[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zakochana, to Nick LeBeck był jej kochankiem. A ona jego kochanką.
Zakręciła trzy szybkie piruety w salonie, ukryła twarz w fiołkach, które jej podarował,
po czym znowu zawirowała radośnie. Nagle wszystko w jej życiu stało się absolutnie
doskonałe.
Byłaby skłonna natychmiast opuścić swe piękne nowe mieszkanie i przeprowadzić się
do tej klitki, w której mieszkał. Tak jak stała. Mogła sobie jednak wyobrazić minę Nicka,
gdyby powiedziała mu o tym pomyśle.
Przeżyłby szok. I niezle by się przestraszył, to pewne.
Nie ma powodu do pośpiechu, napomniała siebie. Jeszcze nie teraz. Na razie wskazana
jest cierpliwość.
Jeśli jednak on nie uczyni pierwszy następnego kroku, będzie musiała przejąć
inicjatywę. I wystąpić z propozycją.
Ale na razie była bardziej niż zadowolona. Wszystko, czego pragnęła w tym
momencie, to wziąć prysznic - ten, który wzięła tego ranka razem z Nickiem, nie liczył się - i
zmienić ubranie. Za godzinę musi być z powrotem u Nicka.
Muszą jeszcze skończyć scenę z dzisiejszego aktu.
Wyszła właśnie, ociekając wodą, spod prysznica, gdy odezwał się dzwonek
domofonu.
- Idę, idę! - zawołała, choć oczywiście przybysz nie mógł jej słyszeć. - Szybko
wciągnęła szlafrok i podniosła słuchawkę. - Tak?
- Fred, otwórz - poznała głos Nicka. Zadrżała.
- Nick, przestań za mną chodzić.
- Chodzić? Otwórz w końcu. Nie biegłbym tutaj całą drogę, gdybyś odebrała telefon.
- Brałam prysznic. - Nacisnęła guzik, odsunęła zasuwę w drzwiach i wróciła do
łazienki. Zdążyła tylko owinąć głowę ręcznikiem i wklepać krem, gdy Nick wszedł do
mieszkania.
- Nigdy nie zostawiaj otwartych drzwi, tak jak teraz - ostrzegł.
Wciąż to samo, pomyślała.
- Przecież wiedziałam, że to ty - broniła się.
- Nigdy - powtórzył i popatrzył na nią zdziwiony. - Czy nie brałaś prysznica godzinę
temu? - spytał.
Przechyliła głowę i poprawiła ręcznik.
- Tak, ale byłam zajęta zupełnie czymś innym niż mycie. A ty co, pilnujesz zużycia
wody?
Rozkojarzony zaczął machinalnie gładzić wyłóg jej szlafroka.
- Jak nazywacie to, co masz na sobie? - spytał. Spojrzała w dół na krótki jedwabny
szlafroczek.
- Szlafrok. A twoim zdaniem co to jest?
- Zaproszenie, ale nie mamy czasu. Pakuj się. Zdziwiła się.
- Wyjeżdżam? - spytała.
- My wyjeżdżamy. Maddy O'Hurley dzwoniła pięć minut po twoim wyjściu. Zaprasza
nas na parÄ™ dni do swego domu w Hamptons. W Hamptons!
Freddie ściągnęła z głowy spadający ręcznik.
- Teraz?
- Teraz. Ma tam letni dom i jest z niÄ… rodzina.
- Zaczął bawić się kosmykiem jej włosów. - Pomyślała, że będzie to okazja, żeby
razem popracować i trochę odetchnąć wiejskim powietrzem.
- To brzmi jak ukartowany plan.
- A więc się pospiesz, dobrze? - Nick zaczynał się już niecierpliwić. - Muszę wracać
do siebie i też się spakować, wynająć samochód i zorganizować zastępstwo w barze.
- Dobrze, już dobrze, idz. Jak będziesz gotowy, to i ja będę.
- Trzymam cię za słowo. - Zajrzał do sypialni i stanął jak wryty. - Wielkie nieba! A to
co takiego?
- Aóżko - odpowiedziała, gładząc rzezbione wezgłowie. - Moje łóżko. Wspaniałe,
prawda?
- Zpiąca królewna albo księżniczka na grochu, sam nie wiem - rzekł ze śmiechem.
- Coś pośredniego. - Zmarszczyła czoło. - Większe niż twoje, co?
- Trzy razy takie. - Dotknął jedwabnego prześcieradła. Nagle zaświtała mu pewna
myśl. Powoli odwrócił się i popatrzył na nią zamglonym wzrokiem.
- No jak, Fred, szybko siÄ™ spakujesz?
- Wystarczająco szybko - obiecała, opadając wraz z nim na jedwabną pościel.
ROZDZIAA DZIEWITY
Nie pojmowała, dlaczego nie może prowadzić. Jazda szybkim wygodnym
kabrioletem, który wynajął Nick, sprawiała jej przyjemność. Upajała się wiatrem
rozwiewającym włosy, muzyką płynącą z radia. Ale mimo wszystko wolałaby siedzieć za
kierownicÄ….
- Dlaczego nie dasz mi prowadzić? - spytała lekko obrażonym tonem.
- Bo wiem, jak jezdzisz. Wleczesz siÄ™.
- Nie wlokę, tylko przestrzegam przepisów.
- Wleczesz. - Jakby dla podkreślenia swoich słów, nacisnął mocniej pedał gazu. Nie
ma to jak szybka jazda i Ray Charles ze stereo. - Gdybyś ty prowadziła, do końca tygodnia
nie dojechalibyśmy na miejsce.
- Udało ci się już zapłacić jeden mandat - przypomniała mu uszczypliwym tonem.
Policja zatrzymała go na dwudziestym kilometrze.
- Gliny z drogówki nie mają za grosz fantazji. - Nick był wyraznie zdegustowany. On
ma, czego natychmiast dowiódł, biorąc z piskiem opon kolejny zakręt. - No dobrze, pilocie,
powiedz, kiedy powinniśmy skręcić. Chyba niebawem.
Freddie rzuciła okiem na kartkę z opisem trasy.
- Już minęliśmy zjazd. Jakiś kilometr temu - mruknęła.
- Nie ma sprawy. - Zawrócił jednym szybkim ruchem. Freddie nie wiedziała, czy się
śmiać, czy krzyczeć ze strachu.
- Ludzie mogą spać spokojnie, wiedząc, że mieszkasz na Manhattanie i nie masz
samochodu - zażartowała. - W lewo - dodała. - I zwolnij. Chcę dojechać cała.
Zwolnił trochę, by popatrzeć na okazałe domy, które mijali. Duże trawniki, dużo
szkła, dużo pieniędzy, stwierdził w duchu. Wyobrażał sobie przestronne pokoje pełne
antyków, z podłogami wyłożonymi perskimi dywanami. Albo błyszczące posadzki z drewna i
nowoczesne meble. Baseny z dnem z błękitnych kafli i rozstawione wokół leżaki i łóżka do
opalania. Wszystko to oczywiście otoczone żywopłotami i ocienione starymi rozłożystymi
drzewami.
Kiedyś nawet nie przypuszczał, że znajdzie się w takim otoczeniu. A teraz został tutaj
zaproszony.
- To ten. - Freddie wyciągnęła rękę. - Z cedrem i drzewami czereśniowymi przed
wejściem. Och, czy nie jest tu pięknie? - zachwyciła się.
Drzewa już przekwitały, pokrywając ziemię delikatnymi różowymi płatkami. Widok
był niezapomniany. Nick nie znał się na roślinach, ale wydawało mu się, że w powietrzu
unosi siÄ™ zapach lilii.
Kiedy skręcił na pochyły podjazd, jego oczom ukazały się wspaniałe krzewy obsypane
lawendowym kwieciem.
- Niezłe jak na weekendowy azyl - mruknął, studiując konstrukcję ze szkła i drewna. -
Musi tu być ze dwadzieścia pokoi.
- Prawdopodobnie. Zastanawiam się... - Freddie przerwała, gdy zza .domu wybiegła
pędem czereda dzieciaków. Mimo różnego wzrostu i wagi wydawały się tworzyć jedną
zwartÄ… masÄ™.
- Widzę, że Maddy miała rację, mówiąc, że będzie tutaj cała rodzina - zauważył Nick.
- Na to wygląda - przyznała Freddie. - Wydaje mi się, że najstarszy chłopak Maddy
próbuje właśnie zamordować jedno z dzieci Trace'a - dodała, przyglądając się turlającym się
w trawie chłopcom splecionym morderczym uściskiem.
Uśmiechnęła się do piegowatej dziewczynki o rudych kręconych włosach i bliżej
nieokreślonej plamie na policzku, która nagle wyrosła obok samochodu.
- Mamo! - zawołała dziewczynka. - Mamo, przyjechali goście.
Dziewczynka z krzykiem radości podbiegła do Freddie.
- Cześć, jestem Julia. Pamiętasz mnie?
- Oczywiście. - Freddie pocałowała w policzek najmłodszą córkę Maddy. - Nick, to
Julia Valentine. W tej chwili nie podejmuję się przedstawić ci pozostałych dzieci - dodała,
spoglądając na kłębiące się na ziemi ciała.
- Cześć, Julio. - Podobna do matki, pomyślał Nick. O ile Maddy O'Hurley
rzeczywiście wygląda tak jak na scenie i na plakatach. - Tu się chyba toczy jakaś wojna.
- Cześć. - Julia posłała mu promienny uśmiech. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl