[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tak naprawdę nie wiem, czy potrzebowałem jakichś usprawiedliwień. I tak
kilka dni rozważań natury moralnej było wszystkim, na co mogłem się zdobyć.
Załatwiłem te problemy, upchnąłem je gdzieś w kąt umysłu i miałem spokój 
nie pojawiły się ponownie.
Może kiedyś to zrobię, nie wiem. . .
Wtedy będę się tym martwił.
169
* * *
Nie wiem, ile czasu stałem i gapiłem się w morze. Może z godzinę, może
mniej. W końcu Morrolan i Aliera dołączyli do mnie. I we trójkę gapiliśmy się
w fale. Na szczęście znacznie krócej: może z kwadrans. Za nami były Zcieżki
Umarłych i Przedsionek Sądu. Z prawej, poza Wielkim Kołem Cyklu, mroczna
puszcza, przez którą prowadziła droga do świata żywych.
W końcu Aliera powiedziała:
 Nie odejdÄ™ bez Morrolana.
Na co tenże odparł:
 Jesteś głupia.
 A ty durny, że przyszedłeś tu, wiedząc, że nie zdołasz stąd wyjść żywy.
Nie mogłem powstrzymać się od komentarza:
 Znam jeszcze co najmniej jednego durnia w tym gronie, Loiosh.
 Jeszcze dwóch, szefie.
Miło, że nikt poza nim tego nie słyszał.
 Być może  odpalił Morrolan.  Ale to jeszcze nie powód, by marnować
cały nasz wysiłek.
 Powód nie, ale potrzeba tak. I postąpię tak, jak zdecydowałam.
 Absurdem jest zabijać się tylko dlatego. . .
 Ale tak właśnie zrobię. Nikt nie będzie poświęcał swego życia dla mnie.
Oboje stÄ…d odejdziemy albo oboje tu pozostaniemy.
Potrząsnąłem głową  dyskusja przypominała rozmowę o koronkach z głu-
pim, który twierdził, że to same dziury. Morrolan powinien wiedzieć, że od współ-
ziomków nie należy spodziewać się zbyt wiele logiki, a od lady z Domu Smoka
w ogóle nie należy oczekiwać zdrowego rozsądku. Ale czego można wymagać od
lorda z Domu Smoka?
Aliera przypomniała sobie o moim istnieniu:
 Wracaj, Vlad. Dziękuję ci za wszystko, ale twoje zadanie dobiegło końca.
Tak, Morrolan był Dragaerianinem z Domu Smoka. Był też nadęty i łatwo się
obrażał, więc tym bardziej nie rozumiałem, dlaczego nie chcę go tu zostawić. Bo
sam nie zamierzałem tu zostać  byłby to pusty gest.
Oboje spoglądali na mnie, a ja myślałem intensywnie. I bez efektu.
 Wracaj, Vlad  powiedział cicho Morrolan.
Nie ruszyłem się.
 Co jest?  zaniepokoił się Loiosh.  Słyszałeś, no nie? Wynośmy się stąd,
szefie!
Chciałem wrócić i znalezć się w normalnym świecie. Ale odejść i pożegnać się
z Morrolanem po to, by go tu zostawić na zawsze. . . jakoś nie było to właściwe.
170
Z drugiej strony ciągnęło mnie do normalnego życia i do normalnych zajęć. Ot,
pochodzić po swoim terenie, napić się czegoś  choćby brandy z Kiera.
Kiera. . . Zaraz! To mogło być to!
Gdyby tylko istniał sposób. . .
A może by tak czary?!
Spojrzałem na Morrolana i Alierę.
 To szaleństwo, szefie!
 Wiem. Ale to jedyny sposób.
 Nawet nie wiemy, czy jesteśmy w tym samym świecie co. . . 
 To może nie mieć znaczenia.
 A jeśli ma?
 To się przekonamy na własnej skórze.
 Wiesz, ile to cię będzie kosztować?
 Wiem. Będą musieli mnie nieść".
 Jak się nie uda, nie będą w stanie.
 Jak się nie uda, nie będą mieli kogo.
Loiosh zamilkł, zdając sobie sprawę, że mnie nie przekona.
A ja włożyłem do ust ostatni liść kelschu.
Aliera przyglądająca mi się uważnie spytała:
 O co chodzi, Vlad?
 O pomysł, jak wydostać stąd Morrolana. Poniesiecie mnie w drodze po-
wrotnej, jeżeli okaże się, że nie jestem w stanie iść o własnych siłach?
 Co chcesz zrobić?  spytał Morrolan.
 Użyć czarów.
 Jak. . . ?
 Zamierzam stworzyć nowy czar. Nie jestem pewien, czy mi się uda.
 Jestem czarnoksiężnikiem. Mogę ci pomóc?
Zawahałem się, przeanalizowałem wszystko i odparłem:
 Nie. %7łuję ostatni liść kelschu, żeby mieć dość sił na rzucenie czaru. Jeśli
mi pomożesz, osłabniesz, a wtedy kto nas obu stąd wyniesie?
 Fakt. Co ten czar ma spowodować?
Oblizałem wargi i zdałem sobie sprawę, że nie chcę mu powiedzieć.
 Dlaczego nie chcesz, szefie?  zaciekawił się Loiosh.
 Bo mi powie, że tego się nie da zrobić.
 A siÄ™ da?
 Zobaczymy.
 Dlaczego?
 Zawsze chciałem sprawdzić, jaki ze mnie czarnoksiężnik, teraz mam okazję.
 Szefie, mówię poważnie. Jeżeli się przyłożysz, a czar nie wyjdzie, to. . . 
 To mnie zabije. Wiem, Loiosh.
171
 A jeśli nie, to i tak energia, którą będziesz musiał włożyć w działanie czaru,
tak cię osłabi, że nie zdołasz pozostać przytomny i zaśniesz, a to. . . 
 Loiosh, bądz tak miły i zamknij się.
Głośno zaś powiedziałem:
 Nie mam czasu na dokładne tłumaczenia. Czekajcie tu, a ja poszukam od-
powiedniego miejsca. Prawdopodobnie gdzieś w pobliżu Wielkiego Kręgu. Nie
chcę, żeby któreś z was kręciło się w pobliżu i rozpraszało mnie. Jeżeli się uda,
znajdę was, jak skończę.
 A jak siÄ™ nie uda?
 To sami mnie znajdziecie.
* * *
Przekupienie Treffy sporo mnie kosztowało, podobnie jak kupienie blokady
wygłuszającej od adeptki Lewej Ręki. Wolałem załatwiać sprawę bezpośrednio
z niÄ…, a nie przez Platfusa. Sam nie wiem dlaczego  skoro to on mnie wynajÄ…Å‚,
nie mógł po  robocie mnie wydać, bo oznaczało to, że zanim go zabiję, może
umrzeć z głodu: nikt nie zechciałby ani dlań pracować, ani go zatrudnić. Z drugiej
strony po użyciu broni Morgantich sprawa stawała się głośna i gdyby mógł się
mnie pozbyć bez wzbudzania podejrzeń, na przykład przy pomocy teleportu, który
się nie uda, mogłoby go to skusić. Wolałem nie ryzykować.
Wydatki miałem więc spore, ale i tak znacznie więcej mi zostało. Zdecydo-
wałem się tym razem nie przepuścić pieniędzy, żeby wystawnym trybem życia
nie zwrócić na siebie uwagi. Z tego samego powodu nie wyjechałem z miasta.
Zabójstwo wywołało spory rozgłos i zrobiłem się z tego powodu nieco nerwowy.
Zupełnie niepotrzebnie. Z tego co mi wiadomo nikt nie odkrył, że to moje rę-
kodzieło, ale i tak znalezli się tacy, którzy zdawali się wiedzieć, choć nie powinni.
Jednym z nich był Welok. Parę tygodni pózniej zaproponował mi, żebym pracował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl