X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomagasz, ale ja sobie tego nie życzę - tłumaczył.
- Ja miałabym ci pomagać? W czym?
- W moim życiu.
Obejrzała sobie Bena od stóp do głów, wzniecając tym
spojrzeniem pożar w jego żyłach.
- Jesteś dorosły - powiedziała po chwili. - Nie potrze�
bujesz pomocy. Chcesz żyć jak pustelnik, to żyj, mnie nic
do tego. Zresztą obiecałam nie wtrącać się w twoje spra�
wy. Tylko widzisz, ja się potwornie nudzę. Lubię swoje to�
warzystwo, ale akurat dzisiaj naszła mnie ochota na pik�
nik, a piknik w pojedynkę nie ma sensu. Dlatego bardzo
bym chciała, żebyś ze mną poszedł.
- Coś mi się zdaje, że tym razem nie zdołam ci tego
wyperswadować - westchnął zrezygnowany Ben.
scandalous
- Raczej nie. Przecież wiesz, jaka jestem namolna. Gor�
sza od twojej siostry.
Obeszła Bena dookoła, stanęła mu za plecami, po�
pchnęła, lecz nie zdołała go poruszyć. Ben uśmiechnął się
pod wąsem. Zachowywała się jak małe dziecko, które ko�
niecznie chce postawić na swoim.
- Mam dużo pracy - bronił się bez przekonania.
- Wez sobie wolny dzień. W końcu to ty jesteś szefem
- nie ustępowała Julie. - A jeśli uważasz, że twoja firma
się zawali, jeśli sam wszystkiego nie dopilnujesz, to zna�
czy, że jesteś kiepskim szefem.
-Rzuciłaś mi rękawicę, młoda damo - powiedział,
spoglądając na nią przez ramię.
- Więc podnieś ją, mój panie. - Puściła do niego oko.
- Przyjmij wyzwanie.
Ben w końcu się poddał. Naprawdę chciał choć trochę
z nią pobyć. Tłumaczył sobie, że przez dwie godziny nic
złego się nie stanie, że nawet on nie zdoła skrzywdzić ko�
biety w tak krótkim czasie.
- Dobrze - zgodził się - tylko się przebiorę.
- O nie - zawołała Julie, popychając go w stronę ścież�
ki. - Pójdziesz tak, jak stoisz. W ten sposób nie będziesz
miał możliwości przekonać samego siebie, że należy jed�
nak zostać w domu.
- Wcielony diabeł - mruknął Ben i pomyślał, że bar�
dzo sympatyczny.
- To dla ciebie nowość? - Julie posłała mu ten swój
uśmiech, który zawsze go podniecał.
scandalous
Wziął od niej koszyk.
- Dobry Boże, co ty tam masz?
- Kurczaki pieczone po luizjańsku...
- Dla całej armii?
- No nie, nie tylko kurczaki, ale to niespodzianka.
Szli nad brzeg rzeki. Ben trochę się tego obawiał. Już
bardzo dawno nie zbliżał się do rzeki.
- Popływamy, łódką?
- Nie! - Zaprotestował ostrzej, niżby należało. Nie ży�
czył sobie także, żeby pływała sama.
- Dobrze - zgodziła się potulnie Julie. - Zostaniemy
na brzegu.
- Wolałbym nie. - Ben naprawdę nie miał ochoty iść
nad rzekę.
- Nie bój się, ja cię obronię - zażartowała Julie, masze�
rując w stronę wielkiego pomostu, przypominającego ra�
czej molo niż pomost rzecznej przystani.
Ben się zatrzymał, oparł dłonie na biodrach i patrzył
na Julie. Szła prosto na koniec pomostu, gdzie znajdowa�
ła się przestronna altana. Stamtąd lepiej było widać rzekę
i to, co się na niej działo, niż gdyby wypłynąć łódką.
Ben nie był tam od pięciu lat. Znów pomyślał o Lily
i okolicznościach jej śmierci, ale zaraz odepchnął od sie�
bie tę myśl i podążył za Julie.
Julie minęła altanę, poszła na sam koniec pomostu,
rozłożyła kapę i rozsiadła się na niej wygodnie.
Zerknęła na Bena. Nie rozumiała, dlaczego on się tak
bardzo denerwuje.
scandalous
- Usiądz tu - poklepała miejsce obok siebie.
