[ Pobierz całość w formacie PDF ]
własnością mężczyzn. To należy do przeszłości.
Jak on mógł siedzieć tak spokojnie? Chyba jest szalony.
- Pewnie jeszcze myślisz, że Ziemia jest płaska! - zawołała
podenerwowana.
Nie będzie dłużej słuchać tych bzdur! Nie czekając na
odpowiedz, wypadła z pokoju i pobiegła przed siebie. Nawet nie
wiedziała, dokąd tak pędzi. Musi pomyśleć. A może się wykrzyczeć. Z
holu wpadła na frontową werandę, za którą był już tylko niekończący
się busz, równina z czerwoną glebą, kangury i trawa. Jęknęła, opierając
się o poręcz, i wpatrzyła się w gęstwinę krzaków.
Tu nie było nic więcej. Busz i tylko busz. Do tej pory nie zdawała
sobie sprawy, jak dobrze mieć małą kawiarenkę za rogiem domu. A
gdzie może pójść wiejska dziewczyna, jeśli ma ochotę się odprężyć?
Usłyszała kroki i odwróciła się. W drzwiach stał Callum.
- Dobrze się czujesz? - spytał cicho.
Już chciała wybuchnąć gniewem, ale wyraz jego oczu
powstrzymał ją. Callum był wyraznie urażony.
- Nie mogę zebrać myśli - odparła z westchnieniem. - Jestem
zupełnie roztrzęsiona.
Podszedł powoli i także oparł się o poręcz. Stał o wiele za blisko.
- Przepraszam - powiedział cicho. - Chyba zle się zachowałem.
Jego skrucha była miłym zaskoczeniem. Stella nie mogła się
dłużej gniewać.
S
R
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Wiem, że trudno ci myśleć o małżeństwie ze mną, kiedy wciąż
kochasz mojego brata.
Odwróciła głowę, zastanawiając się, co powiedziałby, gdyby znał
prawdę. Dawno już przestała kochać Scotta, kiedy tylko zobaczyła, jak
mało dla niego znaczy.
Callum odchrzÄ…knÄ…Å‚.
- Nie oczekuję, że będziesz naprawdę moją żoną. Nie staram się
zająć miejsca Scotta. Nasze małżeństwo byłoby raczej interesem.
Spojrzała zdumiona.
- Jakim interesem? - wyszeptała.
- Chodzi o to, żebyś mogła mieszkać tu do czasu urodzenia
dziecka, a potem pojedziesz do Londynu, tak jak planowałaś.
Pojechać do Londynu? Serce zabiło jej mocniej. Callum
zmarszczył brwi.
- Czy dobrze się zastanowiłaś, jak to będzie, kiedy zostawisz tutaj
dziecko?
Przycisnęła dłoń do pulsującej skroni. O Boże! Nie wiedziała, jak
to będzie. Czasem myślała, że to cudownie mieć małe dziecko, ale
równie często ogarniał ją strach, że będzie tak samo złą matką jak
Marlena.
- Chcę to zrobić dla jego dobra. Ta praca będzie przełomem w
mojej karierze. Od dawna się o nią starałam. Będę dobrze zarabiać i
dzięki temu zapewnię dziecku przyszłość.
Callum był taki smutny i zamyślony, że łzy napłynęły jej do
S
R
oczu. Odwróciła głowę.
- Co zrobiłbyś z dzieckiem, gdybym wyjechała? - spytała
zdławionym głosem.
- Byłoby przy mnie. Oczywiście musiałbym zatrudnić kogoś do
pomocy, ale z tym nie powinno być problemu. Na pewno miałoby
dobrÄ… opiekÄ™.
- Rozumiem. Ale dlaczego chcesz to zrobić? Dlaczego chcesz
zawracać sobie głowę tym małżeństwem?
W jego oczach zamigotały iskierki.
- Dzięki małżeństwu dziecko miałoby nazwisko. Należałoby do
klanu Roperów. To dla mnie ważne.
Skinęła głową. Oczywiście. Nazwisko.
- Domyślam się, że syn senatora Iana Ropera nie chciałby mieć
nieślubnych dzieci w swojej rodzinie.
- Chodzi mi o Scotta. Jego cząstka będzie nadal żyła wśród nas.
Zamrugał i odwrócił szybko głowę, spoglądając na pociemniały
busz.
- A kiedy wrócę...?
Spojrzał na nią.
- Z Londynu?
- Tak.
- Będziesz mogła odejść. - Jego grdyka poruszyła się. - Masz
prawo do własnego życia.
Odejść. Dlaczego te słowa były jak policzek?
- A dziecko?
S
R
- Zostanie ze mnÄ….
- Chcesz je wychowywać?
Przez długą chwilę milczał.
- Tak - odparł w końcu. - Taką zawrzemy umowę.
Nagle poczuła w sobie lodowatą pustkę. O, Boże. Położyła
drżącą rękę na brzuchu. Czy potrafi rozstać się na zawsze z dzieckiem?
- Mogłabyś je widywać zawsze, kiedy będziesz chciała, ale jego
dom będzie tutaj. Dziecko Scotta powinno wychowywać się w buszu.
Tu jest jego miejsce.
- Rozumiem. - Chwyciła się słupka werandy, bo nogi odmówiły
jej posłuszeństwa.
Nie zrobi tego. Jej dziecko nie może wychowywać się bez matki.
Nie bądz egoistką, Stello. Pomyśl o tym, co będzie najlepsze dla
dziecka. Co możesz mu dać jako samotna matka? W dodatku nie masz
pojęcia, jak je wychowywać.
Jeśli zgodzi się na to, co proponuje Callum, jej dziecko będzie
częścią rodziny Roperów. Będzie mieć dziadków, wujków, ciocie i
kuzynów. Jego dom będzie w Birralee. Pokocha busz tak jak jego
ojciec.
Próbowała pomyśleć o sprawach praktycznych.
- Złożymy przysięgę małżeńską i co potem? Wezmiemy rozwód?
Callum oparł się plecami o balustradę i wpatrywał się w czubek
swojego buta.
- Tak. Wiem, że to wszystko jest wyrachowane, ale myślę, że
usprawiedliwiajÄ… nas motywy.
S
R
- No tak, ty zrobisz to dla Scotta, dla jego dziecka, a ja zrobiÄ™ to...
- Stella przełknęła ślinę. Po to, żeby moje dziecko miało normalną
rodzinę. I żebym nie poniosła klęski jako matka. Nie mogła jednak
przyznać się do tego głośno. - Zrobię to dla swojej kariery.
Skinął ponuro głową.
To nie mogło być takie proste.
- Zawsze uważałam, że małżeństwo to skomplikowana sprawa.
- Nie jest skomplikowana, jeśli ludzi nie łączy uczucie.
- Tak? - Odwróciła głowę. Miała nadzieję, że Callum nie
zauważył, jak zapłonęły jej policzki. - Ale mamy mieszkać razem, jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]