[ Pobierz całość w formacie PDF ]
porozumieć w kwestii podziału majątku. Nie mieli dzieci, więc
obyło się bez tarć.
- To szaleństwo! Nigdy nie słyszałam o takim układzie.
- Jej mąż zawitał do mnie nazajutrz rano. Nazywał się
Vadim Morozow. Szary, niepozorny facet, którego nie
zauważyłabyś w tłumie - szczupły, łysiejący, metr
osiemdziesiÄ…t, twarz sympatyczna, ale nic nadzwyczajnego.
Mówił po angielsku z ciężkim akcentem, ale prawie
bezbłędnie. Tyle że ja wiedziałem już, że to niezłe ziółko.
Poprzedniego dnia Heather zaznajomiła mnie z jego
przeszłością... Poznali się rok wcześniej na przyjęciu w
Moskwie. Przedstawił się jako biznesmen, co skądinąd było
zgodne z prawdą. Zajmował się działalnością importowo-
eksportową, czyli w istocie - jak przekonała się Heather -
trudnił się przemytem: papierosy, alkohol, kradzione
samochody, drogie irańskie dywany itepe, itede... Vadim był
nadzwyczaj zaradnym człowiekiem. Jednak Heather oszalała na
jego punkcie i dowiedziawszy siÄ™ o jego ciemnych interesach,
przyjęła je bez mrugnięcia okiem.
- Nie przeszkadzało jej, że facet jest przemytnikiem?
- Pamiętaj, że ona zawsze miała słabość do niegrzecznych
chłopców. Jego urok osobisty rozproszył wszelkie wątpliwości
czy obawy, jakie mogła wobec niego żywić. Powiedziała mi, że
po miesiącu zadurzyła się w nim bez pamięci.
Beatrice, kręcąc głową, zrobiła kwaśną minę. Wszystko to
brzmiało dziwnie znajomo - podobnie wyglądał jej związek z
mężem, tylko że ona ulegała jego czarowi nieco dłużej.
- Na początku Vadim grał z nią w otwarte karty: oznajmił,
że chce przeprowadzić się do Ameryki, gdzie wielu jego
ziomków doskonale sobie radziło. Ucieszyła się: nie zamierzała
zostać w Rosji, więc jeśli się między nimi ułoży, przed
planowanym powrotem zabierze go ze sobą. Może ją
zbałamucił, a może naprawdę byli szczęśliwi, dość że gdy
nadeszła pora wyjazdu, nie wyobrażała sobie dalszego życia w
Ameryce bez niego.
- ...i dlatego, drogi czytelniku, wyszła za niego za mąż -
dokończyła Beatrice sarkastycznym tonem. Czuła, jak
odżywają w niej wspomnienia własnego nieudanego
małżeństwa.
- Nie całkiem. Po przyjezdzie do Stanów nie od razu wzięli
ślub. Heather była zadurzona, ale nie głupia. Tymczasem
Vadim działał dyskretnie i - o ile zdołała się zorientować - zajął
się poznawaniem nowej ojczyzny. Chciał zobaczyć Amerykę,
więc latem wyruszyli w paromiesięczną podróż: Los Angeles,
Seattle, Phoenix, Nowy Jork. Heather nie podejrzewała, że w
każdym z tych miast Vadim kontaktuje się z rosyjskimi
przestępcami zamieszanymi w nielegalne interesy: narkotyki,
handel żywym towarem, sprzedaż broni. Po ślubie wziął się do
pracy.
Beatrice dotknęła ramienia Millsa i wstała od stolika.
- Zaraz wrócę. - Ruszyła w stronę toalety, choć nie
zamierzała z niej korzystać. Opowieść Millsa zerwała jej
wewnętrzną tamę i trujące emocje wypływały z niej teraz
nieodpartą falą. Większość z nich dotyczyła jej eksmęża.
Dotychczas niezle trzymała uczucia na wodzy, odsiewając na
bok małżeńskie rozterki, bóle serca, cierpkie wspomnienia i złe
doświadczenia, wyrzucając je z serca i głowy. Lecz ostatni
fragment historii Heather Cooke rozbudził w Beatrice dawną
wściekłość - na męża, na siebie, na małżeństwo, na katastrofę,
jaką okazał się ten okres jej życia. W pożegnalnym liście do
męża napisała: Gdybym jakimś cudem mogła wymazać z
pamięci każdy piksel naszego małżeństwa, zrobiłabym to bez
wahania. Nawet to, co było dobre, najwspanialsze -
wcisnęłabym klawisz «usuÅ„» .
Stała teraz w łazience i patrzyła na siebie w lustrze nad
jednÄ… z umywalek.
- FRAJERKA. Jak można być tak naiwną? - Westchnęła i
zamknęła oczy. Jej mózg natychmiast zamienił się w okrutną
cyrkową arenę, na której tabuny wspomnień
i obrazów zaczęły hałaśliwie rozpychać się i potrącać, biegnąc
na środek sceny, aby tam z niej drwić. - Wystarczy już. -
Przemyła ręce zimną wodą, upewniła się, że nie ma w oczach
łez, i wróciła do Millsa i do jego opowieści o alchemiczce
Heather Cooke.
Kiedy siadała z powrotem przy stole, jedna z myśli w jej
głowie zgłosiła się z pytaniem:
- Czy mąż Heather wiedział o alchemii?
- Nie. Nie na początku. Tak jak mówiłem, Heather nie
afiszowała się ze swoim talentem i mało kto - oprócz jej matki i
mnie - o nim wiedział. Wiesz, była jedną z tych osób, które
majÄ… wyjÄ…tkowy talent do sportu albo muzyki, ale prawie nie
grają ani nie ćwiczą, bo ich to nie interesuje.
- Mój były. Zwietnie grał w szachy, ale nudził się przy tym
jak mops.
- Tak samo było z Heather. Z różnych przyczyn nie
rozwijała swoich zdolności, jednak na pewno była mistrzynią w
dziedzinie alchemii. Jako profesor metalurgii mogła ją badać
bez wzbudzania podejrzeń, pisząc doktorat o dziejach alchemii
w Ameryce. Może nie był to najbardziej aktualny temat na
świecie, ale pozwalał jej na swobodne eksploracje i odkrywanie
odpowiedzi na nurtujÄ…ce jÄ… od lat pytania. Indagowana w tej
kwestii mówiła, że alchemia zafrapowała ją zarówno w sensie
praktycznym, jak i metaforycznym; ponieważ pracowała w
zbliżonej dziedzinie naukowej, brano to za dobrą monetę.
- Aż któregoś dnia mąż się dowiedział i nic nie było już
takie samo - wtrąciła Beatrice i natychmiast uświadomiła sobie,
że zachowała się wrednie. Stało się tak wskutek kryzysu, który
dopadł ją w łazience. Siedzi tu naburmuszona i podminowana.
Może powinna cierpieć samotnie w domu? Część jej duszy była
o pół kroku od furii - czy powinna się cofnąć, poczekać, aż
złość z niej wykipi, czy też uczynić coś, co by złagodziło jej
skutki? Czy to w ogóle możliwe? Czy można rozkazać naszym
furiom, kiedy stoją u granic, żeby wzięły parę głębokich
oddechów i wycofały się o kilka kroków?
Jednak Mills, kochany Mills, nie zareagował na jej za-
czepkę: mówił dalej, jakby nigdy nic.
- Tak, ale warto powiedzieć, JAK jej mąż się dowiedział,
bo to zupełnie inna bajka. - Wtedy urwał i przyjrzał się uważnie
Beatrice. - Dobrze się czujesz? Chcesz wracać?
- Nie, ale moglibyśmy się trochę przejść? Jestem jakaś nie
w sosie.
- Oczywiście.
Wyszli z restauracyjnego ogródka i ruszyli wolno wzdłuż
brzegu rzeki. Spuszczony ze smyczy Suchar myszkował tu i
ówdzie, obwąchując świat. Raz i drugi śmignął obok nich
rowerzysta, przebiegł samotny biegacz albo przeszedł
spacerowicz, jednak większość nabrzeża należała do nich. Po
chwili Beatrice ujęła Millsa za rękę. Spacerowali, nie
odzywając się do siebie, dopóki nie przerwała milczenia.
- OK. Już czuję się lepiej. Powiedz, jak się o niej do-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]