[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wniebogłosy. Drugoklasiści, wciąż mający świeżo w pamięci upokorzenia zeszłego
roku, zachowywali się szczególnie wrednie, obrzucając przerażonych przybyszów
zgniłymi owocami. Absolwenci, dla których ceremonia Nadziału stanowiła początek
weekendu zlotowego, czekali dokładnie po drugiej stronie. Siedzieli tam od
dwudziestu minut - jazda drogą była znacznie szybsza. Mrożąca krew w żyłach i
opróżniająca pęcherze przeprawa przez jezioro Mamory stanowiła element
zniechęcający, a nie konieczny środek transportu.
Herbina zauważyła owoce i szykowała się właśnie do rzucenia zaklęcia
blokującego, gdy Barry ją powstrzymał.
 Nie powinniśmy się wtrącać  rzekł.  Nigel by tego nie chciał.
 Ale przecież za naszych czasów nie dochodziło tu do czegoś takiego. To
barbarzyństwo - zaprotestowała Herbina.  Z pewnością zawinili ci przeklęci
Malgnoyowie.
 Wcześniej czy pózniej będzie musiał nauczyć się bronić - upierał się Barry.
Herbina powiedziała coś niewyraznie, lecz zdecydowanie nie były to uprzejme
słowa.
 Słucham?  zainteresował się Barry.
 Powiedziałam: ciekawe, gdzie jest dyrektor Malgnoy -
skłamała.
Wszystkie nauczycielskie miejsca przy najwyższym stole były już zajęte, prócz
wielkiego fotela pośrodku należącego
77
do Drąga. Większość zebranych uczyła także rodziców Ni-gela: był tam Snajper,
wyglądający równie złowrogo jak zawsze  wrócił do Hokpoku, gdy się zorientował,
że w żadnej innej pracy nie pozwolą mu bić podwładnych; a także rzecz jasna
Hamgryz - już pijany, nieprzytomny bądz martwy; Barry nie potrafił orzec. Obok
siedziała madame Pons, szkolna bibliotekarka płci nieokreślonej; profesor Pupps,
który wycinał dziury w swych szatach, odsłaniając widmowe pośladki; Madame
Pitsch, instruktorka quitkitu mająca słabość do młodych sportowców, a obok niej
Zed Gromgar, szkolny zbrój mistrz*. Następne dwa miejsca zajmowali kołyszący się
mocno i stukajÄ…cy kieliszkami szef rady nadzorczej Lujusz Malgnoy oraz profesor
Author Gwizzley. Ojciec Aona odszedł z ministerstwa i obecnie uczył w szkole
Rozumienia Mugoli**.
Praca w Hokpoku nie była bynajmniej największą zmianą w życiu profesora
Gwizzleya. Po tym, jak ich ostatnie
* To prawda, większość szkół nie potrzebuje zbrojmistrzów, lecz naukę w Hokpoku
trudno nazwać bezpieczną. W pokoju nauczycielskim wisiała tablica z napisem  DNI
BEZ MARTWYCH UCZNIÓW". WidniejÄ…ca na niej liczba nigdy nie przekraczaÅ‚a dwóch
cyfr. Lecz dyplom z Hokpoku otwierał mnóstwo drzwi w świecie magicznym, toteż
rodzice wciąż posyłali tam swoje dzieci niczym owieczki na rzez.
** Poprzednia dyrektorka Graffitonu, Minolta McGoogle, już nie żyła. Zmarła
tragicznie. Biegając po szkole pod postacią kota, jak często miała w zwyczaju,
pani McGoogle złapała i połknęła nieśmiertelną mysz, dławiąc się na śmierć.
Wypchana w postaci kota drzemie na kominku sali wspólnej Graffitonu.
78
dziecko, Genny, opuściło gniazdko, kruche więzy małżeńskie łączące Mole Gwizzley
z jej łysiejącym, wiecznie roztargnionym mężem ostatecznie pękły. Nie czekając
nawet na rzucenie zaklęcia Rozwodu-Rozdziału, Mola porzuciła ojca Aona i
zamieszkała z Girlboyem Rokhardem. Ku zdumieniu wszystkich zainteresowanych,
profesor Gwizzley powitał te zmiany z ogromną radością. Najwyrazniej zawsze zle
się czuł w swoim ciele i ze swoją seksualnością. Nim jeszcze żona zdążyła
przekroczyć granicę dzielnicy, profesor Gwizzley przeistoczył się w wysokiego,
eleganckiego, otwarcie homoseksualnego Murzyna o oślepiająco białym afro. Jego
potomstwo zareagowało szokiem, on jednak sprawiał wrażenie dużo szczęśliwszego
niż do tej pory.
Jedyną nową twarzą przy stole był - jak zawsze - nauczyciel Zajęć Praktyczno-
Ciemniackich, przybysz z kraju, o którym nikt nigdy nie sÅ‚yszaÅ‚. Ów profesor
wyglądał osobliwie nawet według standardów świata magicznego, w którym wcieranie
owsianki we włosy stanowiło szczyt elegancji. Jego twarz całkowicie przysłaniała
kominiarka z butelkowozielonej wełny, spod której wypływała bujna, siwa broda.
Parę okularów przytrzymywały na miejscu dwa kawałki taśmy klejącej nad uszami.
- Wygląda jakoś znajomo - mruknęła do Barryego Her-bina.
- Wiesz co mówią, wszyscy magowie wyglądają jednakowo - odparł.
I rzeczywiście, lata manipulacji potężną magią sprawiają, że człowiekowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • michalrzlso.keep.pl