[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To, że kobiety nie mogą głosować na prezydenta czy gubernatora, wcale nie znaczy,
że nie powinnyśmy mieć nic do powiedzenia o tym, co dzieje się w naszym własnym
miasteczku.
- Masz rację, ale jak zdołamy przekonać mężczyzn, żeby nam pozwolili głosować?
Możemy się z nimi nie zgadzać.
- Będziemy musiały wziąć udział w tym zebraniu - powiedziała Sara z szerokim
uśmiechem - i dopilnować, żeby inne kobiety też tak zrobiły.
* *
Gil odstawił pustą miskę na łóżko przy swoich nogach.
- Zupa była naprawdę dobra. Po raz pierwszy od tygodnia czuję się najedzony. Dzięki.
- Cieszę się, że ci smakowała. - Uśmiechnęła się. Naprawdę musiał być głodny; zupa
wcale nie była nadzwyczajna.
- Zdumiewające, jak dwa małe kawałeczki marchewki, kęs ziemniaka, jedna fasolka
szparagowa i parę włókienek kurczaka mnie nasyciły.
- Ostatnio aż tyle nie jadałeś. - Postanowiła nie mówić mu o budyniu.
Gil przyglądał się obrąbkowi jej spódnicy.
- Czy chodziłaś dziś w tych czerwonych kalesonach?
- Włożyłam je dziś rano do skrzyni. - Sara roześmiała się i potrząsnęła głową. -
Sprawdzę opatrunek i pomogę ci zmienić spodnie.
- Umowa stoi. - RozpiÄ…Å‚ spodnie i podciÄ…gnÄ…Å‚ koszulÄ™. - Zaczynam siÄ™ do tego
przyzwyczajać. Czy będziesz od czasu do czasu sprawdzała moją bliznę, jak już
wyzdrowieję? W imię starych wspomnień?
Sara uklękła przy łóżku.
- Naprawdę czujesz się lepiej. Jak tylko będziesz w sta - nie siedzieć, nie będę ci już
potrzebna.
- Kto tak powiedział? - Przyzwyczaił się, że dzieli z nią pokój. Nie było to tak
sympatycznie, jakby dzielił z nią łóżko, ale jej towarzystwo bez wątpienia było miłe. - Jeżeli
nie zdołam wstać, będę tu tkwił w tym łóżku. Samotnie.
Podniosła na niego oczy.
- Wyniosę się stąd na długo przedtem, zanim staniesz się na tyle silny, żeby
przyjmować... w swoim pokoju.
Gil złapał się za żebra i zachichotał.
- Na bandażu jest plama. Czy próbowałeś dziś siadać?
- Nie, ale materac robi się z dnia na dzień coraz twardszy.
- Kiedy nie będziesz musiał spędzać w łóżku całego dnia, wyda ci się wygodniejszy. -
Przygotowała okład i owinęła go świeżym bandażem.
- Jestem jak nowo narodzony.
- Dopóki rany są otwarte i sączy się z nich, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że
możesz znowu dostać gorączki. - Obciągnęła mu koszulę. - Nie wiem jak ty, ale ja nie mam
ochoty przeżywać czegoś takiego jeszcze raz.
- Ja też nie, ale miło wiedzieć, że się o mnie martwisz. Wzruszyła ramionami.
- Nie tylko ja. Martwili się wszyscy, a zwłaszcza Jack. Zrobił się całkiem biały, kiedy
zobaczył, ile twojej krwi wyciekło na podłogę w banku. - Wyjęła flanelowe kalesony i
położyła na łóżku.
- Kiedyś przeciął sobie koniec palca i zrobiło mu się niedobrze. Biedny Jack. Pewnie
jestem jego dłużnikiem. Niewątpliwie skomplikowałem mu życie towarzyskie.
Sara z uśmieszkiem odwinęła koc.
- Czemu nie miałby na kilka wieczorów zamknąć saloonu? Mężczyzni nie muszą pić
co wieczór.
- Dobry pomysł.
Zciągnęła mu spodnie i założyła flanelowe kalesony. - Czy ktoś mówił ci o zebraniu
mieszkańców miasteczka?
- Tak. Myślą, że dzięki radzie w miasteczku utrzyma się spokój. - Potrząsnął głową.
Zdaniem Jacka można było zagwarantować spokój tylko w jeden jedyny sposób: zamknąć
bank. Jeżeli zniknie przynęta, bandyci nie będą się mieli czym interesować.
- Nie brzmisz bardzo entuzjastycznie.
- Powinienem był mieć przy sobie broń, ale od lat już nie mieliśmy żadnych kłopotów.
Trzymam pistolet za barem. Bardzo mi to pomogło.
- Ten napad był okropny, ale miasteczko jest miłe. - Przykryła go kocem. - Bardzo
bym nie chciała, żeby wszyscy zaczęli nosić broń i gotowi byli zastrzelić pierwszą osobę,
która ich wystraszy.
- Podobnie jak ja. - Chwycił ją za rękę i przytrzymał. - Pójdziesz na to zebranie,
prawda?
- Jeżeli nie poczujesz się gorzej, mam zamiar się tam pojawić.
- Dobrze. Możesz być moimi oczami i uszami. - Uścisnął łagodnie jej dłoń. - Już ty
nie pozwolisz, żeby komukolwiek cokolwiek uszło płazem. - Pociągnął ją w dół i otoczył
ramionami.
- Och, bądz ostrożny. - Serce zaczęło jej walić. - Nie chcę urazić cię w bok.
- Nie urazisz, Saro - zapewnił ją głębokim głosem. Nie była pewna, czy to Gil ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]