[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwilę potem piękne jej oczy zamknęły się na zawsze.
Byłam obca w tym domu i nic więcej już mnie z nim nie wiązało, opuściłam go więc natych-
miast... domyśla się pan, w jakim stanie... i jak wydarzenie to wstrząsnęło moją imaginacją.
Zbyt wiele dzieliło sposób myślenia pani de Verquin od mojego światopoglądu, abym mo-
gła ją szczerze miłować; czyż nie była zresztą pierwszą przyczyną mojego upadku i wszyst-
kich jego konsekwencji? Wszelako ta niewiasta, siostra jedynego człowieka, który opiekował
się mną przez całe życie, okazywała mi zawsze tyle względów, była dla mnie tak łaskawa
nawet w chwili zgonu, że łzy moje były szczere, a gorycz ich pomnożona refleksją, że mimo
wszystkich swoich znakomitych zalet ta nieszczęsna istota sama się zgubiła, a teraz odrzuco-
na od tronu Przedwiecznego cierpi bez wątpienia najokrutniejsze męczarnie, przeznaczone dla
dusz tak zdeprawowanych... Tylko myśl o niezmierzonej dobroci Boga pocieszała mnie w
tych rozpaczliwych rozważaniach; padałam na kolana, ośmielałam się błagać Najwyższą
Istotę o zmiłowanie nad nieszczęśliwą. Ja, która tak bardzo potrzebowałam miłosierdzia nie-
bios, chciałam wyprosić je dla innych! Aby zaś w miarę swoich możliwości złagodzić gniew
nieba, przeznaczyłam na jałmużnę dziesięć ludwików ze swego udziału w loterii pani de Ve-
rquin i kazałam natychmiast rozdzielić je wśród ubogich tej parafii.
Ostatnia wola zmarłej została skrupulatnie wypełniona; zbyt starannie się zresztą zabezpie-
czyła, aby można było w czymkolwiek jej uchybić. Pochowano zwłoki pod krzewem jaśminu,
a na płycie nagrobnej wyryte zostało tylko jedno słowo: VIXIT.
Tak oto skończyła siostra mojego najbliższego przyjaciela; pełna wiedzy i zalet umysłu,
uformowana z samych wdzięków i talentów, pani de Verquin zdolna była przy innej kondu-
icie zasłużyć na szacunek i miłość wszystkich, którzy ją znali; niestety, wzbudzała tylko po-
gardę. Rozwiązłość jej wzmagała się wraz z upływem lat; brak zasad nigdy nie jest bardziej
niebezpieczny niż w wieku, kiedy utraciło się już poczucie wstydliwości; zepsucie zżera ser-
ce, wyrafinowanie pogłębia występki i niepostrzeżenie dochodzi się do zbrodni sądząc, że
popełnia się najwyżej nieznaczne błędy. Wszelako niewiarygodne zaślepienie jej brata nie
przestawało mnie zdumiewać; tak wielka jest moc dobroci i naiwności! Ludzie szlachetni
nigdy nie podejrzewają u innych zła, do którego sami nie są zdolni i dlatego właśnie padają
od razu ofiarą pierwszego nicponia, który zechce ich zwodzić; stąd tak łatwo i tak niegodzi-
wie jest ich oszukiwać; bezczelny łotr, który godzi na ich cześć lub mienie, musi jeno dosta-
tecznie się upodlić, a nie dowiódłszy nawet swej biegłości w zbrodni, tym bardziej przyczynia
się do rozsławienia cnoty.
Wraz ze śmiercią pani de Verquin postradałam wszelką nadzieję na otrzymanie kiedykol-
wiek jakichś wiadomości o swym kochanku i swoim synu; pojmuje pan, że nie mogłam roz-
mawiać z nią o tych sprawach w tak strasznym stanie, w jakim ją zastałam.
Zdruzgotana tą katastrofą, umęczona podróżą którą odbyłam w krańcowym upadku ducha,
postanowiłam odpocząć przez jakiś czas w Nancy; w oberży, w której się zatrzymałam, nie
spotykajÄ…c siÄ™ absolutnie z nikim, tym bardziej że pan de Saint-Prât zdawaÅ‚ siÄ™ życzyć sobie,
abym taiła swoje nazwisko. Stąd też napisałam do swego drogiego opiekuna, zdecydowana
wyjechać dopiero po otrzymaniu jego odpowiedzi.
Nieszczęśliwa dziewczyna, która nic dla pana nie znaczy pisałam która ma prawo tyl-
ko do twej litości, ciągle zakłóca spokój twej egzystencji. Zamiast rozprawiać o bólu, w któ-
rym jest pan pogrążony z powodu poniesionej straty, ośmiela się pisać o swoich kłopotach,
prosić o twe wskazania i oczekiwać rozkazów etc.
27
Ale było widać przeznaczone, że nieszczęście ma ścigać mnie wszędzie i że nieustannie
będę albo ofiarą, albo świadkiem jego złowrogich działań!
Pewnego wieczoru wracałam dość pózno z przechadzki w towarzystwie swojej służebnej;
szła ze mną tylko ta dziewczyna i dochodzący lokaj, którego najęłam po przyjezdzie do Nan-
cy; w oberży wszyscy już spali. Kiedy otwierałam drzwi swego mieszkania, kobieta co naj-
mniej już pięćdziesięcioletnia, wysoka, bardzo jeszcze przystojna, którą znałam z widzenia od
czasu, kiedy mieszkałam w tym samym hotelu, wybiegła nagle ze swego pokoju sąsiadujące-
go z moim i trzymając w ręku sztylet wpadła do izby po drugiej stronie korytarza... Wiedzio-
na naturalnym odruchem chciałam zobaczyć, co się dzieje... pobiegłam... za mną pośpieszyli
moi służący. W mgnieniu oka, zanim zdołaliśmy wszcząć alarm czy pośpieszyć z pomocą, ta
nieszczęśnica rzuciła się na jakąś kobietę, przebiła ją nożem ze dwadzieścia razy, a potem
zawróciła i wbiegła do swego pokoju, nawet nas nie dostrzegając. Wydało się nam wtedy, że
była to obłąkana; nie rozumieliśmy zbrodni, w której trudno było dopatrzeć się jakiegoś mo-
tywu. Pokojówka i służący poczęli krzyczeć; nie zdając sobie sprawy, czemu to czynię, sta-
nowczym ruchem nakazałam im milczenie, schwyciłam za ręce i wciągnęłam do swojego
pokoju, gdzie zaraz się zamknęliśmy.
Z korytarza dobiegały nas odgłosy straszliwego zamieszania; zraniona śmiertelnie kobieta
zdołała dowlec się do schodów, wydając przerazliwe wrzaski; zanim skonała, wyszeptała
jeszcze nazwisko swojej morderczyni. Ponieważ zaś wiedziano, że tego wieczoru jako ostatni
wróciliśmy do oberży, zaaresztowano nas razem z przestępczynią. Zeznania umierającej nie
pozostawiły co do nas żadnych wątpliwości, władze zadowoliły się więc nakazaniem nam
jedynie, abyśmy do zakończenia procesu nie opuszczali oberży. Zawleczona do więzienia
zbrodniarka nie przyznała się do niczego i broniła się przed oskarżeniem z wielką stanowczo-
ścią; oprócz mnie i dwojga moich służących nie było innych świadków, trzeba więc było sta-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]