[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siÄ™ ze swojÄ… pilotkÄ… z agencji turystycznej.
- Panie Kennedy, McCarthy i Hennessey? - spytała z wyraznym londyńskim akcentem młoda
kobieta w czerwonym mundurku.
Pokiwały głowami.
- Witam. Mam na imię Victoria. Zaprowadzę panie do autokaru. Opuściły budynek lotniska.
Była druga nad ranem, ale i tak przywitała je ciepła bryza. Holly uśmiechnęła się do dziewcząt,
które tak jak ona poczuły przyjemny powiew. Nareszcie wakacje!
Trzy kwadranse jechały do Costa Palma Palace. Do hotelu prowadził długi podjazd wysadzany
strzelistymi palmami. Przed głównym wejściem pyszniła się oświetlona niebieskimi światłami
wielka fontanna. Dostały apartament, w którym znajdowała się sypialnia z dwoma łóżkami,
niewielka kuchnia, salon z rozkładaną kanapą, łazienka i balkon. Holly wyszła na balkon i spojrzała
na morze. Było zbyt ciemno, by cokolwiek dostrzec, ale słyszała szum fal uderzających o piasek.
Zamknęła oczy, słuchała.
- Papierosa! Muszę zapalić. - Podeszła do niej Denise, rozerwała paczkę i zaciągnęła się głęboko. -
O, nareszcie! Chciałam już kogoś zamordować.
Holly roześmiała się. Cieszyła się na wspólny urlop z koleżankami.
- Nie masz nic przeciwko temu, żebym spała na kanapie? W salonie mogłabym palić.
- Ale musisz wietrzyć, Denise! - zawołała ze środka Sharon. - Nie chcę, żeby budził mnie smród
papierosów.
- Dzięki - odparła uszczęśliwiona Denise. Sharon obudziła Holly o dziewiątej.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem na plaży - poinformowała. Zaspana Holly odburknęła coś na
odczepnego. O dziesiątej Denise wyrwała ją z łóżka. Za przykładem Sharon, postanowiły pójść na
plażę.
Piasek był tak gorący, że nie potrafiły ustać, parzył w stopy. Wypatrzyły Sharon, która pod
parasolem czytała książkę.
- Cudownie, prawda?
Denise rozejrzała się. Sharon podniosła na nie wzrok.
- Raj na ziemi.
A może Gerry też przybył do tego raju... - Holly zapatrzyła się w dal. Nie, ani śladu. Wokół same
pary - jedne nacierały się nawzajem smarowidłami do opalania, inne chodziły za ręce po plaży. Nie
miała jednak czasu na ponure rozważania, bo Denise zrzuciła sukienkę i skakała po gorącym piasku
w skÄ…pych lamparcich stringach.
- Nasmaruje mnie któraś?
Sharon odłożyła książkę.
- Jasne.
Denise usiadła na leżaku Sharon.
- Jak nie zdejmiesz tego sarongu, opalisz się w łaty. Sharon spojrzała po sobie.
- Nigdy się nie opalam. Mam piękną irlandzką karnację, Denise. Nie wiedziałaś, że błękit jest teraz
modniejszy niż brąz?
Holly i Denise roześmiały się. Sharon od lat próbowała się opalać, ale zawsze kończyło się na
oparzeniach. W końcu dała za wygraną i pogodziła się z błękitnawym odcieniem swojej skóry.
- Zresztą ostatnio wyglądam jak klucha. Nie chciałabym wystraszyć ludzi.
Holly z irytacją zmierzyła Sharon wzrokiem. Może przyjaciółka trochę przybrała na wadze, ale
gdzież jej było do otyłości.
Do wieczora wylegiwały się na plaży, od czasu do czasu chłodząc się w wodzie. Obiad zjadły w
nadmorskim barze. Holly poczuła, jak powoli opada z niej napięcie.
Wieczorem poszły na miłą kolację do jednej z wielu restauracji przy tętniącej życiem ulicy
niedaleko hotelu.
- Nie mogę wprost uwierzyć, że jest dopiero dziesiąta, a my już wracamy do hotelu - powiedziała
Denise, patrząc tęsknie na gwarne bary dookoła.
Ludzie wylewali się z barów na ulice, w każdym lokalu dudniła muzyka. Holly czuła, jak ziemia
pulsuje jej pod nogami. Błyskały neony, opalona młodzież bawiła się w większych grupach przy
stolikach wystawionych na zewnÄ…trz.
Szacując przeciętny wiek gości, Holly poczuła się dziwnie.
- Jak chcesz, możemy iść do baru - powiedziała niepewnie. Denise przeczesała wzrokiem bary,
żeby wybrać któryś.
- I jak tam, ślicznotko - zagadnął ją bardzo przystojny mężczyzna i błysnął olśniewającym
uśmiechem. - Wejdziesz ze mną?
Denise patrzyła na niego niewidzącym wzrokiem, zatopiona w myślach. Sharon i Holly posłały
sobie porozumiewawcze uśmiechy, pewne, że koleżanka nie pójdzie jednak wcześnie spać.
W końcu ocknęła się.
- Nie, dziękuję. Mam chłopaka, którego kocham! - wyjaśniła. - Idziemy, dziewczyny - wezwała
Holly i Sharon, po czym zawróciła w kierunku hotelu.
Koleżanki stały jak zaczarowane, rozdziawiły usta ze zdumienia. A potem musiały niezle wyciągać
nogi, żeby ją dogonić.
- Co się tak gapicie? - spytała z uśmiechem.
- Na ciebie - odpada Sharon, nadal w szoku. - Kim jesteś i co zrobiłaś z naszą pożeraczką męskich
serc?
- Oj dobra. - Denise podniosła ręce, jakby się poddawała. - Samotność jest rzeczywiście mocno
przereklamowana.
Holly opuściła oczy i kopnęła kamyk na ścieżce. Z całą pewnością nie jest to stan pożądany.
- Moje gratulacje - Sharon wesoło poparła Denise. Objęła ją wpół i przytuliła.
Kiedy muzyka cichła, wszystkie zamilkły. Z oddali dobiegały tylko dudniące basy.
- Poczułam się tam staro - odezwała się nagle Sharon.
- Ja też! - Denise zrobiła zdziwioną minę. - Odkąd to wszyscy ludzie stali się tacy młodzi?
Sharon roześmiała się.
- Denise, to my siÄ™ starzejemy.
- Niezupełnie. Mogłybyśmy bawić się do rana. Tyle że... padam z nóg. Mamy za sobą męczący
dzień. Ech, gadam jak staruszka - trajkotała niestrudzenie Denise.
Sharon z troską spojrzała na Holly.
- Nic ci nie jest? W ogóle się nie odzywasz.
- Myślę - odparła cicho Holly.
- O czym? - zapytała serdecznie Sharon.
Holly spojrzała na koleżanki.
- O Gerrym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl