[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przynosimy to ze sobą na świat. Tylko że metody, jakie stosujemy, mogą się niekiedy wydać
niezbyt ortodoksyjne. Ja sam nie miałem możliwości kształcenia się w tym kierunku, nie
miałem też czasu, żeby zapoznać się z leczniczymi środkami, jakie Ludzie Lodu przekazują
sobie z pokolenia na pokolenie, ponieważ dopiero niedawno przybyłem do parafii
Grastensholm. Vinga jednak nauczyła się sporo od swojej matki, Elisabet, a poza tym ona
umie odczytywać etykiety i recepty na słoiczkach i szkatułkach. Ja tego nie potrafię. Gdyby
pan chciał, to przed następnym spotkaniem znajdziemy coś, co złagodzi pańskie cierpienia.
Menger uśmiechnął się smutno. W blasku świecy jego twarz była trupio blada.
- Och, gdybyście mogli uwolnić mnie od tego krzyża! Ale ja byłem już u wszystkich lekarzy,
jacy istnieją, i żaden nie robi mi najmniejszych nadziei. Spróbuję wytrwać jakoś do końca
procesu przeciwko Snivelowi, bo całe życie marzyłem, żeby go zdemaskować. Ale na nic
więcej raczej nie powinienem już liczyć.
- Gdybym mógł zaraz obejrzeć dokładniej środki lecznicze Ludzi Lodu, to chyba znalazłbym
lekarstwo jeszcze dziś - rzekł Heike. - Ja wiem, że mam odpowiednie zdolności.
- Ja też jeszcze nie zdążyłam tego przejrzeć - powiedziała Vinga. - Co prawda nie mam
żadnych tego rodzaju zdolności, ale chętnie pomogę.
- Dziękuję, wiem, że pani to zrobi - uśmiechnął się Menger. - Czy wolno mi powiedzieć, że
jesteście parą niezwykle sympatycznych młodych ludzi?
- Dziękujemy, oczywiście, że wolno panu - rozpromieniła się Vinga i Menger zapragnął
nieoczekiwanie mieć o czterdzieści lat mniej i być zdrowym.
Nagle Heike wstrzymał oddech, jakby się czemuś przysłuchiwał.
- Co się stało? - szepnęła Vinga.
- Ciii! Myślę, że nie będziemy musieli czekać z kuracją do następnego razu.
Energicznie podszedł do schowka, wyjął skarb i pochylił się nad nim.
Menger spojrzał pytająco na Vingę.
- Heike otrzymał pomoc - szepnęła.
- Pomoc?
137
- Tak. Poznaję to po jego minie. Przybyło ich tu wielu. Nasi przodkowie bardzo chcą,
żebyśmy odzyskali Grastensholm. Teraz kilkoro z nich zjawiło się na strychu. Tak, że ma pan
potężnych opiekunów, panie adwokacie. Widocznie łączą z panem spore nadzieje i chcą,
żeby pan był silny i podołał trudom walki.
Menger zacisnął wargi, poczuł się trochę niepewnie, choć na ogół nie wierzył w przesądy ani
tym bardziej w duchy.
- Widzisz ich? - zapytał Vingę.
- Nie, ale wiem, że przyszli.
- Możesz być przez chwilę cicho? - syknął Heike przez zęby.
- Oczywiście, przepraszam. Kto to przyszedł?
- Ingrid i Ulvhedin.
- Witajcie! - szepnęła Vinga ze łzami w oczach. Znała przecież Ingrid i tyle słyszała o
Ulvhedinie. - To oczywiste, że właśnie oni chcą pomóc, to oni są najbardziej zainteresowani,
byśmy odzyskali to, co do nas należy. Ciocia Ingrid była ostatnią na Grastensholm i musiała
patrzeć na upadek swojego ukochanego dworu.
Heike westchnął głęboko.
- Adwokacie Menger, czy byłby pan tak dobry, zamknął buzię tej pleciudze i trzymał, jak
długo pan zdoła?
Adwokat nie przestawał uśmiechać się sceptycznie.
- Powinien pan w to uwierzyć - przekonywała go Vinga, której nikt nie był w stanie zmusić do
milczenia. - Dziadku Ulvhedinie, proszę zrobić coś, by adwokat uwierzył!
Natychmiast mały świecznik przesunął się z jednego skraju stołu na drugi.
Menger przełknął głośno ślinę i skinął głową. Potem siedział bez słowa, pobladły, i wpatrywał
siÄ™ w Heikego.
Ten zaś stał pochylony nad środkami leczniczymi. Przyglądał im się tak, jakby ktoś mu coś
pokazywał i wyjaśniał. Od czasu do czasu brał jakąś małą szkatułkę z kory brzozowej i
odstawiał na bok. W końcu stały tam cztery różne naczynka. Resztę Heike znowu zebrał
razem i schował pod belkami.
- Dziękuję bardzo - powiedział gdzieś w przestrzeń i wrócił do stołu. - Teraz jesteśmy sami.
138
Menger tak długo wypuszczał powietrze, że nie było wątpliwości, iż musiał bardzo długo
wstrzymywać oddech. Twarz miał teraz bladozieloną, ale może to wina światła?
Heike zarządził zdecydowanie:
- Vinga, podaj mi ten mały garnek! Napełnij go do połowy wodą!
Pospiesznie zrobiła, co kazał, widocznie pod wpływem nastroju, jaki teraz panował w izbie,
bo na ogół niechętnie przyjmowała polecenia.
Woda zagrzała się szybko, bo przez cały wieczór dokładali do ognia. Potem Heike wsypał
do garnka po odrobinie zawartości trzech szkatułek. W izbie rozszedł się silny aromat
przypraw.
Szczyptę zawartości czwartej szkatułki zmieszał z olejem i włożył do garnuszka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]