[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawda, ale trochę trudno rezygnować z okazji. - Na pewno
wyjdzie taniej i będzie szybciej. Ja potrzebowałabym dużo
czasu.
- Jak to, taniej? Mówi pani, że niedrogo bierze.
- Dopiero rozkręcam interes i muszę zapracować na
markę, żeby chętnie dawano mi zlecenia. Gdy już będę
194
znana jako solidny fachowiec, zacznę się bardziej cenić.
Mało prawdopodobne, by do tego doszło.
Podliczenie S
wydatków bardzo ją zniechęciło. Koszt transportu,
pracy własnej oraz silnego pomocnika do najcięższych
robót był zbyt wysoki.
- Kiedy będzie wiadomo, że jest pani tania, nikt nie
zgodzi się na wyższą stawkę - logicznie zauważył Dominie.
- Takie rzeczy szybko rozchodzą się po okolicy. Będzie
pani zmuszona nadal brać minimum, a życzliwi" agenci
będą zdzierać z klientów najwyższą stawkę. Trzeba się
cenić, jeśli człowiek chce, żeby inni traktowali go
poważnie.
- A pan jest wyjÄ…tkiem?
- W tym wypadku ani czas, ani koszty nie są ważne.
Potrzebny mi ktoÅ› z sercem ogrodnika.
- Kto mówi, że mam takie serce?
Dominic nie odpowiedział, ale jego milczenie było
wymowne. Kay zrozumiała, że okazała serce ogrodnika",
gdy zlitowała się nad umęczoną brzoskwinią.
- Przecież zamierza pan sprzedać dom - rzekła dość
pewnym głosem, choć wewnątrz drżała.
- Nie pali siÄ™.
Oboje kierowali siÄ™ niejednoznacznymi motywami.
Kay nie była pewna, czy jest zupełnie szczera, czy jedynie
zawodzą ją nerwy. Czyżby bała się pracy,
odpowiedzialności i zleceniodawcy?
- Skończmy ten temat.
To zdanie było szczere.
- Obiecuję, że nie będzie powtórki dzisiejszego
incydentu - rzekł Dominic oschle. - Jeśli to panią dręczy.
- Nie.
195
Jednak na wspomnienie pocałunków zrobiła się
purpurowa. Oboje ze wstydem wspominali pierwsze
spotkanie.
Kay nie wątpiła w szczerość zapewnień sąsiada, bo
przecież wiedziała, że nadal kocha zmarłą żonę.
Dla obu stron będzie lepiej, jeżeli ogród uporządkuje
mężczyzna, którego zwalista sylwetka nie będzie
przywodziła na myśl smukłej kobiety.
- Zapomnijmy o tym, co zaszło. Ja już nie pamiętam.
- Mimo to czuła zdradzieckie rumieńce wypełzające
ponownie na policzki. - %7łeby doprowadzić ogród do
dawnej świetności, potrzebowałabym co najmniej kwartału,
bo nie mam za dużo wolnego czasu, a roboty jest tam
mnóstwo.
Jestem zatrudniona na pół etatu w sklepie i u paru
stałych klientów.
- Huk roboty - wycedził Dominic przez zaciśnięte
zęby. - Czyli daje mi pani do zrozumienia, że nie chce
pomóc?
- Ja tylko mówię, że chyba nie jestem najlepszą
osobÄ… do tej pracy.
- Dziwny sposób rozkręcania interesu.
- Może dziwny, ale uczciwy. Naprawdę uważam, że
powinien pan dokładnie przemyśleć sprawę.
- Już przemyślałem. Sara spędziła mnóstwo czasu i
wysiłku, planując, sadząc, pieląc... - Zamilkł, i przez
moment zdawał się przebywać gdzieś bardzo daleko. - Nie
chcę, żeby unicestwiono ogród. Jeśli będzie wyglądał jak
dawniej, może nowi właściciele nie będą mieli pokusy, by
go zniszczyć i posadzić inne rośliny.
Kay pomyślała, że widocznie chce on, aby ogród był
pomnikiem ku czci zmarłej.
196
Dobrze to czy zle? Będą kłopoty czy nie? Nawet
jeśli tak, to czy powinna się przejmować?
197
ROZDZIAA CZWARTY
Dominic widocznie odczytał jej myśli.
- Nie mogę... nie pokażę nikomu tak zapuszczonego
ogrodu - rzekł pośpiesznie.
- Będzie pan miał trudności ze sprzedaniem domu,
jeżeli nie pozwoli ewentualnym nabywcom oglądać całej
posesji.
- Jutro zadzwonię do pośrednika i wycofam się do
czasu uporządkowania ogrodu. Jak długo to potrwa, zależy
tylko od pani.
- Zaraz, zaraz! Nie...
- Ile godzin tygodniowo mogłaby pani dla mnie
przeznaczyć?
Kay uświadomiła sobie, że sąsiad nie przyjmie
odmowy. Dodało jej to otuchy, ale postanowiła wysunąć
jeszcze jeden argument, aby uzmysłowić mu, że zadanie
jest prawie niewykonalne.
- Góra dziesięć. Od rana już jestem zajęta, więc w
grę wchodzą tylko popołudnia. Po dwie godziny, pięć razy
w tygodniu.
- Tylko dwie godziny? I to się nazywa popołudnie
pracy? Nie przemęcza się pani.
198
- A pan, jak na człowieka, który koniecznie chce
mnie zatrudnić, nie wysila się na uprzejmość. Kończę
każdą pracę o wpół do czwartej, bo Polly wraca ze szkoły.
Godziny nie podlegajÄ… negocjacjom.
Bała się, że straci z trudem wypracowany spokój.
Podejrzane gorąco rozeszło się w całym ciele, krew
szumiała w uszach. Kay nie pojmowała, dlaczego jej puls
jest inny niż zwykle. Niewskazane!
- Panie Ravenscar - zaczęła oficjalnie. - Tylko tyle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]