[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jasne. - Odstawiła pusty kubek i wstała. - Bardzo dziękuję, panie Benedict, i ży-
czę dobrej nocy. Jestem panu ogromnie wdzięczna.
- Jeszcze jedno. - Jego głos zatrzymał ją przy drzwiach. - Mam na imię Mark. My-
ślisz, że uda ci się zapamiętać?
- Spróbuję... - odpowiedziała niepewnie.
Przeszła do siebie, zastanawiając się, czy znalazła doskonałe rozwiązanie swoich
problemów, czy też popełniła właśnie największy błąd w życiu. I nie umiała sobie odpo-
wiedzieć na to pytanie.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Obudziła się następnego ranka, nadal niepewna, czy podjęła dobrą decyzję. Powoli
usiadła i rozejrzała się po swoim spokojnym, słonecznym pokoju. To było wprost wyma-
rzone miejsce do pracy i przez miniony tydzień pisanie szło jej jak z płatka.
Nawet poprzedniej nocy, zamiast pójść prosto do łóżka, usiadła i dokończyła sce-
nę, nad którą pracowała, chociaż nie tak, jak poprzednio planowała. Po pocałunku, do
jakiego Hugo Cantrell zmusił wyrywającą się i kopiącą Marianę, na schodach rozległ się
tupot podkutych butów i wściekłe głosy domagające się krwi, a Hugo, zamiast zasłonić
się Marianą, nie wiadomo dlaczego porwał ją w ramiona i powlókł do okna.
- Masz. - Wcisnął jej w ręce ciężką od monet skórzaną sakiewkę. - To moja wygra-
na. Uciekaj, bo jeśli nas złapią, nie oszczędzą żadnego.
Nie zważając na jej opór, przepchnął ją przez, wąskie okno i opuścił na przejeżdża-
jący wóz z sianem. A kiedy już tam leżała, otumaniona, ale cała, dobiegł ją z gospody
odgłos łamanego drewna i przepełniony bólem krzyk mężczyzny.
Widocznie nawet najgorszy łajdak miewa swoje chwile słabości, pomyślała Tallie.
Tak jak dowiódł tego poprzedniej nocy Mark Benedict.
Ale nawet jeżeli pozwoli Hugo umknąć z rąk opryszków, wciąż pozostanie czar-
nym charakterem i nic tego nie zmieni. A Mariana z pewnością nie wróci, by odszukać
go połamanego i skrwawionego, opatrzyć jego rany za pomocą swojej podartej na paski
halki i nie będzie go doglądać podczas powrotu do zdrowia w jakiejś odludnej stodole.
Tak mogłaby się opiekować tylko Williamem, rannym przy okazji brawurowych
wyczynów pod Salamanką. Bo to on był bohaterem i jej jedyną miłością.
Wzięła prysznic, ubrała się i wyszła z pokoju. Mieszkanie wydawało się puste,
więc pomyślała, że Mark już wyszedł, ale w chwilę potem usłyszała szmer jego głosu za
zamkniętymi drzwiami gabinetu.
Kończyła właśnie śniadanie, kiedy stanął w progu ze ściągniętymi brwiami i ziry-
towanÄ… minÄ….
Zły znak, pomyślała z nagłą obawą. Może nie tylko ona miała wątpliwości co do
ich nowej umowy? Może bezpieczniej będzie odejść, zanim zostanie wyrzucona?
R
L
T
- Jeżeli zmieniłeś zdanie co do mojego pozostania tutaj, zrozumiem.
- Co takiego? - Najwyrazniej dopiero teraz ją zauważył. - Ależ nie. Myślałem o
czymÅ› innym.
Nalał sobie kawy i oparł się o blat. Miał na sobie dżinsy i białą, rozpiętą od szyją
koszulę z zawiniętymi rękawami.
- Nie zamierzałem prosić cię o nic tak szybko - powiedział - ale będę potrzebował
przysługi, o której wspomniałem wczoraj. Moja macocha koniecznie chce złożyć mi wi-
zytÄ™.
- Chcesz, żebym przygotowała lunch?
- Nie. Chcę żebyś tu była. Twierdzi, że przychodzi w interesach, więc będę potrze-
bował wsparcia.
- Co masz na myśli? - zapytała z wahaniem.
- Tylko to, że wolałbym nie zostawać z nią sam na sam - powiedział szczerze.
- Och. - Nagle ją oświeciło. - Czyli to... - przerwała i zarumieniła się w poczuciu
winy.
- To właśnie chciała ci powiedzieć Penny, kiedy wam przerwałem. - Uśmiechnął
się z rezygnacją. - Czy są jakieś szczegóły mojego życia, których moja droga kuzynka
nie zdążyła ci wyjawić? Opowiedziała ci może o moich dolegliwościach w dzieciństwie i
o tym, jak zaraziła mnie ospą wietrzną, kiedy miałem trzynaście lat?
