[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zanim podjechali pod drzwi restauracji, szminka zniknęła z ust
dziewczyny, a ją samą rozpierał ból po\ądania, tłumiący zmęczenie z ostatniej
nocy. Przytuliła się do swego towarzysza, lecz odsunął ją lekko, sprawiając
wra\enie nieporuszonego.
- Popraw makija\, kochanie - mruknął, uśmiechając się na widok jej
nieprzytomnego spojrzenia. - Nie chcielibyśmy chyba wystraszyć wszystkich
gości?
- Jesteś... okropny! - powiedziała dr\ącym głosem, usiłując doprowadzić
twarz do porządku. - Nie wstyd ci nawet, \e mnie oszukiwałeś, zwodziłeś...
- Wątpię, by to było wa\ne - mruknął, patrząc spod oka na dziewczynę. -
Kochasz mnie zbyt mocno, by przejmować się tym, co zrobiłem. Z tego samego
powodu mnie poślubisz.
- Czcze domysły... - zaczęła, ale poło\ył jej palec na ustach.
- Na pewno? A gdybym poło\ył cię tu, na siedzeniu i odesłał Harry'ego na
dłu\szy spacer?
- Nie! Nie przed drzwiami restauracji!
- Mamy ciemne szyby - wskazał ręką. W oczach błyskały mu wesołe
iskierki. - Musisz tylko zagryzć wargi i nie wydawać tych rozkosznych
dzwięków co zazwyczaj.
Spłonęła rumieńcem.
- Jake!
Roześmiał się.
- Nie zrobię tego. Nie tutaj. Ale ślicznie się czerwienisz, kochanie -
pocałował ją w czubek nosa. - Przestań się martwić. Jesteśmy szczęśliwsi ni\
większość zaręczonych par. Zamówimy szampana i wypijemy toast za naszą
przyszłość.
- Skąd wiesz, co nas czeka? - spytała ze smutkiem. - Mo\e oka\e się, \e
nie spełniam twych oczekiwań?
- Bzdury. Idziemy.
Harry otworzył drzwi samochodu, Jake wysiadł i podał rękę Maureen.
Weszli do restauracji. Dziewczyna miała wra\enie, \e kierują się na nią
wszystkie spojrzenia. Prawdopodobnie większość z obecnych na sali gości znała
Josepha MacFabera. Teraz pewnie zastanawiali siÄ™, co robi w towarzystwie tak
nieatrakcyjnej, skromnie ubranej kobiety. Szyje dam siedzÄ…cych przy stolikach,
skrzyły się brylantami, na palcach mę\czyzn połyskiwały złote sygnety.
Usiedli. MacFaber nonszalancko przerzucał kartę dań, wydając polecenia
kelnerowi. Nie spytał Maureen, co chciałaby zamówić. Dziewczyna miała
wra\enie, \e jej towarzysz traktuje ją jak swoją własność.
Gdy myślała o mał\eństwie, nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.
Chciała być \oną kogoś, kto będzie dzielił jej upodobania, będzie pracował, by
utrzymać rodzinę i będą \yli normalnym \yciem. Lecz Jake Edwards zniknął.
Czekała ją przyszłość u boku bogatego przemysłowca, bezwzględnie wyda-
jącego polecenia i bezlitosnego wobec swych wrogów. Czy zdoła to wytrzymać?
- Przestań się gapić - mruknął MacFaber. - Jak dotąd nie zamieniłem się w
wampira.
- Przepraszam - Maureen spuściła oczy. - Wiesz, to wszystko jest takie...
nierealne. Na początku byłam przekonana, \e jesteś sabota\ystą, potem
uwa\ałam cię za detektywa. Nigdy nie pomyślałam, \e MacFaber - to ty.
PociÄ…gnÄ…Å‚ Å‚yk znakomitego wina i zajÄ…Å‚ siÄ™ stojÄ…cÄ… przed nim rybÄ….
- Pochodzę z zamo\nej rodziny - powiedział - ale pieniądze nie uczyniły
mnie szczęśliwym. Moi rodzice nienawidzili się wzajemnie - mnie równie\.
Dzieciństwa, jakie pamiętam, nie \yczyłbym najgorszemu wrogowi. Gdyby nie
opieka wyrozumiałego policjanta, skończyłbym jako przestępca.
Maureen sięgnęła po fili\ankę z kawą.
- Myślałam o tobie inaczej - odezwała się. - I jak będzie wyglądało nasze
mał\eństwo.
Uśmiechnęła się smutno.
- Nie czuję się dobrze wśród ludzi. Nie znam etykiety ani nie potrafię
nosić wykwintnych strojów. Jestem tym, na kogo wyglądam - zwykłą
dziewczyną z klasy średniej, pracującą na własne utrzymanie. Twoi przyjaciele
posądzą cię o utratę zmysłów. Nie pasuję do tego świata.
Jake podzielał wątpliwości dziewczyny, ale potrzebował jej. Dała mu
szczęście, jakiego nie zaznał z \adną inną, była dobrym kompanem i miała
wystarczająco du\o siły, by obdarzyć go upragnionym potomkiem. Oparł się
wygodniej i spojrzał na twarz Maureen.
- Mam tylko jednego przyjaciela - zauwa\ył. - Nazywa się John
Abernathy i mieszka w Phoenix. Na pewno ciÄ™ polubi.
Uśmiechnął się z przekąsem.
- Jeśli chodzi o resztę - z czasem nauczysz się wszystkiego. Jak wiesz,
jestem bogaty, więc inni będą ci nadskakiwać.
- Mówisz jak cynik.
- Jestem cynikiem - odparł Jake. Dopił wina i delikatnie odstawił
kieliszek. - Takim uczyniło mnie \ycie. Oprócz Johna jesteś jedyną osobą, która
patrząc na mnie, nie stara się wdychać zapachu pieniędzy.
- Dotychczas nie wiedziałam, kim jesteś - przypomniała mu Maureen. -
Mo\e wszystko potoczyłoby się inaczej, gdybym ujrzała cię takiego jak dzisiaj.
Uniósł brwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl