[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Złota rękawica . Z tekstu wynika, że jej autor nadal przebywał na Mazurach.
Tak, to zagadkowa sprawa stwierdził pan Dołęgowski. Chyba nic nie
dadzÄ… te nasze teoretyczne roztrzÄ…sania.
Wydaje mi się, że droga praktycznego działania, którą obraliśmy, jest słusz-
na powiedziałem. Trzeba nadal pływać wzdłuż brzegów i pytać w wioskach
o tego człowieka. Nic się panu dotąd nie przypomniało z tamtej podróży sprzed
piętnastu lat?
Pan Dołęgowski bezradnie rozłożył ręce.
Nic. Coś tam tylko czasem zamajaczy, ale to jest nieokreślone, niekon-
kretne. Niekiedy płynę wzdłuż brzegu i myślę: czy to tu, czy nie tu? Brzegi się
zmieniły. Gdzieniegdzie wycięto lasy, posadzono nowe. Pobudowano domy, stare
rozebrano. Ale będę dalej szukał.
To mówiąc zebrał przyniesione tomiki, zamknął notatnik i, pożegnawszy Ba-
jeczkę i mnie, opuścił Krasulę .
A pan nic nie wie. Nie może pan wskazać żadnego tropu stwierdziła
ironicznie Bajeczka po wyjściu pana Dołęgowskiego.
Wyciągnąłem się wygodnie na koi i zamiast odpowiedzi wyrecytowałem:
I znowu polski rycerz dumnie
112
podejmie złotą rękawicę.
Widziałem ją w blaszanej trumnie,
gdzie wróg rozbitą miał przyłbicę.
Za bulajami Krasuli zapadła już noc. Kropiło trochę, fale leciutko kołysały
jachtem.
Czy zrobić panu herbatę? spytała Bajeczka.
Nie. Dziękuję. Pani jest cudowna oświadczyłem. Jutro o świcie wcią-
gniemy żagle i odpłyniemy po nowe przygody. To piękne uczucie, gdy ma się
świadomość, że czeka człowieka coś takiego.
Mówiłam panu, że nie lubię przygód.
Wiem, wiem ziewnąłem, bo ogarniała mnie senność. Znam pani ma-
rzenia: pokoik z kuchenką i ktoś miły, sympatyczny, przy kim mogłaby się pani
krzątać. Ale na razie musi się pani zadowolić kabiną Krasuli i niezbyt sympa-
tycznym osobnikiem, który lubi przygody. Ciekawe, skąd u tak młodej kobiety aż
taka niechęć do przygód? O tej niechęci wspomniała już pani podczas naszego
pierwszego spotkania. I niknąc bez wieści, pozostawiła mi pani pozłacaną ręka-
wicÄ™. Co teraz pani pozostawi?
Nie zniknę bez wieści roześmiała się.
I to dobre stwierdziłem, gasząc latarkę u sufitu kabiny.
Następnie wcisnąłem się w swój śpiwór. Bajeczka zrobiła to samo i chyba za-
raz zasnęła, bo gdy na krótkie chwile deszcz przestawał szemrać na dachu kabiny
i woda mniej pluskała wokół jachtu, słyszałem jej równy oddech z drugiej koi.
W wyobrazni wędrowałem po kościele w Borecznie i widziałem kamiennego ry-
cerza w zbroi, potem zamajaczyła mi w mroku piękna twarz Diany Denver, która
nagle zdjęła perukę i. . . ujrzałem łysą czaszkę. Przeraziłem się tak, że aż usiadłem
na koi. To był przykry sen, jakiś koszmar, o którym rano nie chce się pamiętać.
Obudziliśmy się w świetnych humorach dzień wstawał słoneczny, a su-
nące po niebie chmury zapowiadały wiatr. Nucąc pod nosem jakąś modną pio-
senkę, Bajeczka przygotowała znakomite śniadanie tym razem jajka sadzone
i chleb z masłem. Ogoliłem się wyjątkowo starannie, nawet użyłem wody koloń-
skiej i kremu. Wieczorem czekała mnie przecież randka z piękną D.D.
Czy ma pani jeszcze tę spódnicą w słoneczniki i haftowaną bluzkę?
spytałem podczas śniadania.
Oczywiście. Ale ponieważ leży w worku podróżnym, jest pomięta i nie
nadaje się do noszenia. Wiem, że nie lubi pan kobiet w spodniach, ale nie ma pan
tu, na jachcie, żelazka, a poza tym byłoby śmieszne żeglować w takiej spódnicy
i bluzce.
Słusznie przytaknąłem. Ale wynika z tego, że jest pani świetnie poin-
formowana o moich upodobaniach. Panna Diana Denver miała wczoraj na sobie
białą suknię z różą przypiętą u gorsu. Wyglądała niezwykle. W nocy wszystkie
113
koty wydają się szare, w dżinsowych materiałach wszystkie dziewczyny wydają
siÄ™ jednakowe.
Dżinsy są wygodne odrzekła Bajeczka a pan ma staroświeckie
upodobania.
Około dziesiątej rano wciągnąłem grot i poderwałem kotwicę.
Zapomniałem zapytać, czy umie pani żeglować! krzyknąłem do Bajecz-
ki.
Nie.
A pływać?
Zupełnie dobrze uśmiechnęła się.
Najważniejsze, że potrafi pani dobrze gotować stwierdziłem.
I zdecydowałem płynąć tylko na głównym żaglu, jako że do obsługi foka trze-
ba było przynajmniej jeszcze jednego żeglarza.
Sunęliśmy dość szybko półwiatrem, omijając wyspy zasiedlone przez ogrom-
ną rzeszę wodniaków. Z przepływających obok jachtów i motorówek wytykano
nas palcami znajdujÄ…cy siÄ™ na dziobie napis Krasula bardzo wszystkich ba-
wił. Ale mnie to było obojętne, a i Bajeczka nie przejmowała się tym faktem. Zdję-
ła swoją dżinsową kurteczkę, sweter, koszulę i, siedząc na wolnej burcie, opalała
się w górnej części kostiumu kąpielowego.
Krasula płynęła o wiele wolniej niż inne jachty, ale mimo wszystko dość
rychło brzeg w Siemianach zniknął nam z oczu. Zwieciło słońce, dziób jachtu
rozbijał niebieskawozielone fale przyprószone tu i ówdzie bielą piany. Ogarnęło
mnie wspaniałe uczucie swobody i radosnego podniecenia, którego doświadcza-
my wtedy, gdy wiatr niesie nas na swoich potężnych skrzydłach. Och, gdyby tak
można było jeszcze zamocować fok i, wchodząc w ślizg, lecieć niemal na czub-
kach fal. . .
To uczucie swobody i radości udzieliło się pewno także i Bajeczce. Przesiadła
się do mnie na rufę i, choć dookoła nie było nikogo, szepnęła mi do ucha, jak
gdyby zwierzajÄ…c tajemnicÄ™:
Płyńmy tak przez cały dzień, bez celu, przed siebie. I jutro też, od rana
aż do wieczora. Co pana obchodzi jakaś tam Diana Denver. Albo historia Zło-
tej rękawicy . Czy może być piękniejsza przygoda niż płynąć tak bez celu, bez
żadnych planów, bez świadomości, co będzie jutro?
Przez krótką chwilę miałem ochotę powiedzieć: Racja, tak powinniśmy zro-
bić . Od piętnastu lat byłem jak pies gończy, ciągle na tropie przestępców, złodziei
i fałszerzy dzieł sztuki. Bez wakacji i prawdziwego wypoczynku, w czasie które-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]