[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nocy - po radę albo bez powodu, albo w innych sprawach - od błędów lekarskich (Josh po
porzuceniu aktorstwa pracował w ubezpieczeniach) po pułapki, których mam unikać podczas
przesłuchań (Josh uwielbiał dawać dobre rady dotyczące kariery, z której sam zrezygnował).
Odkąd zamieszkał z Emily, pózne nocne rozmowy były coraz rzadsze, ale wciąż się
odbywały.
- Nie dostałaś mojej wiadomości? - zapytał.
- Tak, tak, dostałam. To... cudownie.
- No wiesz, w końcu nie co dzień mężczyzna znajduje kobietę, z którą chce spędzić
resztę życia - powiedział z zadowoleniem. Potem, jakby chcąc mnie pocieszyć, że to nie ja
jestem tą kobietą, dodał: - Ale chcę, żebyś wiedziała, że jesteś pierwszą osobą, której o tym
mówię - oczywiście poza rodziną Emily.
Aadna mi pociecha. A komuż innemu miałby powiedzieć? Nie rozmawiał z rodzicami
(po latach terapii okazało się, że rodzice nie tylko wyrządzili mu wiele krzywd w przeszłości,
ale że robiliby to także w przyszłości), a z większością przyjaciół zerwał, kiedy dla Emily
zrezygnował z całego swojego życia. Zostałam mu ja.
- Co powiesz na małą kolację w poniedziałek wieczorem? Trzeba to uczcić.
- Poniedziałek wieczorem? - powtórzyłam. Pomyślałam sobie, że jak zwykle nie mam
w planie nic poza zwykłym jedzeniem na wynos i filmem na wideo u Kirka. - O której?
- Koło ósmej?
- Dobrze - zgodziłam się, poddając się przeznaczeniu.
- Nie mogę się doczekać, Angie.
- Ja też - odpowiedziałam i w całkowitym stuporze odłożyłam słuchawkę.
Zerknęłam na Kirka i ożywiłam się w jednej chwili. Sądząc po gniewnym spojrzeniu i
zmarszczonym czole, był zazdrosny. Zazdrosny!
- O co tu, u diabła, chodzi? - warknął. Najwyrazniej bardzo zazdrosny.
- Och, nic takiego! - Machnęłam nonszalancko ręką i wtulając się w niego, zaczęłam
znowu oglądać telewizję. - To był Josh. Pamiętasz Josha?
Poznali się ponad rok temu. Grałam pannę Julię w inscenizacji sztuki o tym samym
tytule. Wtedy jeszcze wierzyłam, że granie nieznanych postaci w jeszcze mniej znanych
miejscach do czegoś mnie doprowadzi. Mimo że sam Jose porzucił aktorstwo, wciąż
przychodził mnie oglądać (o ile oczywiście grałam coś więcej niż szarego człowieka z tłumu).
Był już wtedy z Emily, ale nigdy jej nie przyprowadzał. Podejrzewałam, że ich dobrze
rokujący związek był jeszcze zbyt świeży, żeby poznawać ją z byłą dziewczyną. Ja
przedstawiłam go Kirkowi po prostu jako przyjaciela . Dopiero kilka miesięcy pózniej
podczas jednej z tych rozmów, podczas których spowiadasz się z własnej przeszłości,
powiedziałam mu, że kiedyś ze sobą chodziliśmy. Wtedy przeszedł nad tym do porządku
dziennego, ale po telefonie o północy wszystko się zmieniło.
- Czego chciał?
- Och, zaprosił mnie na kolację w poniedziałek. - Widzicie? %7ładnych kłamstw.
- Czy my nie spotykamy się zwykle w poniedziałki?
- A czy mieliśmy jakieś plany? - spytałam niewinnie.
Właśnie. Często spotykałam się z Kirkiem w poniedziałkowe wieczory, zatem założył,
że będzie tak dalej. On nie musi mnie zapraszać, ja nie muszę się zapowiadać.
- Naprawdę zamierzasz iść na kolację ze swoim byłym? - Szare oczy Kirka wyrażały
głębokie zdumienie.
- Och, wcale nie myślę o Joshu w ten sposób - powiedziałam. - Jesteśmy tylko
przyjaciółmi - dodałam. - Bardzo bliskimi.
I zanim uśmiech satysfakcji wypłynął mi na twarz i zdradził wszystko, oparłam
policzek na nagiej piersi Kirka i udawałam, że oglądam telewizję. Ale kogo ja oszukiwałam?
Serce wyrywało mi się z piersi, śpiewając pieśń zwycięstwa. Kirk był zazdrosny! To musiało
coś znaczyć, nie?
Miłość to znaczy nigdy już nie pakować do torby ubrań na zmianę
Intryga skończyła się tym, że musiałam wytrzymać z Joshem przez cały wieczór. Nie
żeby nie był dobrym przyjacielem, wręcz przeciwnie. Ale wolałam go w kontaktach
telefonicznych lub e-mailowych. Aatwiej go było wtedy... znieść.
Spotkaliśmy się przed Holy Basil, tajską restauracją w East Village, którą wybraliśmy
po dłuższej dyskusji. Josh zawsze próbował wymusić na mnie spotkanie w Upper East Side -
dzielnicy, w której mieszkał razem z Emily. Mimo wszystkiego, co wiedziałam na temat
nawyków higienicznych Josha, musiałam przyznać, że prezentował się bardzo dobrze. Miał
na sobie granatowy garnitur w delikatne prążki, do tego krzyczący różowy krawat (jak
przypuszczam, była to próba podkreślenia, że chociaż siedzi w nudnej pracy od dziewiątej do
siedemnastej, wciąż tkwi w nim coś dzikiego) oraz okulary w drucianej oprawce.
Uściskaliśmy się na powitanie. To znaczy - ja chciałam pocałować go w policzek, ale
ponieważ Josh mnie przytulił, trafiłam niestety w szyję. Stłumiłam jęk. W jakiś dziwny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]