[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prosto do celu. A ich celem jest kryjówka Beni Suef
PrzyznajÄ™ ci racjÄ™.
Spójrzmy teraz, czy nie znajdziemy jakiegoś drobiazgu, dzięki któremu będziemy
mogli orientować się w terenie.
Mówiąc to wyciągnąłem swoją lunetę i ustawiłem na punkt w polu widzenia, do którego
prowadziła ścieżka zwiadowców. Wszystko się zgadzało, nie rozczarowałem się. Właśnie w
tym kierunku zauważyłem dwie pojedyncze, wysokie i smukłe skały, które wyglądem
przypominały kolumny.
To Benat el Hawa, wyjaśnił Beduin, gdy tylko opisałem mu swoje znalezisko.
Znam je.
Benat el Hawa, a więc Córki Wiatrów. Dlaczego nazwano tak te skały?
Bo zostały zrzucone przez wiatr ze szczytów gór.
Co do tego nie zgadzam się z tobą, ale to jest teraz nieważne. Najważniejsze, że mamy
stały punkt orientacyjny. Obserwowani przez nas podążają do Benat el Hawa, więc na pewno
zostawią ślady przy tych skałach i zawsze będziemy mogli je tam znalezć. Jestem przekonany,
że teraz możemy już bez skrupułów zmienić kierunek naszej podróży.
Zatoczyliśmy więc szeroki łuk, który zaprowadził nas bardziej na wschód. Nasze
wielbłądy rozwinęły przy tym swoją maksymalną prędkość, bo już przed zachodem słońca
dotarliśmy na tą samą wysokość, na jakiej wznosił się Fers el Hadszar, tylko lekko z lewej
strony od niego.
Wędrowaliśmy teraz po ostrym zboczu w prawo, prosto na skały, a potem jeszcze krótka
trasa prosto w kamienny bezład. Dałem znak do zatrzymania się. Mniej więcej w połowie
drogi, między pastwiskami Beni Sallah i Beni Suef, wznosiły się wśród głębokopiaszczystej
pustyni strome, nagie odłamy skalne, które leżały jeden na drugim jak ruiny zapadłych przed
tysiącleciem gór. Wydawało się, że nie ma tu ani dróg ani ścieżek. Wszystko wokół stwarzało
atmosferę śmierci i martwoty. To właśnie był Fers el Hadszar, Kamienny Puch.
Beduini często nazywali miejsca na pustyni w podobny sposób: Batte el Hadszar
Kamienny Brzuch, Amm el Hadszar -Matka Kamieni, Abu'l Hadszar Ojciec Kamieni.
Wyszukaliśmy miejsce, które otoczone było stosem kamiennego rumowiska, co mogło
nam zapewnić konieczną osłonę. Moi ludzie kazali za moim przykładem uklęknąć
zwierzętom i zsiedli z wysokich siodeł.
Czy rozbijemy tu obóz?
Nie wszyscy. Tylko ty i jeden z naszych przewodników. Ja i drugi Beni Sallah
przedrzemy się wśród tej masy skał do Córek Wiatru. Według moich obliczeń możemy tam
dotrzeć jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Odszukamy tam ślady wrogów i będziemy
jechali za nimi, aż ich odnajdziemy.
Dlaczego chcecie jechać tylko we dwójkę? Wystarczy przecież, aby jeden z nas
pozostał przy koniach.
Dwoje ludzi nie zauważy się tak łatwo jak troje.
Ale mógłbyś zabrać mnie z sobą zamiast Beduina.
Tym razam byłbyś mi mniej przydatny niż Beni Sallah, który zna okolice Fers el
Hadszar.
Alejeżelinas odnajdą tutaj w czasie waszej nieobecności, to jesteśmy zgubieni a wy z
nami, bo nie będziecie mieli wielbłądów, aby uciec.
Na pewno nie zostaniecie odkryci, jeżeli będziecie ostrożni. Jeden z was musi wspiąć
się na skały i ukryć się w ich załomach. Może z tego miejsca obserwować teren i będzie w
stanie ostrzec tego drugiego przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Jeżeli ktoś będzie
tylko przejeżdżał obok, musicie zachowywać się bardzo cicho.
A jeżeli mimo to nas odkryją?
Musicie wtedy uciekać w różnych kierunkach. To utrudnia pościg. Wrócicie na to
samo miejsce o północy, aby spotkać się z nami. Nasze wielbłądy są jeszcze na tyle szybkie,
aby umknąć prześladowcom. Wszystkie ustalenia dotyczą jednak dnia. Gdy nastanie noc,
będzie niemożliwym was tu dostrzec, nawet jeśli ktoś wpadłby na pomysł, aby z jakiegoś
powodu tędy przejeżdżać. Musicie tylko zachowywać się bardzo cicho.
Wyruszyłem ze starszym z naszych współtowarzyszy, gdy tylko dałem kilka wskazówek
pozostającym przy naszych wielbłądach. Droga, którą wyruszyliśmy, prowadziła między
rozrzuconymi blokami skalnymi i była zasłana tak małymi odłamkami skalnymi, że nie było
rzeczą łatwą poruszać się naprzód, tym bardziej, że musieliśmy za każdą większą skałą
sprawdzać, czy nie ukrywa się za nią nasz wróg.
Mimo to dotarliśmy do Córek Wiatru jeszcze przed nocą. Właśnie, gdy przybyliśmy pod
pierwszą z wysmukłych skal, wielka kula słońca zatopiła się na zachodzie. Nastał więc czas
modlitwy wieczornej i mój towarzysz uklęknął mimo wszystko, aby dopełnić rytuału
modlitwy. Oczywiście, stosownie do okoliczności, uczynił to bardzo cicho. Pózniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]