[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wysoka, szczupła, podczas gdy Brooke była niska i raczej
krępa. Michelle miała długie, ciemne, jedwabiste, proste
włosy, podczas gdy sięgające ramion loki Brooke nie pod-
dawały się żadnej kontroli, zwłaszcza w wilgotnym po-
wietrzu. Oczy Michelle były przenikliwie niebieskie,
oczy Brooke miały nieciekawy, piwny kolor.
Brooke czasami zazdrościła siostrze urody, ale o wie-
le bardziej zazdrościła jej zdrowych płuc, mimo że bardzo
się tego wstydziła. Zbyt często w czasach ich dzieciństwa
66
S
R
choroba Brooke powodowała ograniczenia w życiu star-
szej siostry.
Nie możemy jechać na wakacje, bo Brooke może
się tam pogorszyć. Nie możemy dziś pływać, bo Brooke
zle siÄ™ czuje".
A Michelle nigdy nie miała jej tego za złe. Przez
całe życie ani razu nie rozzłościła się z tego powodu na
Brooke. Michelle była dla niej opoką. Najlepszą przyja-
ciółką.
Nigdy nie miały przed sobą tajemnic. Dlatego też
Brooke zamierzała opowiedzieć siostrze wszystko o dzi-
siejszym wieczorze.
- Coś się dziś zdarzyło.
Michelle przyglądała jej się przez chwilę, aż wreszcie
stwierdziła:
- Pocałował cię.
- Skąd wiesz? - zdumiała się Brooke.
- Podrapał cię zarostem.
- Och! Mam nadzieję, że mama tego nie zauważy.
Jakby przeczuwając, że o niej mówią, Jeanie zawołała z
sypialni:
- Shelly, znalazłaś sobie mieszkanie?!
Michelle jeszcze raz wzniosła oczy ku niebu.
- Już ci wczoraj mówiłam, że nie. Ale nie ustaję w po-
szukiwaniach.
Brooke poklepała siostrę po ręce.
- Możesz tu zostać, jak długo chcesz. Wiem, że jest
ciasno, ale co moje, to twoje.
- Zrobić herbatę? - doszedł od drzwi głos matki. Sto-
jąc z rękami na biodrach, szybkim spojrzeniem zlustro-
67
S
R
wała pokój. Pewnie wypatruje kryjącego się po kątach
kurzu, pomyślała Brooke.
- Jasne - odparły chórem obie siostry.
Gdy poszła do kuchni, Michelle buntowniczo rozparła
się w fotelu. Ich matka nie tylko była ideałem gospodyni,
lecz na dodatek zachowywała się jak policjantka z wy-
działu nadzorującego młodocianych przestępców. Mimo
to, a może właśnie dlatego Brooke czule ją kochała.
- No, opowiadaj - szepnęła Michelle. - Umieram z
ciekawości. Bawiliście się w doktora? - zażartowała.
- To wcale nie jest śmieszne. - Brooke zniżyła głos
tak, by matka jej nie słyszała. - Przecież jestem jego tera-
peutkÄ…, a on moim pacjentem.
Michelle pochyliła się w fotelu.
- Spójrzmy na to z punktu widzenia logiki, dobrze?
Oboje jesteście dorośli, więc właściwie na czym polega
problem? Chodzi o twoją pracę, czy o to, że podobają ci
się jego pocałunki?
- O to, że mi się podobają.
Michelle z głośnym westchnieniem z powrotem wy-
godnie się rozsiadła.
- Jak to dobrze, że przynajmniej jedna z nas jest
szczęśliwa.
Brooke pomasowała sobie skronie. Czuła, że zaraz
dopadnie jÄ… migrena.
- Michelle, ja nie wiem, czy on usiłuje udowodnić,
że nadal jest mężczyzną, czy też naprawdę mu się po-
dobam.
- Nie bądz głupia! Jasne, że mu się podobasz. Męż-
czyzna taki jak Jared Granger nie musi wykorzystywać
68
S
R
każdej okazji, bo następna może się nie trafić. Pewnie
gdyby wykonał parę telefonów, kobiety tłoczyłyby się w
kolejce na jego progu.
- To prawda. Ale jeżeli jemu zależy tylko na pójściu
do łóżka?
- Och, daj spokój. - Michelle spiorunowała ją wzro-
kiem. - Musiałby być szalony, gdyby ciebie nie pragnął.
JesteÅ› Å‚adna. Bardzo mÄ…dra. Masz cudownÄ… siostrÄ™. I
myślę, że powinnaś zaryzykować. Wdaj się w romansik z
panem doktorem. Uważaj tylko, żeby się nie wpakować w
ten cały emocjonalny bałagan. Przecież nikt nie musi o
tym wiedzieć.
- Shelly, nie mogę tak po prostu, bez żadnych
uczuć... - Zresztą o czym tu mówić? Już darzyła go aż
za silnymi uczuciami.
- Ma dziewczynÄ™?
- O ile mi wiadomo, nigdy nie był żonaty. I chyba
teraz nie ma nikogo. A to oznacza, że nie jest zdolny do
trwałych związków.
Michelle pochyliła się i pogładziła siostrę po ręce.
- Brooke, to nie musi być na zawsze. Po prostu po-
zwól sobie na...
- Romans? Nie jestem pewna, czy potrafiÄ™.
- Potrafisz, jeżeli postanowisz, że od tej chwili tylko
tyle chcesz.
- Chyba jednak nie dam rady.
Michelle westchnęła z irytacją, zbierając się do wy-
głoszenia swojego zwyczajowego komentarza na temat
nieudanego życia siostry.
- Wiem, jak bardzo Bran...
69
S
R
- Michelle, proszÄ™!
- .. .Brandon pozbawił cię wiary w siebie, ale już naj-
wyższy czas, by przejść nad tym do porządku i ruszyć
do przodu.
Brooke wzdrygnęła się, słysząc to imię. Przypominało
jej mężczyznę, który niemal ją zniszczył.
- Już się z tym uporałam. Ale jeśli chodzi o Jareda
Grangera, jestem po prostu ostrożna.
- Więc co zamierzasz zrobić? - spytała Michelle.
- Nie wiem.
- Kiedy macie się spotkać?
- W poniedziałek. - Brooke niemal szeptała. -I
wiesz co? Mam mu pomóc się wykąpać.
Michelle roześmiała się.
- No, no! Ciekawe, czy ma ładny tyłeczek.
- Jesteś niemożliwa! - wykrzyknęła Brooke ze śmie-
chem.
- Ale i tak mnie kochasz.
- Tak, kocham ciÄ™.
- Brooke, spójrz na to w ten sposób: samym swoim
przykładem możesz go wyciągnąć z depresji. Bo ty nigdy
nie pozwoliłaś, by twoje fizyczne ograniczenia... - Mi-
chelle gwałtownie zamilkła.
- W porządku, Shelly - uspokoiła ją Brooke. - Prze-
cież sama wiem, jak to jest. I masz rację. Nie pozwalam,
by mnie to ograniczało. Ale ty go dziś nie widziałaś. Jest
taki... - westchnęła. - Trudno mu się oprzeć.
Michelle spoważniała.
- Jeżeli chcesz poznać moje zdanie...
- Nie chcÄ™.
70
S
R
- ...Powinnaś zaczekać i zobaczyć, co z tego wynik-
nie. Daj spokój, Brooke. Dla odmiany pożyj trochę. Sama
wiesz, że tego chcesz. Trochę odwagi i wiary w siebie!
Do dzieła!
71
S
R
ROZDZIAA SZÓSTY
- Spróbuję jeszcze raz. - Walcząc z ogarniającą go
irytacją, Jared sięgnął po czerwoną miękką piłeczkę. Wo-
lałby sięgnąć po Brooke. Ale dziś zachowywała chłodny
dystans. Profesjonalistka w każdym calu. Niech to szlag!
Już od godziny zajmowała się jego ręką, i coraz trud-
niej było mu się opanować. Nie chciał się na nią złościć,
chociaż wprost go ponosiło. Znów spróbował zacisnąć
palce na piłeczce, ale palec wskazujący się nie zginał. Za-
czynał się pocić z wysiłku, a nadgarstek bolał go jak dia-
bli.
- Myślę, że na dziś wystarczy - powiedziała Brooke,
marszczÄ…c brwi.
- Jeszcze nie skończyłem.
- Ale ja tak. Tylko niepotrzebnie doprowadza siÄ™ pan
do stanu wyczerpania. W ciągu ostatnich tygodni nastąpił
wielki postęp, więc niech pan nie będzie wobec siebie
taki twardy.
Jared cisnął piłeczkę o drzwi kuchni z całą siłą, na
jaką go było stać. Brooke przypatrywała się bez słowa,
jak piłeczka odbija się kilka razy od podłogi, a potem
toczy po podłodze. Ten jej spokój doprowadzał Jareda
do białej gorączki.
72
S
R
Do diabla, czemu ona musi siedzieć taka chłodna i
opanowana?
- Słuchaj! To przecież ty mi mówiłaś, że nie staram
się wystarczająco - powiedział. - A teraz za bardzo się
staram? Wreszcie siÄ™ na coÅ› zdecyduj!
Brooke wstała, podniosła piłeczkę, schowała ją do
torby, a potem znów usiadła z rękami złożonymi na kola-
nach, jak posÄ…g spokoju.
- Co za charakterek - westchnęła. Och, jak on nie-
nawidził tej jej tolerancji.
- Nie widzÄ™ najmniejszej poprawy - warknÄ…Å‚. WziÄ™-
ła go za rękę i zaczęła masować mu palce, po kolei, dłu-
gimi, Å‚agodnymi ruchami.
- Och, jest poprawa, i to duża. Zaczyna pan zginać
palce, ścięgna nie są już takie naprężone. To tylko kwestia
czasu, zanim...
- Zanim oszaleję! - Wyrwał jej rękę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]