[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wspólnikowi. Rezultatem zgoła nieoczekiwanym było kategoryczne oświadczenie reszty pracowników
kuchni, że albo złodziej zostanie, albo oni odchodzą. Co zrobić? Mr Graheme jeszcze nie zdecydował.
- Tak, proszę pana, co mógłbym dla pana zrobić? -zwrócił się do Nico trochę zbyt szorstko, ale
niedawna historia wyprowadziła go z równowagi.
Nico wskazał gestem na pokój. - Miły  powiedział ciepło. - Bardzo wygodny. - Potem podszedł do pana
Graheme'a, poczęstował go cygarem, a następnie protekcjonalnie położył rękę na ramieniu dyrektora. -
Mr Graheme. Po raz pierwszy zatrzymuję się w pańskim hotelu. Wielu moich przyjaciół w Beverly Hills
gorąco polecało mi to miejsce. Ale prawdę mówiąc... taki apartament dla takiego człowieka jak ja...
Może powinienem spróbować u Connaughfa...
Piętnaście minut pózniej Nico rozlokował się w najlepszym apartamencie hotelu.
Mr Graheme bezbłędnie odgadywał, kiedy ma do czynienia z nadzianym gościem.
Pozbywszy się Polly, Fontaine nareszcie mogła zatelefonować do Vanessy Grant, swojej najlepszej
przyjaciółki w Londynie.
- Wróciłam - oznajmiła dramatycznym głosem. - Wykończona i podłamana. Już nie mogę się
doczekać spotkania z tobą. Może na kolacji dziś wieczorem?
Vanessa zawahała się. Miała już z mężem Leonardem plany na wieczór, ale kiedy Fontaine czegoś
chciała, to naprawdę nie było sensu z nią dyskutować.
- Myślę, że to niezły pomysł - powiedziała bez zachwytu.
- Zwietnie! - Fontaine parsknęła. - Cholernie entuzjastyczne powitanie!
- Nie spodziewaliśmy się ciebie do przyszłego tygodnia...
- Wiem, wiem. Musiałam zmienić plany z powodu kradzieży.
- Jakiej kradzieży?
- Kochanie, czyś nic nie słyszała? Wszystkie gazety w Nowym Jorku o tym piszą.
Pogawędziły jeszcze trochę, ustalając gdzie i kiedy się spotkają, po czym Fontaine lakonicznie rzuciła: -
A propos, czy ty i Leonard czasem nie znacie faceta o nazwisku Nico Constantine? Amerykanizowany
Grek. Chyba mieszka w Beverly Hills?
- Nie, chyba nie, nie przypominam sobie takiego nazwiska. Kim on jest? Jeszcze jeden z twoich
młodocianych delikwentów?
- Nie za bardzo młodociany, raczej dojrzalszy.
Vanessa roześmiała się.
- To nie podobne do ciebie. Czy jest bogaty?
- Naprawdę nie wiem... Może.
- Przyprowadzisz go dziÅ› wieczorem?
- Na pewno nie. Przyjdzie ze mną boski poniekąd włoski książę, który przylatuje specjalnie, żeby się
ze mną zobaczyć.
Vanessa westchnęła. Od zbyt wielu lat była zamężna i miała zbyt dużo dzieci. - Czasami zazdroszczę
ci...
- Wiem - Fontaine odparła krótko. - Jeśli będziesz grzeczna, to rzucę ci go na pożarcie, kiedy z nim już
skończę. Ma dwadzieścia sześć lat i jest napalony jak pies na wiosnę!
Nico nagle uświadomił sobie, że nie ma pojęcia jak skontaktować się z Fontaine. Był taki pewny, że
zaczeka na niego na lotnisku, że nawet nie zawracał sobie głowy tym, żeby się dowiedzieć, jaki jest
numer jej telefonu. Faktycznie, głupio zrobił. Ale zazwyczaj kobiety czekały... A po ich bez wątpienia
erotycznym spotkaniu w samolocie był pewien, że Fontaine nie odejdzie tak szybko. No tak, nie był to
pośpiech... Godzina minęła nim był wolny po kontroli paszportowej i odprawie celnej. A jednak... Mogła
chociaż zostawić wiadomość.
Zadzwonił do recepcji, podał recepcjonistce nazwisko Fontaine i poprosił o natychmiastowe
sprawdzenie jej numeru telefonu i adresu.
Pół godziny pózniej recepcjonistka podała numer do londyńskiego biura Benjamina Al Khaleda, pod
którym to numerem sekretarka zimna jak lód powiedziała, że w żaden sposób nie może ujawnić telefonu
i adresu byłej Mrs Khaled i że jeśli chciał się z nią skontaktować, to powinien zostawić pisemną
wiadomość, która zostanie przekazana.
Nico uruchomił swój telefoniczny wdzięk - co prawda nie tak przekonywający jak przy kontaktach
bezpośrednich - ale na tyle skuteczny, żeby po łagodnej perswazji uzyskać numer telefonu Fontaine.
Zadzwonił do niej natychmiast. Telefon odebrała gospodyni i powiedziała, że Mrs Khaled odpoczywa i
nie można jej przeszkadzać.
Zostawił swoje nazwisko i numer telefonu, i wiadomość, żeby do niego oddzwoniła. Potem skontaktował
się z kwiaciarzem hotelowym i posłał jej trzy tuziny czerwonych róż z karteczką, na której było napisane:
 To był pamiętny lot - kiedy powtórzymy coś podobnego na ziemi? Nico".
Następnie zatelefonował do Hala londyńskiego przyjaciela Bernie'go, którego nigdy nie miał okazji
poznać, ale który najwyrazniej znał wszystkich i wiedział wszystko, i który obiecywał zająć się fachowo
całym bajzlem z pierścieniem - oczywiście z chwilą odzyskania go przez Nico.
Ustalili, że spotkają się nieco pózniej w barze.
Potem Nico zadzwonił po boy'a hotelowego. Czas doprowadzić swój wygląd do perfekcji. Nigdy nie
opłacało się wyglądać inaczej.
Fontaine spała przez cały dzień. Pani Walters obudziła ją o siódmej, Fontaine wstała i zaczęła swoje
liczne przygotowania na wieczór.
- Dzwonił jakiś pan Constantine  poinformowała ją pani Walters. - A także książę Paulo Rispollo.
Obydwaj prosili, żeby pani do nich oddzwoniła.  Mrs Walters zajęła się przygotowaniem kąpieli dla
Fontaine. Pracowała u niej od ponad dziesięciu lat i miała wrażenie, że rozumie Fontaine, choć praca
dla niej wymagała niezwykłej wyrozumiałości, biorąc pod uwagę jej nagłe napady złości i niedorzeczne
wymagania.
- Proszę zadzwonić do księcia i powiedzieć mu, żeby przyjechał po mnie o dziewiątej. - Fontaine
podała pani Walters numer telefonu. - A jeśli Mr Constantine znowu zadzwoni, to może mu pani
powiedzieć, że wyszłam.
- Obaj przysłali kwiaty - ciągnęła pani Walters. Trzy tuziny róż od pana Constantine. Bukiet orchidei od
księcia Rispollo. Powiedziałam szoferowi, żeby wrócił punktualnie o ósmej. Czy mam go wysłać po
księcia?
- Tak sądzę - Fontaine zrzuciła cienki, jedwabny szlafrok i przeciągnęła się. - Nawet mi do głowy nie
przyszło, że mógłby mieć własny samochód.
Pani Walters szybko oddaliła się, a Fontaine weszła do rozkosznie gorącej kąpieli.
Książę Paulo Rispollo. Młody. Przystojny. Niestety nie był szmalcowny. Ale adorował ją. Poznali się w
Nowym Jorku i tam też zadeklarował jej swoją dozgonną miłość. Prawdopodobnie biseksualista, ale
możliwy w łóżku, a przecież o to tylko chodzi, prawda? Poza tym, to poprawiało jej image... Młody,
przystojny mężczyzna do towarzystwa... zwłaszcza, że miał tytuł.
Przypomniała sobie nagle o Nico Constantinie, ale zaraz szybko zaniechała tej myśli. Kłopot.
Wyczuwała to. A poza tym - od kiedy to umawia się z mężczyznami starszymi od siebie? Co za
niedorzeczny pomysł.
Komu potrzebne były prawdziwe rozmowy? To czego potrzebowała, to wspaniałe młode ciało - żadnych
komplikacji - tylko seks. A jeśli nawet czasami musiała płacić rachunki... no cóż, takie jest życie, czyż
nie?
Nico denerwował się, że Fontaine nie oddzwoniła przed jego spotkaniem z Halem. Mało tego, był wście-
kły - pierścień należało odzyskać prawie natychmiast.
Hal okazał się być sympatycznym czterdziestoletnim specem od reklamy, działającym poza Londynem.
Mógł uchodzić za interesującego, jeśli się lubiło mężczyzn w typie nonszalanckiego Deana Martina.
Jego domeną było robienie interesów ze starszawymi wdowami.
Hal ciepło przywitał Nico, zapytał o Bernie'go i rzekł półgłosem: - Gdzie towar? Mam dobrą ofertę, trzeba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl