[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prowadzone z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, po usłyszeniu adresu recepcjonistka
nagle" i szczęśliwym trafem" znalazła im wolny termin. Doktor Lambert był gotów
ich przyjąć już następnego dnia.
- Nie powinni mieć kłopotu z wynajęciem tego apartamentu - zwróciła się Mac
do Cade'a.
- Nie byłbym tego taki pewny.
Mac cofnęła się z patio i spojrzała na Cade'a, unosząc brwi w niemym pytaniu.
- Niektórym może się nie podobać, że leży zbyt blisko linii kolejowej. - Jak na
potwierdzenie jego słów, w pobliżu przejechał pociąg osobowy. I choć jego skład był
- 87 -
S
R
znacznie krótszy niż w przypadku pociągów towarowych, nie sposób było przeoczyć
hałasu i lekkich drgań, towarzyszących jego przejazdowi.
- Wiesz co, chyba masz rację - przyznała Mac.
Cade zamyślił się. W końcu dla niego taka sytuacja to chleb codzienny. Za to
mu płacono. Mac była amatorką i najgorsze, co ją kiedykolwiek mogło spotkać, to że
jakiś pacjent ugryzie ją w rękę. Patrząc, jak McKayla na oślep rzuca się w tę aferę,
uświadomił sobie, że chyba nie zdaje sobie sprawy z ewentualnych konsekwencji.
- Gdybyś chciała zmienić zdanie, jeszcze nie jest za pózno - odezwał się.
Zobaczył w jej oczach zdumienie, ale mówił dalej: - Jeśli raz przekroczysz próg, nie
będzie już odwrotu.
Lambert cię jeszcze nie widział. Możemy więc poprosić Redhawka, żeby nam
kogoś przysłał.
- Nie, wykluczone - powiedziała z naciskiem. - Ja nie lubię stać z boku, Cade.
Nie potrafię. Sam to zresztą zauważyłeś - przypomniała mu.
Był tego w pełni świadomy. Nie wiedział za to nic o niej samej ponad to, co mu
zechciała opowiedzieć.
- Tak - przyznał. - W porządku. Jeżeli jesteś zdecydowana, całym sercem cię
popieram. A teraz musisz zjeść kolację, a potem opowiesz mi swoje życie.
Spojrzała na niego lekko zmieszana.
- Nie wystarczy sama kolacja?
- Jeżeli nasz plan ma się powieść, musimy wiedzieć o sobie znacznie więcej,
niż wiemy. Przecież nie wystarczy, że znamy własne imiona i nazwiska, skoro mamy
udawać małżeństwo.
- 88 -
S
R
ROZDZIAA 9
Jeżeli chciałeś się czegoś o mnie dowiedzieć, trzeba było po prostu zapytać. -
Uśmiech Mac sięgnął jej oczu.
Cade zatracił się na moment w tych oczach, zaintrygowany dostrzeżoną w nich
iskierką humoru. Kiedy przynieśli im zamówioną pizzę, zaczął od prostych pytań. Te
trudniejsze, na przykład, dlaczego nie wyszła dotąd za mąż, miały przyjść pózniej.
- Przepraszam, jeżeli przy okazji wymknie mi się pytanie o coś, o co właściwie
nie powinienem pytać, a co mnie osobiście interesuje.
Nie spodziewała się po nim takiej szczerości. Jednocześnie świadomość, że się
nią interesuje, sprawiła jej dziwną przyjemność.
Może lepiej jednak nie pytać, czemu nie wyszła za mąż? - pomyślał. W końcu
to jej prywatna sprawa.
- Czemu nie wyszłaś za mąż? - zapytał jednak.
- Po co mamy o tym rozmawiać? Przecież będę udawać mężatkę. Dla twojej
informacji - to moja prywatna sprawa - powiedziała surowo, ale jej oczy się śmiały.
Cade zrobił taką strapioną minę, jakby nie wiedział, co ze sobą począć. A przecież
chciała się z nim tylko podroczyć. - Prawdziwym powodem, dla którego nie wyszłam
za mąż, był brak czasu.
Pomyślał o Elaine. Kiedy ją po raz pierwszy spotkał, od razu wiedział, że to coś
niezwykłego, jakieś oczarowanie.
Podobnych uczuć doznawał w stosunku do McKayli. Nagle uderzyło go to
porównanie między dwiema kobietami.
- Czasami nie trzeba nawet o tym myśleć - powiedział cicho. - To może przyjść
samo z siebie.
Coś w jego tonie sprawiło, że Mac wewnętrznie zadrżała. Odwróciła wzrok i
skupiła się na niedojedzonym kawałku pizzy, żeby ukryć zażenowanie.
- Musiałam być zajęta, kiedy to się zdarzyło.
Cade doszedł do wniosku, że sprawa musi być znacznie bardziej złożona. Ale i
tak pewne fragmenty zaczynały już się układać w logiczną całość.
- 89 -
S
R
- Zajęta opieką nad całą rodziną? Zgromiła go wzrokiem.
- Ja się nimi nie opiekuję... to znaczy, tak się jakoś samo ułożyło...
- Nie bez twojej wydatnej pomocy - zauważył z uśmiechem, nakładając sobie
trzeci kawałek.
Mac odłożyła widelec. Nerwy miała napięte jak struny. Gotowa była wszcząć
sprzeczkę, byle znalezć ujście dla emocji, które nią targały. Uwaga Cade'a posłużyła
jej za pretekst.
Zmrużyła oczy.
- Co sugerujesz? %7łe mam się niczym nie przejmować? Mam pójść sobie do
domu i czekać na twój telefon... - Zbyt pózno dotarł do niej podwójny sens tych słów.
Mężczyzni, których znała, skłonni byli przychylić się do tej niewłaściwej interpretacji.
- Z nowymi informacjami w sprawie porwania - dorzuciła szybko.
- Nie, nie to chciałem powiedzieć. Miałem na myśli członków twojej rodziny. -
Cade był przekonany, że choć istniała wśród nich pewna hierarchia na pokaz, z ojcem
na czele, tak naprawdę zródłem siły była Mac. I być może zaczynała już być tym
zmęczona. - Pomyślałem sobie, że gdybyś zajęła się teraz własnym życiem, oni
musieliby sami zadbać o swoje sprawy.
- To dobre w teorii - prychnęła Mac. - Nie mam ochoty stosować tego w
praktyce.
- Boisz się, że mogłoby się okazać, że jednak potrafią stać o własnych siłach
bez twojej pomocy?
Nie. Słowo to samo cisnęło jej się na usta, ale ugryzła się w język. Po krótkim
zastanowieniu doszła do wniosku, że gdzieś, w głębi duszy, rzeczywiście obawiała się,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]