[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spać. Ojciec sporo go już nauczył o prowadzeniu majątku, ale Knut bardzo chciał na własne oczy
zobaczyć, jak zarządza się taką wielką posiadłością. Miał smykałkę do liczb, w długie zimowe
wieczory ojciec wprowadzał go w tajniki rachunkowości, a umiał dużo więcej niż nauczyciel. Knut
bardzo polubił tę naukę.
Tuż obok czubków jego butów przemknął pulchny leming i zaraz zniknął wśród mchu.
Chwilę pózniej rozległo się gdakanie samca pardwy, który pożeglował nisko nad bagnami i
wylądował wśród głazów po drugiej stronie. Knut wiedział, że będzie tęsknić za górami i tutejszym
życiem, lecz inna tęsknota może mu ciążyć jeszcze dotkliwiej. Tęsknota za Emmą. To za sprawą
Emmy z Gamlehaugen z taką radością witał każdy nowy dzień. Przez ten krótki czas, odkąd
przyszła do nich na służbę, poznał ją jako pracowitą i skromną dziewczynę. Wystarczyło, że na nią
spojrzał, a na jej policzkach pojawiały się rumieńce. Od czasu do czasu spędzali ze sobą kilka chwil
sam na sam, Emma rozmawiała wtedy z nim rozumnie i swobodnie, więc to zapewne skromność
kazała jej zazwyczaj milczeć. Nic zresztą dziwnego, że miał dla Emmy tyle sympatii, wszyscy ją
lubili. Knut czuł w sobie wielką łagodność, kiedy z nią przebywał, i często starał się, by zostawali
tylko we dwoje.
Skręcił lekko na południe i zaczął podchodzić pod strome zbocze poprzecinane szczelinami
i jamami. Myślami wciąż był przy Emmie. Wprawdzie miał wielką ochotę na wyjazd do Danii, lecz
nie chciał zostawiać dziewczyny. Zaskoczony własnymi uczuciami, zastanawiał się, dlaczego tak
jest. W końcu doszedł do wniosku, że po prostu lubił Emmę bardziej niż inne dziewczęta.
Nagle zatrzymał się i znieruchomiał, tylko nozdrza mu drgały. Wiatr przyniósł ostry zapach,
który Knut rozpoznał. Zimą miał okazję podejść blisko rosomaka i wiedział, że to zwierzę często
wydziela szczególny odór. Czy było gdzieś w okolicy, czy też zbliżył się do opuszczonej nory? W
takich miejscach zapach niekiedy utrzymywał się długo. Knut dłuższą chwilę stał bez ruchu. Może
rosomak zaczaił się gdzieś i go obserwował? Ale chociaż chłopak wytężał wzrok, nigdzie nie mógł
dostrzec drapieżnika.
W końcu ostrożnie ruszył krętą ścieżką po stromiznie wśród kamieni. Często musiał
obchodzić wielkie głazy i głębokie zapadliska, chciał jednak dostać się do jam, żeby sprawdzić, czy
tam nie ma zwierzęcia.
Wkrótce dotarł do wąskiego pasa trawy biegnącego wzdłuż skalnej ściany i skierował się na
północ. Skałę przecinało mnóstwo pionowych szczelin. W połowie drogi wydało mu się, że znów
czuje ów zapach. Odłożył plecak i na wszelki wypadek naładował strzelbę. %7łałowałby, gdyby
podszedł drapieżnika i nie mógł do niego strzelić.
Pochylony, zwinnie przemknął, pokonując ostatni odcinek dzielący go od płaskiej płyty.
Kamienna półka położona była na ukos od ciemnego otworu w skale, przypuszczał, że tu właśnie
mógł skryć się rosomak. W miarę, jak podchodził bliżej, ostry zapach się nasilał, jednak nic się nie
poruszało. No cóż, zwierzę zapewne dawno już stąd uciekło. %7ładen rosomak nie pozwoli
człowiekowi podejść tak blisko.
I rzeczywiście, kiedy Knut mógł wreszcie zajrzeć do rozpadliny w skale, zobaczył jedynie
szczątki kości. Rosomak musiał tu spożyć niejeden posiłek. Knut prędko się wycofał, odór nie
zachęcał do pozostania dłużej niż było to konieczne.
Z plecakiem na plecach i strzelbą w ręku powędrował dalej po porośniętym trawą zboczu.
Zajrzał jeszcze w parę szczelin, ale nie odkrył żadnych oznak obecności zwierzęcia. No cóż,
pomyślał, trzeba będzie wyprawić się tu zimą. Idąc na nartach po śladach na śniegu, łatwiej podejść
unikające człowieka zwierzę.
Knut wędrował w głąb gór, aż w końcu dotarł do niewielkiego jeziorka. Niebieściło się w
słońcu, kusząc blaskiem. Nie miał jednak ochoty na kąpiel, aż tak się nie zgrzał. Usiadł tylko w
pobliżu miejsca, gdzie z jeziora wypływał strumień, i wyjął prowiant. Odpoczywał tu wiele razy.
Roztaczał się stąd widok na Lio i dalej na dolinę, a przy dobrej widoczności nawet na Drammen.
Knut wbił zęby w spory kawałek wędzonego udzca baraniego. Dobrze, że nie wziął ze sobą
skrzypiec, bo kiedy grał, zapominał o całym bożym świecie. Przed oczami tańczyły mu tylko
dzwięki, przestawał widzieć, co dzieje się dookoła.
Teraz się rozglądał. Na południe daleko po horyzont ciągnął się las, od wschodu i północy
wznosiły się góry, których szczyty zdobiły białe plamy śniegu. Na łagodnym zboczu poniżej
Tuftenosene pasło się stado reniferów, były jednak zbyt daleko, by mógł odróżnić kozły od klemp.
Napił się mleka, a gruby placek podzielił na dwie części. Zwykle zostawiał połowę
prowiantu, żeby posilić się jeszcze raz przed schodzeniem w dół. Kiedy dotrze do występu
skalnego, z którego roztaczał się widok na letnią zagrodę, usiądzie i zje resztę. Powiódł spojrzeniem
po zboczu na prawo od strumienia, i nagle znieruchomiał z pełnymi ustami. Czy tam nie poruszyło
się coś ciemnego? Zaczął wpatrywać się w kamienie i nie musiał wcale długo czekać, bo wkrótce
pojawiło się dość niezgrabne, poruszające się charakterystycznym krokiem, zwierzę. Knut przełknął
niepogryziony kawałek placka, aż zabolało go w przełyku.
Bardzo powoli, z ogromną ostrożnością uniósł strzelbę. Wydawało się to niewiarygodne, ale
rosomak kierował się wprost na niego. W każdej chwili mógł jednak zwietrzyć człowieka i umknąć
spłoszony. Knut nie wierzył, by tak łatwo przyszło mu upolować zwierzynę.
Ale Knut siedział pod wiatr, dlatego zwierzę nie było w stanie z daleka wyczuć jego
zapachu. Chłopakowi serce waliło jak oszalałe. Czyżby miał tyle szczęścia, by ustrzelić drapieżnika
podczas swojej ostatniej wyprawy w góry? Znieruchomiał w pozycji strzeleckiej i chociaż siedział,
czuł, że mocno trzyma strzelbę i jest w stanie wycelować. Rosomak schodził ukosem ze zbocza,
kierując się ku wodzie. Szedł wprost na Knuta, więc chłopak nie mógł spudłować.
Nieopodal brzegu strumienia zwierzę zatrzymało się, obracając płaską głowę, i zaczęło
węszyć na wszystkie strony. Najwyrazniej jednak nie zwietrzyło człowieka, bo znów ruszyło. Teraz
poruszało się trochę szybciej, lecz ciągle szło prosto na lufę strzelby.
Knut mocniej ścisnął broń w ręku. Nie mógł uwierzyć, że drapieżnik wypuścił się na
otwarty teren w biały dzień. Rosomaki zwykle przesypiają dzień, polują zaś o zmierzchu i nocą.
Już! Już niedługo będzie mógł strzelić! Zwierzę w prostej linii schodziło nad strumień. Nie
było wątpliwości, że chce przedostać się na drugi brzeg, Knut nie wiedział jedynie, jak długo ma się
wstrzymywać z wystrzałem. Ręka zaczynała mu już drżeć od ciężaru strzelby, miał świadomość, że
wkrótce musi nacisnąć spust. Rosomak nagle przyspieszył i ostatni odcinek dzielący go od [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl