[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przerwał połączenie. Przez moment trzymałem słuchawkę w dłoni, a Dan popatrzył na
mnie i zapytał:
- I co?
- Carter już jest w drodze, a biorąc pod uwagę styl jego jazdy, powinien tu dotrzeć za
jakieś dziesięć minut.
- Co powiedział? Wzruszyłem ramionami.
- Na początku myślał, że jestem pijany. Zaczynam żałować, że tak nie jest.
- Mówił, żeby na niego zaczekać? Skinąłem głową.
- Może wyjdziemy na dwór? - zaproponowałem. - Ciarki mi przechodzą po grzbiecie.
Nie mam ochoty na spotkanie z gigantycznym homarem, zwłaszcza że nie leżałby na talerzu
jako przystawka przed obiadem. Zawsze wierzyłem w duchy.
- Wierzyłeś w duchy? - spytał Dan z ciekawością, gdy ostrożnie szliśmy mokrym
korytarzem i przez kuchniÄ™.
- Jasne. A ty nie?
- Chyba nie. Nigdy żadnego nie spotkałem. Moja matka święcie wierzyła w wirujące
talerzyki, ale ja nigdy nie widziałem zjaw. A ty?
- Kiedyś mieszkałem na Dziesiątej Ulicy w sąsiednim miasteczku. I doskonale
słyszałem szepty nocą w moim pokoju.
Dan otworzył siatkowe drzwi i wyszliśmy w mrozną noc.
- O czym rozmawiali? - spytał.
- Nie wiem. Rodzice mnie nauczyli, że to niegrzecznie podsłuchiwać. Ale tak serio, to
się ciągnęło parę miesięcy. W końcu portier mi powiedział, że w tym pokoju szurnięty
gwałciciel zamordował dwie dziewczyny.
Obeszliśmy dom, od frontu stał mój samochód z włączonymi światłami postojowymi.
Usiadłem na miejscu kierowcy, a Dan wsunął się na tylne siedzenie, żeby nie przeszkadzać
kotu. Zapaliłem silnik, aby się trochę ogrzało w środku.
- Przynajmniej szurnięty gwałciciel to szurnięty gwałciciel - zauważył Dan. - I nie pytaj
mnie, czyja skorupa leży w wannie i skąd się tam wzięła.
- Coś mi przyszło do głowy. Kiedy byłem tu po południu, Jim wspominał, że śni mu
siÄ™, jak tonie.
- Tak? Nic więcej nie mówił?
Myślałem przez chwilę. Chyba jeszcze coś opowiadał o byciu pod ziemią w głębokim
jeziorze. Najbardziej przeraża mnie uczucie, że ta woda się nie kończy. Jest pod tysiącami ton
skały i nawet gdybym się wynurzył, to i tak nie będę mógł zaczerpnąć powietrza .
- Zdawało mu się, że tonie pod ziemią - dodałem. - W zalanej kopalni czy czymś w tym
rodzaju.
- Pod ziemiÄ…? To bez sensu.
Głową wskazałem dom Bodine'ów, milczący i ciemny pośród mroznej nocy.
- To, co się przydarzyło Oliverowi, też nie ma sensu. A jednak się zdarzyło.
- Może sen Jima zawierał jakieś przeczucie przyszłości? Nie wierzę w duchy, ale znam
wiele udokumentowanych przypadków jasnowidzenia.
- No a ta skorupa owada czy też pancerz homara? - spytałem.
- To mnie najbardziej martwi. - Twarz Dana oświetlał zielonkawy blask od zegara na
desce rozdzielczej. - Od razu mi się przypomina myszka z odwłokiem pokrytym łuską.
Gdybym ją tu miał ze sobą, mógłbym porównać, ale wydaje mi się, że ten pancerz i łuski na jej
ciele sÄ… bardzo podobne.
Wyłączyłem silnik, żebyśmy nie zginęli zatruci tlenkiem węgla. Nie zmarzniemy przed
przyjazdem szeryfa. Shelley ziewnął, przeciągnął się i znów zwinął w puszysty, mięciutki
kłębek. Takim niesłychanym leniem po prostu trzeba się urodzić.
Wyjąłem cygaro. Ostatnie. Zgryzłem je między zębami.
- Sądzisz, że jakieś większe zwierzę napiło się wody ze studni i spotkał je los myszy?
- Jeśli to rzeczywiście wina wody, stawiałbym na coś takiego - odparł. - Może pies?
Bodine'owie mają psa, a go nie widzieliśmy.
- Bodine'ów też nie widzieliśmy - zauważyłem.
- Też o tym pomyślałem. - Nie patrzył na mnie. - Ale nie wolno niczego z góry
przesądzać, dopóki się całkowicie nie upewnimy, że to przez wodę i że działa również na
organizm ludzki.
Wyjąłem zapałki.
- U Olivera nic nie dostrzegliśmy. Wprawdzie utonął, ale przecież pił wodę tak samo,
jak Jim i Alison, a na jego ciele nie było żadnych zmian.
- Chyba nie sądzisz, że Jim i Alison gdzieś się tu kręcą przypominając żywe reklamy
dań ze skorupiaków? - Dan przetarł zaczerwienione oczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]