[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do domu. Chłopiec oznajmił mu, że go panna Viola do siebie na chwilę prosiła godzina jednak
była już, gdy artystka musiała być w teatrze, a po jej powrocie do domu odwiedziny zbyt by się
spózniły. Nie poszedł tego dnia Sylwan, aż dopiero nazajutrz rano.
Viola kaszlała tego dnia więcej niż kiedy, wczorajsza rola długa, wymagająca wiele uczucia,
znużyła ją mocno. W nocy miała trochę gorączki, wstała blada, osłabiona, czując się zle, i wody
pić nie mogła. Spocząć trudno było, bo tuż nadchodził benefis dyrektora i owa rola Julii, do
której tyle potrzebowała nauki i przyborów. Oboje Pawłowie, widząc ją tak słabą, dobierali
środków, by orzezwić biedną i ulżyć jej w czymkolwiek. Nic to jednak nie pomagało; Viola
siedziała odrętwiona, a może oczekiwanie próżne na Sylwana, którego się spodziewała
wieczorem, nie widziała w teatrze przyczyniło się do tego smutku i osłabienia.
Gdy po chodzie w pierwszym pokoju i po głosie poznała go z rana, rumieniec jej wystąpił na
twarz, porwała się z kanapki i wybiegła naprzeciw, tak nagle orzezwiona, jakby w nią nowe życie
wstąpiło.
Sylwan w jej twarzy spostrzegł jednak ślady niezdrowia i zmęczenia.
Co to pani jest? spytał troskliwie.
Tak, było mi niedobrze odparła, uśmiechając się ale gdym pana posłyszała, wszystko
mi odeszło. Tak rada jestem, że go widzę&
A ja wczoraj przyjść nie mogłem odezwał się Sylwan, którego ten pełen rzewności głos,
przerwany kaszlem, poruszył dano mi znać pózno, a potem chybabym po teatrze mógł
służyć& godzina była niewłaściwa.
A! dlaczegoż? cicho szepnęła, rumieniąc się, Viola pana bym była przyjęła o każdej
godzinie.
Naiwne te wyrazy, wzrok i pomięszanie Violi aż nadto mówiły. Sylwan, widząc to
przywiązanie do siebie, które przyjaznią tylko braterską mógł odpłacić, czuł się jakby winnym, iż
wzrość uczuciu dozwolił, choć go niczym nie podbudzał. Przed oczyma teraz miał obowiązek
odjąć jej wszelką nadzieję, nie dopuścić, aby się łudziła. Lecz jak to było dokonać?
Z bolem w sercu siadł przy niej na kanapie, rozpytując o zdrowie.
Już mi teraz nic nie jest rzekła wczoraj było niezmiernie wiele do roboty, a rola,
którą grałam, tak ciężka, tak bolesna& a ja się wcielam tak w każdą, że z nią odcierpieć muszę
wszystek ból, jaki w nią wlał poeta& Wróciwszy do domu, musiałyśmy do pierwszej w nocy
szyć z Pawłową. Powinnam była do tego przywyknąć, bom od dzieciństwa, ledwie igłę mogąc
utrzymać w ręku, po całych nocach ślepiła, a ileż się ich nie spało, płacząc i głodno&
Zamilkła. Sylwan zwrócił rozmowę. Opowiedziała mu przygody swojego życia, począł on ze
swoich się spowiadać. Viola słuchała go z zajęciem gorączkowym.
Przed wami, droga pani, nie będę nic taił mówił Sylwan spokojnie nawet tego, co się
zwykle na dnie serca trzyma zakryte od ludzkich oczów&
I począł jej opisywać młodość spędzoną na wsi, dziecinne z Hanną zabawy, dziecięcą, potem
młodzieńczą dla Hanny miłość.
Twarz biednej dziewczyny z wolna zaczęła się marmurową oblewać bladością, usta drżeć i
sinieć, oczy łzami zachodzić poczęły, wstrzymała oddech, zasłuchana, przelękła.
Sylwan widział wrażenie, a jednak musiał wyznania swego dokończyć, aby się z niego mogła
dowiedzieć, że tą miłość dochował do dziś dnia i że w tym sercu, nią zajętym, na nową miejsca
nie było.
Obok tej Hanny rzekł w końcu braterską miłość dla was umieszczę. Wierz mi, droga
pani, jest ona inną, ale nie jest od tamtej słabszą ani mniej trwałą, ani mniej do poświęceń zdolną.
Viola, nic nie mówiąc, schyliła się do jego ręki i nim Sylwan mógł ją cofnąć, gorące do niej
przyłożyła usta.
A! nie wyrzekaj się mnie pan, dlatego że kochasz inną, piękniejszą, idealniejszą, godniejszą
ciebie nade mnie, ty mnie nie potrzebujesz, ale ja w tobie znalazłam podporę, radę& ojcowską.
Gdyś mówił dodała było mi gorzko aż do łez, a teraz jest mi błogo nad wyraz, bo twoja dla
mnie miłość braterska jest prawdziwą, bezinteresowną, taką, w którą ja wierzyć muszę. Nie ma w
niej namiętności, więc ona trwać będzie& Tak& tak mówiła żywo trzeba było, żebyś mi to
powiedział, to mnie uspokoi, uleczy& A! ja ci się przyznać muszę& nie patrz na mnie i nie
śmiej się z biednej jam się innego spodziewała wyznania, bo moje przywiązanie dla ciebie&
jest więcej niż siostrzaną miłością&
Słowa jej w cichym łkaniu ginęły, trzymała rękę Sylwana i milczała długo. Potem spokojnie
otarła łzy i uśmiechnęła się.
Tak mi dobrze teraz! zawołała czuję się swobodniejszą. Pan mnie nie porzucisz& nie
pogardzisz mną& będziesz mi zawsze bratem.
Sylwanowi także ciężar wielki spadł z serca, czuł i on się swobodniejszym jak po
spełnieniu ciężkiego obowiązku. Znowu po chwili usiłował zagadać o czym innym, gdy Viola,
zobaczywszy na stoliku rzucony list Hermana, podała mu go z uśmiechem.
Winien to szczęście, żem go rozpieczętowała, temu, iż ręka wasza, panie Sylwanie, całkiem
do jego pisma podobną. Przeczytaj go& ciekawy bardzo& Zmiałam się nad nim i płakałam.
Sylwan w istocie począł list Hermana czytać i zadumał się nad nim; w sarkazmach i ironii
jego było wiele smutku. Przypomniał sobie, że dosyć go dawno nie widział i nie wiedział, co się
z nim dzieje.
Ze wszystkich listów, których mogłabym stworzyć zbiór dosyć ciekawy rzekła jest to
może najdziwniejszy. Gdyby on nie był takim wielkim panem, a ja tak biedną dziewczyną,
powiedziałabym, że jak ja jest nieszczęśliwy& lub& lub dodała lepszy aktor nade mnie.
Ze smutkiem pożegnali się z sobą, ale Viola poufalszą, śmielszą się czuła teraz, jakby z tego
stosunku spadły ciążące na nim kajdany.
A! rzekła, rozstając się ona tu jest, pokażcie mi tę Hannę! niech ja jej twarz zobaczę!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]