[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cameron walczył ze sobą długą chwilę. To komplet-
ne szaleństwo. Nie interesuje go w tej chwili związek,
zwłaszcza z kimś, kto zapewne ucieknie do miasta przed
S
R
upływem miesiąca. Miał już za sobą podobne doświad-
czenie. Przez Wiele miesięcy przeżywał decyzję Lenore,
i nie chciał po raz drugi popełniać tego samego błędu.
Powinien odsunąć się od Holly i pozostawić wyobra-
zni smak jej ust i ciepło ramion, ale było coś takiego
w jej lekko uniesionej twarzy, rozrzuconych na nosie
piegach, co zupełnie pozbawiło go samokontroli. Po-
chylił głowę, zamknął oczy i poczuł niewyrażalną
wprost miękkość jej warg. Holly westchnęła. Całowała
się wiele razy i nie pamiętała wszystkich pocałunków,
ale jednego była pewna: nikt nie całował tak jak Came-
ron. Jego wargi były absolutnie zniewalające.
Czuła jego dłonie na biodrach, kiedy przycisnął ją do
siebie. Jej reakcja była tak niepohamowana, że Holly
wpadła w panikę. Julian był metodycznym kochankiem,
doświadczyła przyjemności w jego ramionach, ale jego
doskonały podręcznikowy repertuar nigdy nie wyzwolił
w niej takiego pożądania. Cameron przesunął dłonie
wyżej. Całował ją namiętniej, już nie tak delikatnie jak
wcześniej, jakby się w niej zatracił. Ona zaś objęła go
w pasie i z odwagą, o jaką się nie podejrzewała, prze-
sunęła dłoń niżej.
W tym samym momencie Cameron oderwał do niej
wargi.
- To nie jest dobry pomysł.
- Masz kogoÅ›?
- Nie.
- Więc? - Holly była zła, że nie panuje nad sobą.
- Nadal czujesz coś do swojej byłej narzeczonej?
- Nie - odparł po namyśle.
- Rozumiem.
- Wiem, że to zabrzmi dziwnie, faceci w moim
S
R
wieku tak nie mówią, ale mnie nie interesuje przelotny
romans. Ja chcę czegoś więcej - oznajmił. - Chcę
założyć rodzinę i mieć dzieci, wychować je tak, żeby
doceniły prawdziwą wartość życia. Ale muszę znalezć
kobietę, która myśli podobnie.
Holly znalazła ratunek w złości.
- Uważasz, że jestem aż tak zdesperowana, że po-
szłabym z tobą do łóżka? - Cameron lekko uniósł brwi,
słysząc jej jadowity ton, ale Holly ciągnęła niezrażona:
- No więc powiem ci, że nie przyjechałam tutaj szukać
męża ani kochanka. Nawet cię nie lubię. Uosabiasz
wszystkie te cechy, których nie znoszę u mężczyzny.
Jesteś niechlujny i nieokrzesany, i zatrzymałeś się
w rozwoju przed wiekiem dojrzewania.
- No cóż, skoro już oceniamy swoje charaktery,
pozwól, że powiem ci coś o twoim - odparł z niebez-
piecznym błyskiem w oku.
- Nie mogę się już doczekać.
- No więc moim zdaniem kompletnie nie nadajesz
się do tej pracy - rzekł. - Brak ci doświadczenia i pew-
ności siebie. Nie jesteś osobą, jakiej oczekiwałem. Pro-
wadziłem tę przychodnię przez wiele miesięcy sam,
a kiedy mi w końcu kogoś przysłali, okazało się, że
jest to młoda kobieta, którą bardziej obchodzi jej fryzu-
ra niż pacjenci.
- To nieprawda! - powiedziała Holly, nieświadomie
odgarniając z twarzy kosmyk włosów. -Nie masz prawa
tak mówić. Mam za sobą dopiero jeden dzień pracy. Jak
możesz oceniać moje umiejętności na tej podstawie?
Objął ją spojrzeniem, zatrzymując wzrok nieco dłu-
żej na zabandażowanym kolanie.
- Wierz mi, niejedno już widziałem. A teraz powin-
S
R
naś położyć tę nogę wyżej. Przez dwa dni nie wolno ci
jezdzić samochodem. Jutro rano cię podwiozę.
- Nie musisz, sama sobie coÅ› zorganizujÄ™.
- Jak sobie życzysz, ale uprzedzam, że do przycho-
dni wcale nie jest blisko.
Holly odprowadzała go wzrokiem, kiedy wychodził
z kuchni. Gdy usłyszała, jak zamykają się za nim drzwi,
odetchnęła.
- Jeszcze ci pokażę - mruknęła, kuśtykając po kule.
Wsadziła je pod ramiona, ale po trzech krokach od-
rzuciła je znowu na bok i usiadła przed laptopem.
-Nawet jeśli będę zmuszona czołgać się na brzuchu, to
ja ci jeszcze pokażę, McCarrick.
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
- Wcześnie przyszłaś - zauważyła Karen nazajutrz
rano, gdy Holly pojawiła się w przychodni. - Sądziłam,
że po wczorajszych wydarzeniach raczej się trochę
spóznisz. Jak kolano?
- Dobrze, nie muszę chodzić o kulach - odparła
Holly. Cały wieczór spędziła przy komputerze, surfując
po Internecie i dokształcając się na temat choroby
Wilsona. Starała się nie myśleć o pocałunku Camerona.
- Słyszałaś może, jak się czuje Belinda? - zapytała.
- Ma niegrozne złamanie czaszki. Jeszcze nie odzys-
kała w pełni przytomności, ale rokowania są pomyślne.
- To dobrze - odparła Holly. - Tak bardzo było mi
żal jej matki.
- Uhm, biedna Sandra nie ma łatwo. - Karen sięgnęła
po wyniki leżące na biurku. - To przyszło z samego rana.
- Dziękuję. - Przejrzała wyniki, marszcząc czoło.
- Napijesz się herbaty? Właśnie zaparzyłam - za-
proponowała Karen.
- Chętnie, dziękuję. - Holly podniosła wzrok. - Mo-
żesz mi podać kartę Maynarda? Chciałabym coś spraw-
dzić.
Karen podeszła do kartoteki, wyjęła kartę i podała ją
Holly, zaciskajÄ…c wargi z dezaprobatÄ….
- Mam nadzieję, że nie będzie zbyt często bywał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]