[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Roger! krzyknął sierżant Houk. Słyszysz mnie, Roger? Już wszystko w
porządku! Przygotuj się na szok! Ta woda będzie bardzo zimna!
Nie potrafił powiedzieć, czy zastępca szeryfa zrozumiał go, czy nie. Twarz chłopca
poczerniała niczym przypalony befsztyk, ugotowane oczy oślepły, z włosów pozostały tylko
kruche czarne kępki. Lecz jakimś sposobem ten człowiek nadal żył, wciąż jeszcze cierpiąc,
wciąż jeszcze płonąc, wciąż dygocząc w ostatnich chwilach swojego życia.
Sierżant Houk przekręcił hydrant i polał zastępcę szeryfa wodą.
Detektyw Gable dzwignął się w górę, podstawiając pod dyszę własne poparzone
dłonie.
Tutaj, sierżancie, na miłość boską prosił chociaż kilka kropel.
Jednakże w tej samej sekundzie sierżant Houk zauważył ze zgrozą, że strumień wody
bynajmniej nie ugasił płonącego człowieka. W rzeczy samej ogień zahuczał z jeszcze większą
wściekłością, jak gdyby woda była materiałem palnym. Miał właśnie powiedzieć: Gable,
nie& ! kiedy łuk wody tryskający z końcówki węża buchnął płomieniem i detektyw Gable
został polany ogniem.
Policjant zapiszczał i spróbował odpędzić od siebie płomień ramionami, lecz te w
jednej chwili zajęły się ogniem. Wąż niemal natychmiast stał się zbyt gorący, by sierżant
Houk mógł go utrzymać w ręku, toteż rzucił go na ziemię. Szlauch zaś pod gwałtownym
ciśnieniem wody popełznął do tyłu i do przodu, raz po raz spryskując detektywa Gable a
płynnym ogniem.
Ów padÅ‚ na ziemiÄ™, przetaczajÄ…c siÄ™ oraz młócÄ…c rÄ™koma i nogami, lecz paliÅ‚ siÄ™
jeszcze mocniej niż zastępca szeryfa.
Tato! krzyczał. Tatusiu! Na Boga, tato! Teraz sierżant Houk już wiedział, że
minął czas trzymania się regulaminu. Uskoczył przed kaskadą ognia z węża, by szybko i
ostrożnie podejść do detektywa Gable a, z mięśniami napiętymi jak struny. Oburącz trzymał
służbowy rewolwer.
Boże, wybacz mi wyrzekł i jeden raz strzelił detektywowi w głowę. Krew i
mózg trysnęły na wszystkie strony i ostro zaskwierczały w panującym żarze.
Wówczas sierżant Houk z podniesioną bronią obrócił się i ujrzał stojącego w
kuchennym oknie Ottona, z twarzą białą jak płótno i podniesionymi do oczu suchymi jak
szczapy rękoma, jak gdyby wypatrywał czegoś hen na horyzoncie. Helmwige stała nieco dalej
w cieniu, lecz nawet nie spojrzała na palącego się na jej podwórku człowieka. Zajęta była
podziwianiem swoich paznokci.
Sierżant Houk sztywno wycelował broń w stronę Ottona.
Stój! krzyknął. Nie ruszaj się, sukinsynu! Aresztuję cię!
Lecz natychmiast poczuł przelewającą mu się z hukiem nad głową falę gorąca, jak
gdyby tuż przed jego twarzą otwarły się drzwi ogromnego paleniska. Ręce pokryły mu się
pęcherzami, rękawy zajęły się ogniem, a rewolwer sam wystrzelił, tłukąc szybę w kuchennym
oknie. Instynktownie odrzucił broń ułamek sekundy przedtem, nim eksplodowały naboje
pozostałe w komorze, rozsiewając we wszystkich kierunkach odłamki. Jeden z nich ugodził
sierżanta Houka głęboko w mięsień lewej łydki.
Ty sukinsynu! pomyślał. Nie uda ci się spalić mnie żywcem!
W płonącym ubraniu i z dymiącą czupryną pobiegł z powrotem dookoła domu,
przeskakujÄ…c przez szlauch, mknÄ…c jak piorun przez werandÄ™, zeskakujÄ…c z ganku i jednym
susem przesadzając długą, upstrzoną guanem maskę wycieczkowego mercedesa Ottona.
W pierwszej chwili nie zwracał uwagi na ból, lecz kiedy nagle buchnęły mu
płomieniem włosy, poczuł na czubku głowy tak nieznośne pieczenie, że aż zawył na cały
głos. Uciekać! Trzeba uciekać!
Jego spodnie płonęły, koszula była z tyłu niemal zupełnie spalona. Nylon stopił się ze
skórą, wytworzone przez człowieka włókno z człowiekiem, tak iż trudno byłoby oddzielić
jedno od drugiego. Buty odpadały mu od nóg w płonących płatach, potem podeszwy
oderwały się z podwójnym, ostrym hałasem, jak gdyby to jego własna skóra przywarła do
asfaltu.
Usłyszał, jak oddycha z potężnym świstem pływaka pokonującego kanał La Manche.
Ujrzał przed sobą jezdnię, podskakującą mu w oczach niczym obraz na zdjęciach kręconych z
ręki. Dostrzegł kołyszące się drzewa eukaliptusowe, choć nie mógł dosłyszeć ich szelestu.
Zobaczył swojego buicka, zaparkowanego i gotowego do drogi. Węchem poczuł ogień i dym
oraz jakiś nieopisany odór, który okazał się zapachem jego własnego, przypalonego ciała.
Ty& niemiecki& sukinsynu& nie& uda& ci& siÄ™&
Dopadł do samochodu i jednym szarpnięciem otworzył drzwi od strony kierowcy,
przy czym wydało mu się, że palce chcą mu odpaść od ciała.
Nie& spalisz& mnie& ty&
Nie miał już marynarki ani koszuli. Jego tors stanowił poczerwieniałą masę. którą w
dalszym ciągu lizały niewielkie, ale silnie buzujące języki ognia. Lecz wciąż miał przy sobie
kluczyki od samochodu, które przywarły mu do skóry. Palcami, które nie miały innych
zakończeń prócz kości, oderwał kluczyki od pokrytych pęcherzami warstw naskórka,
pociągając za nimi jeszcze więcej skóry. Zawył bardziej z rozpaczy niż z bólu.
Nie spalisz mnie, sukinsynu! wrzasnÄ…Å‚.
Wsadził kluczyk w stacyjkę buicka, przy czym drugi jego koniec przebił mu kiść
dłoni, utkwiwszy dokładnie pomiędzy kośćmi jego palców. Ciągle krzycząc i buchając
płomieniem, Houk obrócił rękę tak, że samochód zapalił. Szarpnął hamulec ręczny i ruszył od
krawężnika w chmurze pyłu i liści eukaliptusa. Po przeciwnej stronie Paseo Delicias
meksykański ogrodnik grabił trawnik przed domem. Odwrócił się z przerażeniem, gdy buick
[ Pobierz całość w formacie PDF ]