- Nie... - Tallie też się uśmiechnęła. - Pewnie zachowała to na kolejne spotkanie.
Włożyła używane naczynia do zmywarki.
- Co mam robić?
- Chciałbym, żebyś udawała moją dziewczynę i żeby było jasne, że dzielimy dużo
więcej niż tylko przestrzeń życiową.
- Ale... chyba powinieneś poprosić panią Randall... - powiedziała z wahaniem.
- Absolutnie nie - odparł. - Nie zamierzam jej wysyłać żadnych mylących sygna-
łów. A ponieważ nas dwoje łączy tylko świeżo zawarty rozejm, jesteś do tej roli idealna.
To co, zrobisz to dla mnie?
- Ja... nie wiem. - Zerknęła na swoje znoszone dżinsy i koszulkę. - Trudno mnie
wziąć za czyjąś kochankę, a zwłaszcza twoją.
R
L
T
- Z tym damy sobie radÄ™.
- Nie jestem zbyt dobrÄ… aktorkÄ….
- Wyobraz to sobie jako scenę z twojej książki - zaproponował, a Tallie przygryzła
wargÄ™.
- Dobrze - zdecydowała szybko. - Postaram się. Kiedy przyjdzie?
- Póznym rankiem, tak mi powiedziała. - Skrzywił się. - A skoro czegoś chce, to
może się nawet nie spózni.
Uśmiechnęła się blado.
- W takim razie zdążę jeszcze trochę popracować.
Ale w godzinę pózniej wcale nie była zadowolona ze swoich osiągnięć. Pomimo
licznych bohaterskich czynów William wciąż był jakiś obcy. Może stałby się bardziej
ludzki i cieplejszy, gdyby Mariana wróciła do jego życia? Zapewne im prędzej, tym le-
piej. Niechętnie zapamiętywała w komputerze wykonaną pracę, kiedy rozległo się puka-
nie do drzwi.
- ProszÄ™.
Zerwała się na równe nogi. Może Weronika pojawiła się przed czasem?
Ale w progu stał tylko Mark.
- Coś ci przyniosłem. - Położył na łóżku paczki z logo dobrze znanego magazynu
mody. - Mam nadzieję, że będzie pasować. Nie znam twojego rozmiaru i brałem na oko.
W pierwszej paczce była prosta kremowa spódniczka i jedwabny top koloru dojrza-
łego kasztana. W drugiej para kremowych sandałków na wysokim obcasie.
- Kupiłeś je... dla mnie? - spytała, kiedy w końcu zdołała wydobyć z siebie głos.
- Tak. Włóż je i spróbuj się przyzwyczaić.
- Za te pieniądze mogłabym przeżyć miesiąc...
- Proszę, nie rób zamieszania. Sama przyznałaś, że nie masz odpowiedniego stroju
na uroczyste okazje. Teraz już masz. Możesz to włożyć na spotkanie z twoim wydawcą.
Dostaniesz lepszą umowę, jak zobaczą, że nie jesteś w sytuacji podbramkowej. I rozpuść
włosy.
- Jeszcze jakieś instrukcje? - spytała ironicznie.
R
L
T
- Nie w tej chwili, ale to się może zmienić. - Zerknął na zegarek. - Nastawię kawę,
a ty się ubierz. Nie mamy dużo czasu.
Był już przy drzwiach, kiedy coś przyszło jej do głowy.
- Nie myślisz, że Kit mógł jej o mnie powiedzieć? %7łe może pamiętać moje imię?
- Raczej nie. A jeżeli nawet, twoja tożsamość była dla niej kompletnie nieważna.
- Super - powiedziała z udawanym entuzjazmem. - Czyli wszystko w porządku.
- Nie - odparł łagodniej. - Ale damy sobie radę. Nowe rzeczy okazały się dobrane
wprost idealnie.
A w sandałkach jej i tak szczupłe nogi wydawały się jeszcze smuklejsze.
Zastanawiała się, co powie Mark na jej widok, ale on ledwie na nią zerknął i tylko
energicznie kiwnął głową. Niemal w tej samej chwili zabrzmiał przy wejściu dzwonek
anonsujący gościa.
- Mam otworzyć? - spytała z obawą.
- Zrobimy to razem - odparł. - Rozluznij się - dodał. - I nie staraj się robić dobrego
wrażenia.
W progu stanęła wysoka, uderzająco atrakcyjna blondynka, uczesana w nieskazi-
telny kok. Miała doskonałą cerę, krótki prosty nos i ogromne niebieskie oczy lalki, osło-
nięte długimi zakręconymi rzęsami, hojnie potraktowanymi tuszem. Szczupłą sylwetkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]