[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeżył kochając moją ciocię Chris. Nigdy nie przestał jej kochać, nawet wtedy, kiedy go
zapomniała, bo Alzheimer zatarł wszystkie wspomnienia pięćdziesięciu sześciu wspólnie spędzonych
lat. Zmierć nie zdołała ich rozłączyć. Kiedy umarła, wujek chodził po domu z jej zdjęciem.
Rozmawiał z nią. Modlił się do niej. Zpiewał dla niej. Dzięki piosenkom czuł jej obecność.
Kiedy wujek Al trafił do szpitala z zapaleniem płuc, wpadłam na chwilę go odwiedzić. Weszłam po
cichu na oddział specjalistyczny, gdzie miał dla siebie maleńki pokoik. Jego ciało zajmowało tak
niewiele miejsca na łóżku, że wprost ginęło w gąszczu rurek, monitorów i innych przyrządów. Leżał
płasko na plecach, a obok niego siedziała jego córka. Wyglądała jak Chris z czasów młodości.
Gdy tylko się przywitałam, poderwał się, jakbym użyła defibrylatora. Rzadkie siwe rozczochrane
włosy sterczały mu na wszystkie strony. Był tak chudy, że kości rysowały się pod szpitalną koszulą
niczym ostre bagnety. Widziałam jego cierpienie i ból. Wujek miał urywany oddech i z trudem
przełykał ślinę.
Ale jego umysł był w świetnej formie. Rozmawiał ze mną przez dwie godziny. Kiedy zaczął mówić,
nie mógł przestać. Wujek Al uwielbiał opowiadać historie. Najbardziej o tym, jak poznał moją
ciocię. Oświadczył się siostrze mojego taty podczas pasterki. Opowiedział mi o swoich wyprawach
do Kalifornii, Nowego Jorku i Chicago. Pomiędzy opowieściami o kolejnych miastach z trudem
nabierał powietrza. Córka stale prosiła, żeby zrobił sobie przerwę na uspokojenie oddechu.
Siedziałam na łóżku, rozkoszując się każdym szczegółem jego opowieści o minionych latach.
Pózniej zaczął śpiewać, prosząc, żebyśmy do niego dołączyły: Przyjdz do mnie, przyjdz do mnie,
który jesteś utrudzony, przyjdz do mnie zaśpiewał i uśmiechnął się.
Kiedy doszliśmy do końca piosenki, błagał jak małe dziecko:
Zaśpiewajmy jeszcze raz.
Od czasu do czasu do sali wchodził lekarz lub pielęgniarka, żeby mu przypomnieć o wdychaniu
tlenu. Wyrzucał ich z pokoju. Nie martwiło go, że umiera, nie chciał przedłużać sobie życia. Mój
wujek był gotów odejść i dołączyć do swojej żony. Jego przysięga małżeńska sięgała dalej niż póki
śmierć nas nie rozłączy .
Miałem wspaniałe życie powtarzał stale przez maskę tlenową. Nikt nie miał lepszego życia
niż ja.
To wspaniałe móc wypowiedzieć to zdanie na łożu śmierci.
Potrafić spojrzeć wstecz na swoje życie i być za nie wdzięcznym. Niczego nie żałować. Niczego
sobie nie wyrzucać. Nie zastanawiać się, co by było gdyby.
Wuj Al wiedział, że szczęście to kwestia wyboru. Jak możesz osiągnąć szczęście? Pokochaj to, co
już masz. Szczęścia nie da ci podwyżka, której pragniesz. Ani fundusz emerytalny, na który odkładasz
pieniÄ…dze. Ani willa czy mercedes, kupione za wygranÄ… na loterii.
Badania wykazują, że więcej pieniędzy nie przyniesie ci więcej szczęścia. Nikt nie chce być
biedny, ale gdy podstawowe potrzeby w zakresie pożywienia, dachu nad głową i wykształcenia
zostaną spełnione, nadwyżka pieniędzy, którą możesz na siebie wydać, nie zwiększy twojej
satysfakcji z życia.
Tak twierdzą badacze szczęścia owszem, taki zawód naprawdę istnieje. Ekonomiści
i psychologowie, którym płaci się za badania nad szczęściem, przygotowali raport opublikowany
w magazynie Science w 2006 roku. Wykazał on, że ludzie o wyższych zarobkach wcale nie czują
się szczęśliwsi. Czują za to większy niepokój i strach.
Mniej więcej w tym samym czasie w gazetach ukazał się raport, z którego wynikało, że posiadanie
dzieci, zwierząt domowych i przejście na emeryturę nie wpływają na poczucie szczęścia. To twoje
nastawienie które sam wybierasz decyduje o tym, czy czujesz się szczęśliwy.
Jak być szczęśliwym?
Eksperci dają następujące wskazówki: Bardziej ceń czas niż pieniądze. Medytuj i módl się. Pogódz
się ze swoją przeszłością. Poświęcaj więcej czasu na spotkania z przyjaciółmi. Rozkoszuj się
każdym dniem, każdą chwilą, każdym ciasteczkiem Oreo. (No dobrze, przyznaję ostatnia
wskazówka pochodzi ode mnie).
Dawniej ludzie szukali odpowiedzi na to pytanie u przewodników duchowych. Dziś idą do
trenerów osobistych. Ja stawiam na mnichów. Wiele lat temu pojechałam na rekolekcje do opactwa
Gethsemani. Pewien mnich wywiesił tablicę przed salą, w której miał wygłosić krótki wykład.
Wypisał na niej trzy pytania i udzielił na nie odpowiedzi:
Kim jestem?
Dzieckiem Bożym.
Czego mi potrzeba?
Niczego.
Co mam?
Wszystko.
To wyczerpuje temat.
Kto żyje według tych zasad? Zbyt niewielu z nas. Wspaniały przykład takiego życia dawał Mychal
Judge, popularny ksiądz rzymskokatolicki, który zginął w atakach z 11 września. Jego przyjaciel,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]