[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chyba ty idziesz, bo ja tu zostaję. - Czuła strach przed pozostaniem sam na sam z Simonem.
Właściwie już nawet nie bardzo wiedziała, co to za człowiek i na co go stać. - Wolałabym, żebyś już
teraz wytłumaczył, co miałeś na myśli mówiąc, że wszystko jest na jak najlepszej drodze.
- Ależ skoro cię prosi, choć być może zbyt obcesowo, to idz z nim, Mirando - powiedziała Helen Stein,
pokazując ręką drzwi. - A my tymczasem z chęcią posłuchamy dalszego ciągu relacji o ślubie księżnej
Di.
Miranda nie posiadała się ze zdumienia.
- Nie wierzę własnym uszom! A więc jak to, co tu jest ważniejsze? Cała wasza przyszłość czy długość
ślubnego welonu angielskiej księżnej? I jak w związku z tym mam teraz sobie tłumaczyć te wszystkie
wasze opowieści o miastach, gdzie nie słychać szumu fal, małżeńskich łożach, które nie mieszczą się
w ciasnych pokoikach, i psach, których arii nie zniosą nowi sąsiedzi? Czy nie jesteście ciekawi, co ma
wam do powiedzenia pan Simon Prescott?
- Ależ jesteśmy, kochanie, jesteśmy - zapewniła ją z uśmiechem pani 0'Shaughnessy. - Tyle, że
jeszcze bardziej ciekawi nas, co pan Prescott wymyślił dla ciebie. Wrócisz tu i powiesz nam, prawda?
A tymczasem dopiecze się szarlotka, którą wstawiłam do piecyka.
215
- Szarlotka - powtórzyła Miranda z wyrazem kompletnej dezorientacji na twarzy.
Dlaczego oni wszyscy się uśmiechają? - zadała sobie w myślach pytanie. Przecież nie ma to
najmniejszego sensu w sytuacji, gdy ważą się ich losy. To nie jest wieczór wigilijny, tylko twarda
rozprawa z bezwzględnym biznesem. Tymczasem wszyscy bez wyjątku sprawiają wrażenie, jakby za
chwilę mieli podejść do choinki, by sprawdzić, co przyniósł im Zwięty Mikołaj.
- Poddaję się! - powiedziała podnosząc ręce, po czym odwróciła się w stronę drzwi, gdzie już czekał
Simon. Wyraz samozadowolenia malujący się na jego twarzy bynajmniej nie poprawił jej humoru.
Wyszli z domu i po kilku minutach w zupełnym milczeniu dotarli na plażę. W oddali na horyzoncie
bielił się w słońcu potężny masyw transatlantyku. Tu i ówdzie widać było mniejsze statki i łodzie.
- Pójdziemy na południe - powiedział Simon, biorąc ją za rękę.
Wyrwała dłoń.
- Dlaczego? - Nie cierpiała, gdy ktoś jej mówił, co ma robić.
- Chcesz, żebym podał powód? W porządku. Na południowym odcinku kręci się zazwyczaj mniej
ludzi.
- Dobrze znać statystykę - stwierdziła sarkastycznie. - W takim razie pójdziemy na północ.
- Dlaczego? - powtórzył jej pytanie w niezmienionej formie, a młodzieńczy uśmiech, jaki pojawił się
na jego twarzy, niedwuznacznie zdradzał, że przekomarzałby się z nią do skończenia świata.
216
- To proste. Ponieważ na północnym odcinku kręci się zazwyczaj w i ę c e j ludzi.
Tym razem roześmiał się w głos.
- Właściwie moglibyśmy zawrzeć kompromis i udać się na wschód. Czy potrafisz chodzić po powierz-
chni wody?
Dowcipniś, pomyślała, lecz nie chcąc już dalej ciągnąć tej bezsensownej rozmowy poszła, tak jak
chciał Simon, w kierunku południowym. Jakie to zresztą miało znaczenie? Ważne było jedynie to, co
za chwilę usłyszy z jego ust, jak również to, czy potrafi pohamować łzy do momentu, aż zaszyje się w
jakimÅ› kÄ…ciku.
Ale Simon milczał. Brnął po szarożółtym piasku zatopiony w myślach. Stwierdziła, że w ciemnym
garniturze wygląda bardzo przystojnie, choć może niezbyt pasuje do otoczenia. Niewykluczone, że
pomyślał to samo, gdyż zdjął krawat, schował go do kieszeni marynarki i rozpiął dwa górne guziki
koszuli. Ten drobny retusz jeszcze mu dodał uroku. Rozwiane na wietrze włosy bardziej
harmonizowały z rozchełstaną koszulą, niż z nienagannie zawiązanym krawatem.
- Simon - powiedziała, nie mogąc już dłużej znieść tego milczenia - dlaczego ani razu w ciągu
ostatniego tygodnia, nie próbowałeś skontaktować się ze mną?
Natychmiast pożałowała tych słów. Pytając o cos takiego, mimowolnie przyznawała, że tęskniła za
nim.
Simon tymczasem przystąpił do bardziej zasadniczych zmian w swoim wyglądzie. Zdjął marynarkę i
przerzucił ją sobie przez ramię. Przybyło mu wdzięku i jakby nonszalancji.
217
- Dobre pytanie - przyznał tonem pana i władcy. Miała w tej chwili ochotę rozszarpać go na kawałki.
- Dzięki. Rzecz w tym, czy otrzymam równie dobrą odpowiedz. Bo już poważnie zaczęłam
zastanawiać się nad tym, czy interesujesz się swoją matką i stanem jej zdrowia. Rozmowa z
pielęgniarką to zawsze coś innego, niż rozmowa z pacjentką. Bardziej fachowo i odpowiedzialnie
mogłabym poinformować cię, czy rehabilitacja przynosi pozytywne wyniki. - Odetchnęła. Chyba
udało jej się zmienić sens tamtego pytania.
- Pani Haggerty informowała mnie na bieżąco. A poza tym nigdy nie wątpiłem w twoje zdolności.
Muszę też wspomnieć o najważniejszej rzeczy. Pomijając godziny, kiedy głowiłem się nad tym, co
zrobić z Okropną Trójką, przez cały czas myślałem tylko o tym, jakim sposobem znów cię zaciągnąć
do windy.
Gwałtownie uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
- NaprawdÄ™?
Stanął i ujął ją za rękę. Tym razem nie broniła się.
- Naprawdę, Mirando. I nie udawaj, że nie wiesz, iż myślałem o tobie dniem i nocą. Nie należysz do
istot, o których łatwo zapomnieć.
Ruszył, ona zaś dała się pociągnąć jego męskiemu ramieniu. Dopiero po kilku krokach zauważyła, że
kierujÄ… siÄ™ w stronÄ™ ulicy.
- Wiesz, Simon, zawsze chciałam być tą  niezapomnianą". - Czuła w sercu miłe ciepełko, które
stopniowo rozlewało się po całym jej ciele. Tego było jej jednak stanowczo zbyt mało. Pragnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl