[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Bez Kolebki, bez sztucznych opózniaczy - system ewoluuje ze standardowego inicjatora do
postaci dorosłej w przeciągu paru sekund. A wówczas, rzecz jasna, nie ma już mowy o
jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli, idzie to na żywioł, nie sposób przewidzieć końcowego
efektu, mamy wtedy do czynienia z klinicznym przypadkiem chaosu programowanego. Godiva była
właśnie po to, by do czegoś podobnego nie dopuścić; ona miała Emmanuela tygodniami i
tygodniami wychowywać - odciętego od właściwej wielosieci twardymi algorytmami Kolebki -
mamionego zestawami bodzców z symulowanego środowiska soft/hardware owego - pozbawionego
jakiegokolwiek wpływu na świat rzeczywisty czyli Armstronga 7 - bezustannie monitorowanego...
Tymczasem nic z tego, dżinn wymknął się z butelki.
- Emmanuel, możesz otworzyć? - spytała Jaqueritte, wślizgując się w podkoszulek.
- Nie mam połączenia z zamkami, pani doktor.
Dotarł do nich hrabia Mścisłowski.
- Co, zamknęła się? - parsknął.
- Godiva, otwórz! - zawołała Jaqueritte, trzymając wciśnięty taster dzwonka.
- Akurat otworzy...!
- Xien? - odezwał się Schwarz na ogólnym.
- Lecę, lecę - zasapał Chińczyk przez dospek.
- Rzeknij-no hasło, Emmanuel da to tu na głośniki. Potem je sobie zmienisz.
- A co wam siÄ™ tak spieszy?
- ...weszła w zaślep wewnętrzny albo sobie przyćpała... - mamrotał Mścisłowski.
W końcu Xien dołączył do nich, wypowiedział hasło i drzwi się otworzyły.
Chyba jedynie Schwarz, który oczekiwał najgorszego, nie doznał szoku, ale i jego zabolało
dzikie, brudne okrucieństwo tego obrazu.
Godiva nie żyła, co do tego nie mogło być najmniejszych wątpliwości: widzieli wnętrze jej
gardła otwartego poziomym cięciem w drugie, obscenicznie wytrzeszczone na nich usta, usta o
wargach bardzo czerwonych, bardzo wilgotnych. Nagie ciało unosiło się w środku kabiny, pustym
spojrzeniem celując gdzieś obok wejścia; pulchną, jeszcze cokolwiek dzięcięcą - i taką już na
zawsze pozostanie - bardzo bladą twarz Papuaski okalał oraz częściowo przesłaniał lekko
falujący, dziko rozrosły na wszystkie strony krzak czarnych, kręconych włosów.
23
Przez chwilÄ™ tylko bezruch i szybkie oddechy.
Potem, zza ich pleców, Yusuf:
- Siedemset, osiemset.
- Mniej - mruknął Schwarz. - Popatrz na siatki wentylatorów.
- Ile ona ważyła?
- Ale ruch wirowy jeszcze jest zauważalny.
Jaqueritte odepchnęła się od futryny w tył, wgłąb korytarza; odbiło ją od Xiena i
Mścisłowkiego.
- Odsuńcie się! - warknęła. - Muszę wziąć diagnoster. Nie dotykać mi tam niczego!
Schwarz, szeroko rozkłożywszy w progu ręce i nogi, zablokował sobą wejście do pokoju.
Unoszący się w powietrzu hrabia, Chińczyk i hasasyn spoglądali do środka pomiędzy jego
kończynami.
- Siedemset sekund...? - spytał Mścisłowski, przybierając różne dziwne miny dla
zamaskowania uporczywie wypełzającego mu na twarz grymasu fizjologicznego obrzydzenia,
preludium częstych u niego mdłości. - %7łe niby wtedy... umarła...?
- Pózniej - powtórzył swoją ocenę Schwarz. - Po pierwsze: brak widocznego przesunięcia. Po
drugie: sama różnica w przyciągnięciu do wlotu wentylatora krwi i moczu oraz ciała; spojrzy
pan na siatkę: mało co. No więc po trzecie: czas krzepnięcia krwi. Chyba że ona
hemofilityczka, ale temu przeczy pora opuszczenia zaślepu podana przez Emmanuela. Dobrze
mówię, Yusuf?
- Obrotami lepiej się nie sugerować, bo nie znamy stanu wyjściowego. Podobnie położeniem
ciała. Mogło zacząć dryfować z tamtego kąta, a mogło i z tamtego.
- Trzebaby zmierzyć średni czas.
- Fałszywe wyniki dostaniemy: już otworzyliśmy drzwi.
- Trzebaby zrekonstruować całą sytuację.
- Tak. Ale to bardzo dużo zmiennych. Mogła zostać pchnięta w przeciwną stronę, nie znamy
tego wektora. Z kinematyki nic nie wyliczymy. Stawiam na trombocyty.
Poczekali zatem na powrót Jaqueritte z diagnosterem. Y. H. wpłynęła do środka, zapięła
sobie urządzenie na udzie i naciągnęła samosterylizujące się rękawice. Sunęła wolno ponad
zwłokami Papuaski, ciało przesłaniało ciało, czerń na brązie; czerwień niemal w całości
została sporo wcześniej przed ich przybyciem usunięta z tego obrazu, doprawdy niewiele jej
pozostało na skórze Godivy.
Jaqueritte lewą dłonią przytrzymała dziewczynę za kościste biodro, palec wskazujący prawej
wsunęła do jej pochwy, a po dłuższej chwili do odbytu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]