo.
Nie potrzebowała dyplomu z psychologii, by wiedzieć, skąd to się wzięło. W najgorszy z
możliwych sposobów została opuszczona przez najbliższą osobę. Gdy była dzieckiem,
potrafiła kochać ludzi, utraciła jednak tę zdolność w chwili, kiedy weszła do auli na wy-
dziale socjologii i stanęła twarzą w twarz z dziekanem i grupką policjantów.
yle by się stało, gdyby teraz uwierzyła, że Dylan Kelly może być uczciwym,
przyzwoitym człowiekiem.
W piątkowe popołudnie Dylan udał się do swego biura, gdzie czekał na niego Jack
Colby, kumpel z lat szkolnych, a teraz najlepszy prywatny detektyw w kraju.
- Witaj, Jack.
- Cześć, Dylan. Jak leci?
- Za te pieniądze, które ci płacę, powinieneś wiedzieć lepiej ode mnie - rzucił
cierpko.
- Co to, humorek nie dopisuje? - odparł kpiąco Jack.
Ano nie dopisywał. Od kiedy Dylan spojrzał w te łagodne brązowe oczy Wynnie
Devereaux, poczuł się jakby na rozdrożu. Potężny impuls nakazywał mu, by wydać
Wynnie stanowczy zakaz zbliżania się do rodziny Kellych, lecz inny, równie potężny
impuls pchał go do tego, by zatonąć w czułych objęciach tejże kobiety.
Do diabła, musiał znalezć sposób, by się od niej uwolnić!
Po namyśle doszedł do wniosku, że wcale nie jest sfrustrowaną, seksowną, zwa-
riowaną ekolożką, jaką się wydawała na pierwszy rzut oka. W tym kryła się jakaś tajem-
nica. Wynnie na pewno miała jakiś dobrze skrywany, osobisty powód, dla którego wła-
R
L
T
śnie on znalazł się na celu. Kiedy tylko się dowie, w czym rzecz, przestanie być tak in-
trygujÄ…ca.
- Wybacz, Jack, to głupie, że wyżywam się na tobie, ale owszem, trochę mnie nosi.
Więc z czym przyszedłeś?
- Wynnie Devereaux. Dwadzieścia siedem lat. Brunetka. Brązowe oczy. Szczupła
budowa ciała. Wzrost średni. Samotna. Aadna. - Jack wyjął kilka fotografii i położył je
na biurku przed Dylanem.
Pierwsze zdjęcie przedstawiało Wynnie w dniu, kiedy pierwszy raz ją zobaczył.
Szła ulicą w towarzystwie blondynki o kręconych włosach.
Kolejne fotografie przedstawiały Wynnie poważną, zdziwioną, roześmianą. Miała
zabandażowane nadgarstki, co bardzo rozbawiło Dylana.
Na ostatnim zdjęciu patrzyła prosto w obiektyw. Miała zmarszczone czoło, deter-
minację w oczach, ciemne włosy okalały śliczną twarz. Energia, wola walki... Z Wynnie
aż biła siła życia.
Owszem, fajne podobizny, ale nic z nich nie wynika.
- To wszystko? - Rzucił fotografie na biurko.
- To początek. W wieku osiemnastu lat zaczęła studiować nauki humanistyczne na
stanowym uniwersytecie w Queenslandzie. Przedtem uczyła się w domu. Po roku prze-
rwała jednak studia i wyjechała do Paryża, gdzie pracowała na rzecz towarzystwa zaj-
mującego się upiększaniem parków.
- Rozumiem... - To tłumaczyło obcy akcent pobrzmiewający w jej mowie.
- Pózniej pracowała dla różnych organizacji, pozyskując fundusze, lobbując w celu
uzyskania dotacji rządowych. Ostatnią z tych organizacji był Komitet na rzecz Odbudo-
wy Arena di Verona. Pieniądze, które zdobyła, nawet ciebie przyprawiłyby o palpitację
serca.
- To wszystko? Po prostu jest utalentowanÄ…, dwudziestosiedmioletniÄ… lobbystkÄ….
- Dopiero teraz będzie ciekawie. Choć posługuje się dokumentami wystawionymi
na Wynnie Devereaux, tak też podpisała umowę o pracę, w rzeczywistości nazywa się
inaczej.
- Zatem kim ona, do licha, jest?
R
L
T
- Sam się przekonaj. Nie chcę ci psuć niespodzianki. - Jack podniósł się z fotela i
wręczył teczkę z dokumentami.
Dylan zagłębił się w lekturze, aż dotarł do kopii raportu sprzed kilku lat.
ROZDZIAA SZÓSTY
W sobotni wieczór taksówka wioząca Wynnie i Hannah zatrzymała się przed du-
żym, oszklonym budynkiem Muzeum Queenslandu, rozbłyskującym różowymi i poma-
rańczowymi światłami. Z samochodów parkujących wzdłuż ulicy wysypywały się ko-
biety w letnich wieczorowych sukniach i elegancko ubrani mężczyzni.
- Bale charytatywne nie są tym, czym były kiedyś - mruknęła z dezaprobatą Wyn-
nie. - Panuje tu nastrój orgii. - Wysiadła z samochodu, dbając o to, by ruszać się jak na
damę przystało. Może komuś wyda się to przesadą, jednak przy takich okazjach należy
dbać na przykład o to, by trzymać kolana razem, nie przybierać zbyt swobodnych póz, a
to ze względu na tłum paparazzich, którzy tylko czekają na jeden fałszywy ruch każdej
rozpoznawalnej, a więc medialnej osoby.
Wynnie miała uraz na punkcie fleszy i wycelowanych w nią obiektywów, bo koja-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]