Ben postawił koszyk, usiadł. Julie wyciągnęła z kosza
miseczki i talerze owinięte w ściereczki i przewiązane
wstążeczkami.
A więc wszystko sobie zaplanowała, pomyślał wzruszo�
ny. Musiała mieć pewność, że się z nią wybiorę.
- Widzisz, to wcale nie było trudne - powiedziała Julie,
gdy zdjął buty i skarpetki.
- Bolesne - skrzywił się żartobliwie. - Mam brzydkie
stopy.
- Masz duże stopy - zażartowała. Oczy jej błyszczały,
kiedy rozkładała jedzenie na talerzach.
- W jedzeniu na dworze jest coś dziwnego - mówiła,
jakby do siebie. - Człowiek nigdzie się nie spieszy, powoli
smakuje każdy kęs i cieszy się bliskością natury.
- Tłumaczysz się z tego, że przymusiłaś mnie do wyj�
ścia?
- Ja ciebie przymusiłam? - Julie zrobiła minę niewiniątka.
Do grubych szklanek nalała słodką herbatę malinową, jed�
ną szklankę podała Benowi. - Musiałam cię wyciągnąć na
dwór, bo inaczej nigdy byś nie wyszedł z tej swojej jaskini.
- Masz rację - przyznał z uśmiechem. - Możesz tryum�
fować.
Ben napił się herbaty, odgryzł kawałek kurczaka. Je�
dzenie było wyśmienite, a on okropnie głodny. Nawet nie
przypuszczał, że aż tak bardzo. Dokładnie obgryzł nóż�
kę kurczaka, sięgnął po inne specjały. Nagle zauważył, na
czym siedzi, musnął dłonią kapę, uśmiechnął się lekko.
scandalous
- Tę kapę zrobiła babcia mojej mamy.
-Nie wiedziałam - przestraszona Julie patrzyła na
czerwono-biało-niebieski wzór. - Benson mi ją dał. Teraz
widzę, że nie trzeba było wynosić jej z domu.
- Dobrze zrobił. - Ben machnął ręką. - Moja babcia
zawsze powtarzała, że rzeczy nie są po to, żeby je oglądać,
tylko po to, żeby ich używać.
- Moja mama też tak uważała. W naszym domu właś�
ciwie nie było przedmiotów, które nie miałyby praktycz�
nego zastosowania.
- Lubiłem tu przychodzić, kiedy byłem mały - opowia�
dał Ben, zapatrzony w wodę. - Zarzucałem wędkę, ale ni�
gdy nic nie złapałem. Za to mogłem myśleć.
- Chwila samotności - Julie ze zrozumieniem pokiwa�
ła głową. - Ja często z tego korzystam.
Uśmiechnęła się, zjadła odrobinę sałatki z krewetek.
- Roztyję się jak balon, jeśli nie przestanę się objadać.
Uwielbiam Jean Claudea!
- Nie umiesz gotować? - domyślił się Ben.
- Pewnie, że umiem. Otwieram paczkę, nastawiam ze�
gar, podgrzewam.
Ben się roześmiał. Uśmiech całkowicie go zmienił. Ju�
lie pomyślała, że Ben wreszcie wygląda jak tamten męż�
czyzna, którego zapamiętała.
- Nawet ja potrafię więcej.
- Niektórzy ludzie znają się na tym, a inni na owym. Ja
nie gotuję, ale umiem docenić prawdziwy talent - oświad�
czyła, po czym zajęła się słodkim kremem i kompotem.
scandalous
- Byłem w szklarni - odezwał się Ben.
- Naprawdę? - Julie zlizała krem z górnej wargi. Ben pa�
trzył zafascynowany, jak jej język przesuwa się po prześlicz�
nych ustach. - Miałaś rację, tam jest naprawdę pięknie.
- To chyba moje ulubione miejsce - wyznała Julie. Po�
dała mu łyżeczkę sałatki z krewetek. - Spróbuj tego.
Ben złapał ją za rękę, przysunął sobie do ust. Zjadł
wszystko z łyżeczki i wtedy coś jakby się zawaliło. Jakaś
bariera, może mur, nie wiedział.
- Obejrzałaś sobie cały dom? - zapytał.
Był teraz bardzo blisko. Tak blisko, że mogła dostrzec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl
  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.