[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odwracam się. Wygląda niemal tak samo, jak kiedy go widziałam parę miesięcy temu. Zmężniał od
czasu, gdy był nastolatkiem, rozrósł się wszerz, a nie wzdłuż. Wygląda, że stał się luzakiem, jeśli chodzi
o golenie, a tłuste włosy sugerują, że mógł stać się luzakiem także w kwestii używania szamponu, ale
niebieskie oczy są świetliste jak dawniej. Jak to miło zobaczyć przed sobą twarz brata! Zciskam go.
Cieszę się, że cię widzę mówię. Skoro już ta dziwna impreza musiała się wydarzyć, to choć tyle
dobrze, że dzięki temu przyjechałeś w końcu do domu.
No odpowiada Charlie. Jak tam u ciebie?
W porządku kiwam głową. Wciąż czuję się niezręcznie w roli tej, co przechodzi kryzys. To
Charlie jest zwykle w jakichś dramatycznych kłopotach. To ja powinnam wysłuchiwać jego problemów.
A nie na odwrót.
To fajnie. Wygląda, że chętnie na tym poprzestanie. Być może równie niezręcznie czuje się w roli
wspierajÄ…cego, jak ja w roli potrzebujÄ…cej wsparcia.
Jak tam lot? pytam.
Charlie otwiera lodówkę i bierze sobie kolejne piwo.
Dobrze mówi, nie patrząc na mnie. Zdejmuje kapsel i celuje nim prościutko do kosza. Czasem
mnie martwi, że zbyt dobrze mu idzie trafianie kapslem do celu. To coś, co wymaga wprawy, i niepokoję
się, że być może wprawia się zbyt często.
Coś przede mną ukrywasz mówię. Nalewam sobie chochlą do plastikowego kubka trochę ponczu.
Jestem pewna, że zakupy na to przyjęcie mama robiła w Party City.
Nie, skąd. Lot był w porządku. Widziałaś serpentyny w jadalni?
Jaja sobie robisz? No to jestem winna Rachel pięć baksów mówię w poczuciu klęski. Pociągam
łyk ponczu& Mocny! I okropny. Jezu, naprawdę go podrasowałeś.
Jasne że podrasowałem. Przecież mówiłem. Charlie z piwem w ręce wychodzi z kuchni i wraca
do salonu. Pociągam następny łyk ponczu. Pali przełyk. Ale ten drink to moja linia obrony przed litanią
pytań, jakie mnie czekają. Z kubkiem w ręce wychodzę z kuchni i ja.
Do dzieła.
A gdzie jest Ryan? pyta najlepsza przyjaciółka matki, Tina. Wymyślam coś na temat pracy.
Następnie włącza się mój kuzyn w drugiej linii, Martin.
Co tam słychać u ciebie i Ryana? Mówię, że wszystko w porządku.
Nie wygląda, żeby było tu zbyt wielu moich znajomych. Nikt nie zaprosił na przykład Mili. Są tylko
znajomi mamy i niemal cała rodzina. Pół godziny mija mi na odpieraniu życzeń urodzinowych i pytań o
Ryana, tak jakby to były kule. Ale wiem, że dopiero babci Lois powinnam się tak naprawdę bać. To ona
trzyma w zanadrzu najbardziej przerażające pytania. Wszyscy ci winszujący to złośliwe grzyby i żółwie,
które muszę przeskoczyć lub rozdeptać; babcia to król Koopa, czekający na mnie na końcu drogi. Co mnie
pociesza w tej analogii, to że Rachel i Charlie są moimi Luigimi. Oni też będą musieli przez to wszystko
przejść kiedyś w przyszłości. Może zrobią to inaczej niż ja, ale najprawdopodobniej końcówka będzie
taka sama.
Tak czy owak, chyba lepiej będzie, jak już to wszystko będę miała z głowy, ruszam więc na
poszukiwanie babci. Znajduję ją samą na sofie. Pociągam ekstra duży łyk ponczu, po czym siadam koło
niej. Piekący płyn spływa mi do żołądka.
Cześć, babciu mówię i obejmuję ją. Ledwie jest w stanie unieść się z kanapy, więc robię to za nią
głównie ja. Wydaje mi się, że kiedy się starzejemy, ciało przybiera jedną z dwóch postaci: staje się albo
eterycznie chude, albo przyjemnie pulchne. Moja babcia poszła drogą przyjemnej pulchności. Twarz ma
okrągłą i miłą. W oczach nadal ma blask. Brzmi to trochę tak, jakbym opisywała Zwiętego Mikołaja, a to
dlatego, że faktycznie jest trochę podobieństwa. Znieżnobiałe włosy babci są dziko rozwichrzone. Ale
kiedy się śmieje, brzuch się jej nie trzęsie jak galareta. Myślę, że to istotna różnica.
Siadam odrobinę za blisko niej i kanapa zaczyna się zapadać. Obie zjeżdżamy w tę stronę. Ale
odsunąć się byłoby nieuprzejmie.
Odsuń się, kochanie prosi babcia. Bo zjeżdżam z kanapy.
Oj, przepraszam, babciu. Odsuwam się ku środkowi. Jak się masz?
No cóż, rak wraca, ale poza tym wszystko dobrze.
Babcia zawsze ma raka. Tak naprawdę nie wiem, co to znaczy. Właściwie nigdy tego nie wyjaśniła.
Mówi tylko, że ma raka, ale kiedy zadajesz pytania, nie mówi konkretnie, co to za rodzaj raka ani czy
została zdiagnozowana przez lekarza. Zaczęło się to sześć lat temu po śmierci dziadka. Najpierw się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]