[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zatrzasnął drzwi i unieruchomił jej ręce przy bokach.
 Wielmożny panie!  wrzasnął, szarpiąc się z nią, by przeprowadzić ją przez pełną krzątaniny kuchnię do holu, gdzie Lilith kopała i miotała się, na wpół
obłąkana z przerażenia.
 Co się dzieje, Peese?  doszedł do niej swobodny głos Jacka. Markiz wyszedł z bocznych drzwi do holu z książką w ręce.  Skąd te ryki...  Zamarł
zobaczywszy Lilith.  Natychmiast ją puść!  Zażądał zbliżając się wielkimi krokami.
 Jacku  rozszlochała się Lilith i rzuciła się ku niemu z bezgraniczną ulgą.
Markiz upuścił książkę, objął ją ramionami i mocno przytulił.
 Co ty sobie u Boga Ojca wyobrażasz, Peese?  warknął, kołysząc ją powoli, kiedy wracała do siebie.
Pachniał herbatą i mydłem do golenia, i Lilith ukryła twarz na jego piersi.
 Zachowywała się podejrzanie i nie chciałem, żeby się wymknęła  zrzędził lokaj.
 Wcale nie zachowywałam się podejrzanie  odparła Lilith zduszonym głosem z azylu, którego jakoś dziwnie nie miała ochoty opuszczać.
 Dostarczyła jakiś liścik do drzwi kuchennych  tłumaczył Peese.  Nie chciała powiedzieć, kim jest, wielmożny panie, więc...
 Jaki liścik?  przerwał Jack, unosząc jej brodę do góry i zaglądając w oczy.
Lilith wyprostowała się.
 Mam panu coś do powiedzenia, a William nie mógł przyjść i...  obejrzała się na lokaja.
Jack kiwnął głową, wziął ją za rękę, pociągnął za najbliższe drzwi i zamknął je za nimi.  Dlaczego William nie mógł przyjść?  zapytał.
 Papa go gdzieś ze sobą wyciągnął. Musi pan wiedzieć...
 A jak pani się tu dostała?
Lilith westchnęła; przyszło jej na myśl, że jako dziecko Dansbury musiał być straszny, skoro nigdy nie zadowalał się łatwą odpowiedzią na żadne pytanie.
Nauczyciele na pewno go nie znosili, ale Lilith to zdecydowane dążenie do celu wydawało się raczej... intrygujące, zwłaszcza ostatnio.
 Miałam pojechać do Sanfordów na lunch jutro, ale udało mi się wmówić ciotce Eugenii, że miało to być drugie śniadanie dzisiaj, a potem przekonałam
lady Sanford i Pen, że to ciotka Eugenia pomyliła terminy.  Lilith bacznie przyglądała się jego szczupłej twarzy, ciekawa co pomyśli o jej pospiesznie
ułożonym planie.
Markiz się roześmiał, oczy mu zatańczyły.
 Ależ przebiegle z pani strony  pogratulował jej.
 Wcale nie lubię być przebiegła  odparła Lilith, chociaż ucieszył ją komplement.
 Szkoda. Wydaje mi się, że może to być cecha wrodzona.  Ja...
 Dlaczego jednak nie pomyślała pani, żeby przysłać tu Milgrewa?  zapytał.
 Taki miałam pierwotnie plan, ale papa zabrał go razem ze sobą.
Markizowi drgnęły usta.
 A pani ciotka?
 Gawędzi z lady Sanford, mam nadzieję.
 Ach.  Przyglądał się uważnie jej twarzy jeszcze przez moment.  A więc, moja słodka, niech mi pani przekaże swoje wieści.
 Wczoraj wieczorem, już po tym jak pan wyszedł, rozeszły się pogłoski. Wygląda na to...
 Wyglądało na to, że jesteście z Dolphem w całkiem zażyłych stosunkach  uciął Jack, jego nastrój sposępniał. Spiorunował ją wzrokiem, potem
podszedł do okna.  Aż się ciepło na sercu robiło.
Już miała na końcu języka ciętą odpowiedz w tym samym stylu, ale zamknęła buzię. Jeżeli mu powie, jakie plany ma względem niej i księcia jej ojciec,
nigdy go nie zmusi, żeby czegokolwiek wysłuchał.
 Nie bardzo mogłam mu zrobić afront  powiedziała zamiast tego.
 Mnie pani zrobiła  przypomniał jej Jack. Ale jego twarz przestała być taka napięta i Lilith wydało się, że to wspomnienie go rozbawiło.  A nawiasem
mówiąc  ciągnął dalej  dlaczego ma pani brudne, hmm, siedzenie?
 Co?  Lilith obejrzała się i zaczerwieniła, otrzepując spódnicę.  Och, musiałam wdrapać się na dwa murki, żeby się tu dostać tak, by mnie nikt nie
zauważył. A na pana murku rosną przeróżne zatracone pnącza. W żaden inny sposób nie mogłabym panu złożyć wizyty, więc proszę przestać narzekać...
Markiz ryknął śmiechem.
 Tak więc najpierw porzuciła pani ciotkę, każąc jej wypełniać obowiązek przez panią wymyślony?
 Na to wyszło. Co...
 Potem gramoliła się pani na murki i przedzierała przez ogrody? %7łeby mnie odwiedzić?
 No tak  przyznała Lilith urażona.  Sam pan wie, że nie potrafię latać.
 Na mury Jerycha, zaskakuje mnie pani nieustannie  śmiał się, oczy mu poweselały.
 Czy chce pan usłyszeć, co mam do powiedzenia, Dansbury, czy nie?  zapytała. Zaczynała być do głębi poirytowana.
Złożył jej niski ukłon.
 Bardzo przepraszam. Już słucham, milady.
 Kilka osób rozmawiało o tym, jak to Dolph zaczął podejrzewać, że może jego wuj mimo wszystko nie zmarł śmiercią naturalną.
Jack kiwnął głową.
 Tego się należało spodziewać. Okoliczności śmierci starego muszą go żenować jak wszyscy diabli.
 Krąży także pogłoska, że może mieć z tym coś wspólnego pewien hulaka, który zawsze nienawidził Wenforda.
Dansbury milczał przez chwilę; ciemne, fascynujące oczy przyglądały się jej tak badawczo, że zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem markiz nie
potrafi czytać w myślach. A przez ostatnie kilka dni te myśli były tak splątane, że pozostało jej tylko mieć nadzieję, iż nie potrafi.
 A pani zrealizowała te wszystkie fortele po to tylko, żeby mi o tym powiedzieć, Lilith?
Lilith zawahała się.
 Nie chciałam, żeby pan myślał, że pomagając mi popełnił pan błąd. Zrobił pan dobry uczynek i ja to doceniam. Teraz nawet jeszcze bardziej, niż na
poczÄ…tku.
Markiz na moment zamknÄ…Å‚ oczy.
 Czy tak?  zapytał znowu na nią patrząc.  Tak.
 A czy myśli pani, że miałem cokolwiek wspólnego z zejściem starego topora z tego świata?  Podszedł o krok bliżej.  Wdzięczny byłbym za uczciwą
odpowiedz. Podczas kilku rozmów ze mną spędzała pani czas na rzucaniu na mnie oskarżeń, a ja, raczej ku własnemu zaskoczeniu...  zawahał się i po raz
pierwszy zobaczyła, że brak mu słów  ja przekonałem się, że cenię sobie pani opinię  dokończył ostatecznie, a potem ponuro się uśmiechnął.  Ma pani
znacznie lepsze pojęcie o uczciwości niż ja.
Chciał usłyszeć jej zdanie. Starannie rozważała odpowiedz, a on czekał.
 Myślę  zaczęła powoli  że za mało o panu wiem, by odpowiedzieć tak czy inaczej.
Jack zaczął coś mówić, ale przerwał i zamiast tego wyjrzał za okno.
 Nie wiem, dlaczego spodziewałem się po pani czegoś innego  powiedział na wpół do siebie. Nagle odwrócił się znowu twarzą do niej.  Zawrę z panią
umowÄ™.
Lilith podejrzliwie zmarszczyła brwi.
 Jakiego rodzaju umowÄ™?
 Może mi pani zadać trzy, ale tylko trzy pytania, a ja odpowiem na nie uczciwie i zwięzle. To jest, o ile obieca mi pani, że moje odpowiedzi nigdy nie
wyjdą poza te ściany.
Była to intrygująca propozycja i dużo trudniej było ją odrzucić, niż się spodziewała.
 A gdzie w tym jest haczyk? Markiz przelotnie się uśmiechnął.
 Za każde pytanie, które pani zada, musi pani pozwolić, żebym ją pocałował.
Lilith uniosła w górę obydwie brwi, usiłując zignorować ciarki, które przebiegły jej po kręgosłupie na jego słowa.
 Pocałować mnie? Jack przytaknął.
 Jedno pytanie równa się jeden pocałunek. W sumie trzy. Czy umowa stoi?
Uświadomiła sobie, że markiz spodziewa się odmowy. Ale nie wiedział, że od ich ostatnich uścisków z trudem przychodziło jej myśleć o czymkolwiek
poza jego pocałunkami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl