[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niśmy. A na początek... na początek chodzmy gdzieś
na spacer, co? Załóż sweter i chodzmy.
Julia poczuła się zaskoczona. Nie wiedziała, o co
mu właściwie chodzi. Całą niedzielę razem...? Może
Evan zaczął żałować, że się kochali, i teraz dla niepo-
znaki próbuje być nadopiekuńczy.
Wzruszyła ramionami.
 ProszÄ™ ciÄ™, nie czuj siÄ™ zobowiÄ…zany. NaprawdÄ™
nie musisz.  Zaplotła ramiona i objęła się ciasno
rękami, jakby jej się zrobiło zimno.  Dam sobie
radę, Evan. Mam dzisiaj tutaj mnóstwo roboty.
 Zobowiązany?  Uniósł brwi.  O czym ty mó-
wisz? Jaki znowu zobowiązany? A może jeszcze po-
wiesz, że to z obowiązku poszedłem z tobą do łóżka?
Zagryzła dolną wargę i milczała. Jej policzki po-
wlókł lekki rumieniec. Wreszcie poruszyła brwiami.
UCZUCIA I PIENIDZE 81
 Ja nic nie wiem. Właściwie w ogóle nie rozu-
miem, co siÄ™ dzieje.
Co siÄ™ dzieje? Tego to i on na dobrÄ… sprawÄ™ nie
rozumiał. Sam przysięgał sobie przecież, że po Rebece
nie da się już usidlić żadnej ślicznotce. Tymczasem
dziś rano wpadł jak śliwka w kompot. Bo pieszczoty
z Juliąnie były zwykłąprzygodą, czuł to. Zapowiadało
się coś o wiele poważniejszego... Aadne rzeczy, tylko
tego mu brakowało!
 Ech  westchnÄ…Å‚.  Julio, tak czy owak chodzmy
lepiej na ten spacer. Bierz sweter i chodz.  Po czym,
nie czekając na nią, sam ruszył do drzwi i po chwili był
już na zewnątrz.
ROZDZIAA ÓSMY
 Pomogę ci doprowadzić dom do porządku,
chcesz?  zapytał, kiedy już szli wzdłuż szerokiej,
bezludnej plaży.
Nie od razu dotarły do niej jego słowa. Wciąż była
oszołomiona po tym, co się między nimi wydarzyło.
Zerknęła z ukosa: piękny mężczyzna z tego Evana.
Warto by go mieć przy sobie na dłużej. Ale cóż,
niedługo będą musieli się przecież rozstać. Bo on
oczywiście stąd wyjedzie. A ona  jak ona to zniesie?
Obronnie otoczyła się ciasno ramionami.
 Dlaczego chcesz mi pomagać?
 Jak to dlaczego? Bo potrzebujesz pomocy.  Jego
głos był szorstki, ale w słowach było ciepło.
Julia omal się nie rozpłakała, kolejny już raz tego
poranka. Pomyślała też, że może nie tylko ona po-
trzebuje tu pomocy. On również był człowiekiem
zranionym. Rzuciła go kobieta, na którą liczył, i nie
tylko rzuciła, ale przy okazji też oszukała i wykorzys-
tała.
 Przyjechałeś tutaj, żeby wypocząć, nie żeby pra-
cować  oponowała słabo.
 Daj spokój.  Wzruszył ramionami.  Lepiej
UCZUCIA I PIENIDZE 83
powiedz od razu, od czego zaczniemy. Może dokoń-
czymy robotÄ™ w saloniku? Trzeba by tam jeszcze
polakierować parkiet, odnowić ściany... Masz już mo-
że jakiś wybrany kolor?
Zastanowiła się.
 Kolor? Ten, który tam był, wydaje się niezły.
Jasnokremowy. Można by go powtórzyć.  Ledwie to
powiedziała, znów ścisnęło jąw gardle. Bo przecież to
z Gregiem mieli odnawiać ten dom. A tu nagle straciła
nie tylko męża, ale i dobre wspomnienia po nim...
Ciekawe, czy Greg zamierzał ją porzucić dla tej Tur-
czynki. W końcu miał z nią dziecko. Ach, dziecko...
Kiedy wyobraziła sobie maleństwo Grega i tej obcej
kobiety, zaczęła płakać. Tym razem już nie udało jej
się powstrzymać łez.
Evana ścisnęło w środku. Odgadywał, co się dzieje
w duszy Julii. Zarazem nie bardzo wiedział, jak mógł-
by ją pocieszyć. Samo kochanie się na kanapie nie
mogło przecież uśmierzyć zawieruchy uczuć, żalu za
straconymi latami. Tego umiał się domyślić. Zacisnął
obie dłonie w pięści.
 Chciałabyś już wracać?  zapytał szorstko.
Zatrzymała się. Zaczęła ocierać oczy.
 Nie  pokręciła głową.  Dlaczego?
Zrobił niepewną minę.
 A może chcesz, żebym cię objął?
Nic nie odrzekła, więc Evan zbliżył się po prostu
i przygarnÄ…Å‚ jÄ… do swojej szerokiej piersi. A poczuwszy
z bliska jej zapach zmieszany z morskim wiatrem,
znów jej zapragnął. Tymczasem ona, przez chwilę
84 MAGGIE COX
sztywna, wyraznie zaczęła w jego ramionach mięknąć,
odprężać się.
 Dziękuję ci, Evan  szepnęła Julia cicho.  Za
wszystko.
Fala jakiegoś podejrzanego wzruszenia napłynęła
mu do serca. Wsparł podbródek na czubku jej głowy
i zapatrzył się w horyzont. Nic nie mówił i nie ruszał
się. Bał się, że gdyby teraz coś powiedział, mógłby
w czymś przesadzić albo skłamać. A bardzo nie chciał
kłamać. O, bardzo.
Malowali ramię przy ramieniu od kilku już godzin.
Z kuchni cicho przygrywało radio. Zapach świeżej
farby wiercił w nosie. Evan czuł się odprężony, ale też
i pobudzony, bo przecież Julia była tak blisko. Chciał-
by ją znowu wziąć w ramiona, w ogóle chciałby ją
osłonić przed całym złym światem, a może też szeptać
do uszka jakieś obietnice, nie wiadomo czy do speł-
nienia. Popatrując z boku, widział jej piękny profil,
widział też, jak starannie operuje pędzlem, właściwie
zbyt starannie... W tym nadmiarze pilności kryło się
coś jakby zastępczego: Julia najwyrazniej odgradzała
się robotą od niepotrzebnego, raniącego myślenia.
 Wszystko dobrze?  zapytał, dziwiąc się, ile
usłyszał w swoim głosie autentycznej obawy o jej stan.
 Dobrze, dziękuję.  Spróbowała się uśmiechnąć,
a jego coś ponownie ścisnęło w środku. Wiedział, że
kłamała. Bo czyż mogła się czuć dobrze po tym, jak
wyrwano jej całe wnętrze, a następnie wtłoczono byle
jak z powrotem  zgniecione serce, płuca i inne organy
UCZUCIA I PIENIDZE 85
niezbędne do życia? Już od dwóch dni tak dzielnie
odpowiadała na jego pytania  odpowiadała niczym
w transie, jak człowiek, który już wie, że nie należy
stawiać życiu zbyt wielkich wymagań.
W pewnej chwili odłożyła pędzel i odgarnęła wie-
rzchem dłoni grzywkę z czoła.
 Może napijemy się herbaty?  zapytała.  Mam
zrobić?
 Czemu nie. Herbata nigdy nie zaszkodzi.  Rów-
nież odłożył pędzel i patrzył na nią, jak prostuje ra-
miona, a potem splata dłonie na karku.
 Może jakiś mały masaż...?  zaproponował. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl