[ Pobierz całość w formacie PDF ]
międzynarodowy kongres. Było w niej coś niesamowitego, jak gdyby owa
nieruchomość nie była znamieniem doprowadzonej do absurdu powściągliwości, ale
oznaką straszliwego napięcia, utrzymywanego z najwyższym wysiłkiem na wodzy i
grożącego w każdej chwili wybuchem.
Tak. Naukowe. Nadal mówiła spokojnie i nadal patrzyła na plakat.
Czy można wiedzieć, jakie?
Są to notatki i sprawozdania ze Zwiatowego Kongresu Unii Teozofów
Wyzwolonych, który odbył się w tym tygodniu na terenie waszego miasta.
Teozofów? powiedział celnik niepewnie. Tak, proszę pani. I szybko zrobił
kredą krzyżyk na jej walizce. Rozumiem, proszę pani. Dziękuję bardzo.
Stojący obok wyprostowanej damy tragarz wziął walizkę i złożył na sunącej bezgłośnie
taśmie transportera, który uniósł ją ku ciemnemu otworowi w ścianie.
Patrząc za oddalającą się walizką Joe pomyślał, że jeśli celnik rozumie, jakiej nauki
dama ta jest przedstawicielką, rozumie znacznie więcej niż on sam. Przez chwilę
zastanawiał się nad kwestią wyzwolenia w teozofii i nad tym, co różni wyznawców tej
ostatniej, od teozofów nie wyzwolonych, jeśli tacy w ogóle istnieją?
A pani? zapytał celnik, najwyrazniej także jeszcze pod wrażeniem dopiero co
odbytego dialogu. Pytanie zwrócone było do młodej osoby w czerwonym kapelusiku,
która stała opierając się jedną ręką o ladę, a drugą ściskając parasolkę, jak gdyby nie
chciała jej ponownie utracić. Celnik dotknął ręką piętrzącego się przed nim
ogromnego kufra: Czy i tu są wyłącznie pani rzeczy osobiste?
Tak! głos miała niski i miły. Moje kostiumy, przede wszystkim.
Jakie kostiumy?
Służące mi do występów na scenie.
Jest pani artystką?
Jestem piosenkarką i tancerką.
Celnik uśmiechnął się lekko i skinął głową.
To bardzo piękny zawód, proszę pani. Czy można rzucić okiem na te kostiumy?
Pomógł jej otworzyć kufer i po pobieżnym sprawdzeniu jego zawartości, którą Alex i
stojący przed nim pan w rogowych okularach także musieli, chcąc nie chcąc, obejrzeć,
zasalutował.
Dziękuję pani bardzo. Klejnotów nie wywozi pani żadnych z naszego kraju,
prawda?
%7ładnych, poza tymi, które tu przywiozłam. Roześmiała się. Widocznie byłam
tu za krótko.
Rozumiem, proszę pani. Celnik także się uśmiechnął, ale zaraz spoważniał.
Dziękuję bardzo.
Zrobił krzyżyk na bocznej ściance kufra, który po chwili podążył w ślad za
niewidoczną już walizką.
Teraz pan, prawda? uderzył lekko palcem w następną walizkę, zwracając się
przy tym do pana w rogowych okularach.
Tak, to moja własność. Znajdują się tam tylko moje rzeczy osobiste i kilka książek.
Akcent, którym wymówił te słowa, był tak specyficzny i nienaganny, że Joe
mimowolnie uśmiechnął się i powiedział w duchu: Oxford .
A co pan ma w tym neseserze? celnik wskazał palcem okrągłe, ciemne pudło,
które pan w okularach trzymał pieczołowicie pod pachą, jak gdyby nie chcąc
zawierzyć uchwytowi.
W opakowaniu tym znajduje się pewna czaszka powiedział spokojnie pan w
okularach.
Mój wielki Boże... mruknął stojący za Alexem pan Knox. Tylko tyle? Mówi,
jakby wiózł nowy kapelusz dla żony!
A więc czaszka... celnik skinął głową, jak gdyby odnajdywanie czaszek w bagażu
podróżnych było zwykłym fragmentem jego codziennych, monotonnych zajęć.
Chciałbym ją zobaczyć. Proszę otworzyć to pudło.
Proszę bardzo. Pan w okularach ostrożnie postawił neseser na ladzie i z wolna
odsunął biegnący koliście błyskawiczny zamek. Skórzany pokrowiec rozchylił się,
ukazując okrągłe pudełko z grubej tektury. Z jeszcze większą ostrożnością została
zdjęta pokrywa i oczom patrzących ukazał się kłąb śnieżnobiałej waty.
Końcami palców właściciel nesesera rozchylił watę i stojący tuż obok niego Joe
dostrzegł szarą, brudną, sklepioną półkoliście masę, która zdawała się zlepkiem gliny i
skamielin.
Celnik wyciągnął rękę w kierunku pudła, chcąc zapewne odgarnąć watę nieco
bardziej, ale pan w okularach szybko osłonił je dłonią.
Proszę tego nie dotykać! zawołał ostrzegawczo.
Funkcjonariusz cofnął rękę, ale zmarszczył przy tym brwi. Jeden z jego stojących pod
ścianą kolegów zbliżył się szybko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]